Rozdział 11.

2.1K 74 21
                                    

Grace's POV

Posiedzieliśmy przez jakiś czas w ogrodzie i rozmawialiśmy. Na szczęście nikt już nie pytał o naszą zabawę "w wampiry", bo chyba bym się zapadła pod ziemię. Dobrze, że był przy mnie Justin, więc połowa niezręczności tej sytuacji spadła na niego, jeżeli to ma jakikolwiek sens. Powiedzmy, że rozumiecie. Rozmowy dotyczyły za to naszych planów na przyszłość i w sumie zdałam sobie sprawę, że ja z Justinem nigdy o tym nie rozmawiałam. Wiedziałam mniej więcej co go interesuje, ale nie poruszyliśmy nigdy tematu studiów, przy tym być może wyprowadzki. Tak naprawdę nasze życie może się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni, a my nie mamy pojęcia co zrobić jak na ten moment. Jeżeli chodzi o atmosferę, to generalnie wszyscy się dobrze dogadywali, nawet Justin zagadał do Aidena, kiedy już był pewny, że nie jest zagrożony. Lubię jak jest o mnie zazdrosny. Wtedy czuję, że naprawdę mu na mnie zależy. Albo, że nie lubi nie być w centrum uwagi, bo u niego to też możliwe.

Kiedy wszyscy zaczęli się zbierać, pożegnałam się z Justinem.

- Zostaw otwarty balkon. - powiedział mi dyskretnie do ucha, tak, aby nikt oprócz mnie tego przypadkiem nie usłyszał.

- Przecież się zorientują jak przyjdziesz. Nie lepiej po prostu zapytać, czy możesz zostać? - zapytałam próbując ukryć śmiech. Przecież jestem prawie dorosła, więc może rodzice nie mieliby z tym aż takiego problemu.

- Po pierwsze nie będzie zabawy gdy tak zwyczajnie zapytam, a już bez tego czeka mnie rozmowa z twoim tatą pamiętasz?

- Oj dobra, dobra. Ale masz być cicho.

- Przysięgam. - chłopak położył dłoń na sercu na znak przysięgi. Dałam mu krótkiego buziaka, po czym pożegnałam się z Jaxonem i Jazzy którzy już ledwo stali na nogach ze zmęczenia. Co się im dziwić, dochodziła dziesiąta. Następnie przytuliłam Pattie i pomachałam Jerremu. (Ekhm bez skojarzeń pszczółki). Gdy wyszli, mama poprosiła, abym przygotowała pokoje dla cioci i kuzyna, więc najpierw ogarnęłam sypialnie na dole dla Sam, a potem poszłam na górę, gdzie był drugi pokój gościnny, dla Aidena. Zajęło mi to jakieś pół godziny. Gdy skończyłam postanowiłam pożegnać się z rodzicami i ciocią i pójść na górę, aby wziąć prysznic. Byłam ciekawa, czy Justin naprawdę przyjdzie, dlatego przed wejściem do łazienki, otworzyłam drzwi balkonowe tak na wszelki wypadek. Kąpiel trwała jakieś piętnaście minut. Wysuszyłam włosy, po czym skierowałam się do pokoju w samym ręczniku i prawie dostałam zawału, gdy zobaczyłam na łożku Justina, który leżał jak gdyby nigdy nic, podpierając się rękami na karku. No dobra, może się tego spodziewałam, ale i tak było to zaskoczenie w tamtym momencie.

- Cześć kochanie. - powiedział, przygryzając przy tym wargę, a następnie wstał, objął mnie i zaczął całować. Żeby tradycji stało się zadość, nagle drzwi od pokoju otworzyły się, na co znowu omal nie zemdlałam.

- O cholera sorry, myślałem, że tu jest łazienka. - powiedział przestraszony Aiden.

- Drzwi obok! - warknął Justin, a po jego minie widziałam, że się wkurzył. - Aiden? - zawołał chłopaka.

- Tak? - odpowiedział mu.

- Jakby coś, to nie widziałeś mnie tu. - powiedział.

- Jasne stary, spokojnie.

Uśmiechnęłam się do kuzyna, po czym ten wyszedł i zostaliśmy z Justinem znowu sami. Justin na moment odszedł i widziałam jak zamyka drzwi na klucz i znowu wraca.

- To na czym skończyliśmy?

- Przede wszystkim muszę się ubrać. - zaśmiałam się, idąc z powrotem w stronę łazienki z przyszykowanymi rzeczami.

- Nie ma potrzeby. - przejechał po moich udach, zbliżając się do pośladków.

- Justin, nie dziś. Nie jesteśmy sami. - przypomniałam chłopakowi, bo wiedziałam do czego zmierza.

- Będziemy cichutko.

- Justin, a co jeśli... - zaczęłam, ale nie dał mi skończyć.

- Mam na ciebie cholerną ochotę. Zresztą zobacz jak się poświęcam. W tym momencie ryzykuje życiem i obcięciem jaj przez twojego tatę.

- Dużo byś nie stracił. - przewróciłam oczami, żeby mu dokuczyć.

- Jakoś ostatnio nie narzekałaś co? J-Jus-ss-tttin. - próbował naśladować, śmiejąc się przy okazji.

- Ohh zamknij się. Poza tym mniejszym ryzykiem byłoby gdybyśmy najzwyczajniej ze sobą pobyli.

- Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana, skarbie.

- I tak nie pije, bo taki jeden nie pozwala mi brać do ust alkoholu. - dokuczałam mu, wbijając palca w jego klatę.

- Za to możesz wziąć co innego do ust. - poruszył brwiami, za co dostał w bark. - Żartowałem tylko myszko. - pocałował mnie w czoło.

- Nie śmieszą mnie twoje żarty. - oburzyłam się, bo po prostu mnie zawstydził.

- Przepraszam. Jak chcesz to możemy po prostu się poprzytulać.

- Tak, wolałbym być w stanie ruszać jutro nogami.

Justin już nic nie odpowiedział, tylko zaśmiał się i pozwolił mi się ubrać, po czym oboje weszliśmy pod kołdrę i rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Kiedy dochodziła pierwsza, chłopak stwierdził, że będzie się zbierał, bo pewnie wszyscy już śpią i nikt go nie zauważy. Uparł się oczywiście, że wyjdzie balkonem i tak też zrobił.

Kolejnego dnia rodzice o dziwo mieli wolne. Okazało się, że wszyscy, razem z Bieberami postanowili spędzić ten dzień razem. Zadecydowali, że w końcu wybierzemy się na Liberty Island, aby zobaczyć statuę wolności, bo to podobno wstyd być w Nowym Jorku i jej nie widzieć. Jakoś nigdy mnie tak nie ciągło, ale cieszyłam się, że spędzimy ten dzień wspólnie. Zdałam sobie sprawę, że mamy z Justinem szczęście, że nasi rodzice się przyjaźnią. Gdyby nie to, widzielibyśmy się rzadziej i w ogóle byłoby wszystko inaczej. A on mógłby być już uboższy o pewne rzeczy.

Kilka godzin później byliśmy już na promie, który przewozi turystów na wyspę. Jakiż nudny i zmarnowany byłby dzień, gdyby ktoś znowu nie postawił nas w niezręczniej sytuacji.

- Justin tak swoją drogą, co robiłeś wczoraj w nocy przez pierwszą? - zapytał Jerry patrząc na chłopaka, który siedział teraz obok mnie, patrząc w słońce, z jedną dłonią owiniętą wokół moich pleców.

- Siedziałem z kalendarzem w ręku i patrzyłem na zegarek, a co? - odpowiedział i wiedziałam, że nie miał zamiaru się tłumaczyć.

- Nic, nic tak tylko pytam, bo przyszedłeś późno do domu. - stwierdził, patrząc na naszą dwójkę, a raczej trójkę, bo w pewniej chwili Aiden i ja zaczęliśmy się śmiać. - Wiecie coś o tym? - podniósł brew z zaciekawieniem.

- My, nie nic. - pokręciłam głową.

- Nie, nie. - stwierdził jednocześnie Aiden.

Dorośli popatrzyli na siebie, ale co tam. W tej chwili cieszyłam się tylko, że mogę być z Justinem, że jest między nami dobrze i się kochamy.

Grace 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz