Rozdział 15.

1.7K 72 18
                                    

Przechodząc w oddali zauważyłam Ashley. I nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież nie pierwszy raz na nią wpadam, ale miałam wrażenie, ze rozmawia z Justinem. Stali dosyć daleko więc nie mogłam tego na sto procent stwierdzić, dlatego też postanowiłam podejść trochę bliżej. Gdy przystanęłam już kilka metrów od nich, byłam pewna. Justin kłócił się z Ashley.

- To są twoje ważne sprawy do załatwienia? - zapytałam wkurzona, ale nie podnosiłam głosu. Bardzo rzadko to robię, a szczególnie nie teraz kiedy są przy mnie dzieci. Nie muszę ich dodatkowo stresować, ale byłam zdenerwowana, bo nie miał czasu dla nas, tylko temu, że postanowił się spotkać z nią. Gdyby chociaż mi powiedział, a nie robił ze mnie cholernej idiotki. Zgodziłabym się, żeby się spotkali, a w tym momencie zachowuje się jakby mi nie ufał.

- Grace to nie tak. - odpowiedział zaskoczony, gdy mnie zobaczył.

- Jasne, może jej powiesz co? Tatusiu od siedmiu boleści. - powiedziała Ashley, a ja miałam ją najchętniej ochotę zabić, zanim jeszcze się dowiem o co chodzi.

- Co? - zaciekawiłam się i znowu popatrzyłam na niego oczekując odpowiedzi. Nie chciałam do siebie dopuszczać żadnych złych myśli. Chciałam, żeby ktoś mnie teraz uszczypnął i żeby okazało się to tylko snem.

- Porozmawiamy w domu Grace. Poza tym ty jesteś kto? - odwrócił się do Cartera, który obserwował całą sytuację, zapewne nie mając pojęcia o co chodzi.

- To chyba nie ma teraz większego znaczenia. - syknęłam.

- Chyba jednak ma. - warknął. Nie wiem co w niego wstąpiło, nie musiał się unosić.

Popatrzyłam na niego pytająco, jakby to teraz było ważne, a nie to, że kłoci się na środku drogi z tą idiotką. Odwróciłam się na pięcie stwierdzając, że porozmawiamy później, bo za chwilę się tu pokłócimy, na co nie miałam ochoty.

- Grace poczekaj! - krzyknął, ale nie robiło to na mnie wrażenia.

- Jak się ogarniesz to może wtedy pogadamy. - odpowiedziałam, nie odwracając się.

- Grace wszystko okej? - zapytał po chwili Carter, który do tej pory się nie odezwał ani słowem.

- Tak, jest w porządku. Przepraszam cię, ale chyba my powinnismy już wracać. Zdzwonimy się jeszcze. - uśmiechnęłam się lekko.

- Jasne, do zobaczenia mała. Jakby się coś stało, to daj znać - pokiwałam głową, a on przytulił mnie i każdy z nas poszedł w swoją stronę.

Szybko doszliśmy do samochodu, kiedy właśnie zadzwoniła Pattie, że już wróciła. Umówiłam się z kobietą, że odwiozę Jazzy i Jaxona za dwadzieścia minut do domu, więc wsiedliśmy do auta i za chwilę już jechaliśmy w stronę naszej dzielnicy.

- Grace, czy Justin jest na nas zły? - zapytała dziewczynka wiercąc się z tyłu.

- No co ty, kochanie. Justin po prostu ma troszkę gorszy dzień, ale nigdy nie jest na was zły. - odpowiedziałam patrząc w lusterko i uśmiechając się, aby nie wyczuli, że tak naprawdę sama nadal myślę nad tym wszystkim i zastanawiam się co jest z Justinem.

Dalszą drogę rozmawialiśmy o szkole, koleżankach i oczywiście jak to dziewczyny, o ubraniach, przez co Jaxon nie mógł już z nami wytrzymać. Ja jednak nie mogłam się rozluźnić w tej sytuacji. Co do cholery się stało i czy Ashley jest w ciąży z Justinem? Nie mogę w to uwierzyć. Po prostu nie ma możliwości. Tylko, że teraz jak tak o tym myślę, to wydaje mi się to coraz bardziej realne.

Kiedy wróciłam do swojego domu, już po odstawieniu dzieci, zamknęłam się w pokoju i wyszły ze mnie wszystkie emocje. Dlaczego sprawy zawsze się muszą komplikować. Czy ja nie mogę mieć ani trochę spokoju? Nie mogę być szczęśliwa z kimś, kogo kocham i nie musieć myśleć nad resztą? Szczerze? Mówią, że życie jest niesprawiedliwe, ale nade mną wisi już chyba jakaś klątwa. Zawsze kiedy wydaje mi się, że coś się zaczyna układać, że jest tak, jakbym chciała, to wszystko się musi spieprzyć.

Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół, bo byłam aktualnie sama w domu i poszłam otworzyć. W wejściu zastałam Justina.

- Mogę? - zapytał niepewnie. Samo to stresowało mnie jeszcze mocniej.

- Wejdź. - wskazałam ręką na kanapę. - Więc.. raczysz mi teraz powiedzieć o czym mówiła Ashley? - popatrzyłam na niego.

- Grace... Tak cholernie chciałbym żeby to nie była prawda. Sam nie wiem czy jest i szczerze wątpię... - zaczął, a moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu.

- Powiesz to w końcu? To twoje dziecko? - zwróciłam się, bo przecież oboje dobrze wiedzieliśmy o co chodzi.

- Ona mówi, że tak, ale ja w to nie wierzę. - spuścił głowę.

- To chyba nie kwestia wiary. - łzy stanęły mi w oczach.

- Grace zrobię te cholerne testy. Jestem pewien, że to nie jest moje dziecko. Znasz ją. To może być każdy. - patrzył teraz ma mnie, a ja ledwo powstrzymywałam łzy. Nie, nie pokaże, że jestem słaba.

- Czyli równie dobrze ty. - stwierdziłam trochę głośniejszym głosem niż do tej pory. - Wyjdź już najlepiej.

- Grace proszę cię. Nie zostawiaj mnie.

- Nie zostawiam. Po prostu potrzebuję pomyśleć. Nadal cię kocham, ale... - przerwałam na chwilę. - Ale to dla mnie trudne. Proszę cię, wyjdź.

Justin wstał z kanapy i poszedł w stronę drzwi. Kiedy usłyszałam trzask, w tym samym momencie coś we mnie pękło. Rozpłakałam się jak dziecko, które nie dostało zabawki. Nie panowałam nad tym. To wszystko ze mnie wyszło, bo już dłużej nie mogło siedzieć w środku. Przestałam dopiero, gdy rozbolała mnie głowa i nie miałam już nawet siły. I jak na zawołanie ktoś wszedł do środka. Proszę tylko nie on...

Odwróciłam się i zobaczyłam Lily. Tak dawno się nie widziałyśmy. Czułam się podle w stosunku do niej.

- Grace, dlaczego płaczesz? Skarbie co się stało? - podbiegła i mnie objęła, gdy tylko zobaczyła moje podpuchnięte oczy. Ma wyczucie czasu.

- Ashley.. ona... - łkałam, co utrudniało mi cokolwiek sensownego powiedzieć. - Może być z Justinem w ciąży. - wymamrotałam ledwo.

Lily otworzyła oczy jakby nie wierzyła w to co powiedziałam, albo zastanawiała się, czy wszystko dobrze usłyszała.

- Jest tego pewna? Ale jak to? Jesteście razem pół roku.

- Ale ona jest w siódmym miesiącu! - znowu zaczęłam mocniej płakać.

- Shhh... cichutko. Grace, ona może chcieć was tylko rozdzielić. Ojcem tego dziecka może być każdy. - powiedziała, starając się mnie uspokoić i przypomniało mi się, że Justin mówił to samo. Ale do cholery to może być tak samo prawda jak i kłamstwo.

- A co jeśli? - próbowałam dokończyć, ale nie byłam w stanie.

- Wszystko się ułoży Grace. Wszystko będzie dobrze. Tylko bądźcie razem i się wspierajcie. - jej ramiona ciągle były wokół mojego ciała, ale w pewnym momencie się wyrwałam, bo poczułam, że zwymiotuje. Pobiegłam do łazienki i tak też się stało. Lily wbiegła do środka i złapała moje włosy. - Jesteś przemęczona. Powinnaś odpocząć. - radziła, ale ja nie mogłabym teraz zasnąć.

- Lily nie dam rady.

- To chodź do salonu i chociaż spróbuj.

- Okej. - poszłam za dziewczyną, po tym jak umyłam zęby i wypłukałam buzię. Oparłam się o kanapę i nawet nie wiem kiedy odpłynęłam...

Grace 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz