Rozdział 20.

1.7K 71 13
                                    

Grace's POV

- A zanim jeszcze powiesz to bardzo się cieszę, że ta sprawa z Ashley jest już zamknięta. I że nie będę miał dziecka.. - odetchnął jakby z ulgą. - Ale dokończ kochanie. - powiedział, znowu sygnalizując, abym podeszła do niego i usiadła obok na łożku.

- No widzisz chciałam tylko powiedzieć, że też się cieszę, że to wszystko nieprawda. - odpowiedziałam, chcąc brzmieć jak najbardziej wiarygodnie. Po tym co przed chwilą powiedział, musiałam skłamać, chociaż bardzo mnie to bolało.

- Też się cieszę skarbie. I przepraszam, że musiałaś tak bardzo cierpieć. Wiesz, że cię kocham? - popatrzył na mnie, a ja czułam się beznadziejnie ze świadomością, że ukrywam przed nim coś takiego jak ciąża.

- Tak, ja ciebie też. - uśmiechnęłam się wciąż myśląc o tym jaką idiotką jestem. Przytuliłam się do chłopaka, a on zrobił to samo i leżeliśmy tak jeszcze przez chwilę, dopóki nie przyszedł Jerry. Zapomniałam, że jeszcze nie widział się z Justinem, a ja się zasiedziałam. Wyszłam z sali zostawiając ich samych. Po drodze spotkałam pielęgniarkę, która oczywiście musiała się krzywo popatrzeć. Suka.

Usiadłam na jakże wygodnym plastikowym krzesełku, które od jakiegoś czasu służy mi za łóżko i popatrzyłam w sufit, biorąc głęboki oddech. Co ja mam teraz zrobić? Justin dał mi jasno do zrozumienia, że nie jest gotowy na dziecko. A ja głupia myślałam, że to wszystko się ułoży. Co ja sobie wyobrażałam? Że nagle będziemy szczęśliwą rodzinką, mając po osiemnaście lat? Po prostu nie wierzę w to wszystko. Z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos. Popatrzyłam w stronę, skąd dochodził dźwięk i zobaczyłam Pattie, uśmiechniętą jak rzadko ostatnio. Dużo lepiej wygląda, gdy jest uśmiechnięta. Chyba jak każdy, ale miło się mi patrzy, bo dawno jej nie widziałam w tak dobrym humorze. Naprawdę ją podziwiam. Przeszła w życiu tak wiele i nadal potrafi być wspaniałą matką i wspierać innych. Nie to, żebym nie myślała tak o mojej mamie, ale to co innego.

- Pan Morgan mówi, że Justin będzie mógł wyjść już pojutrze ze szpitala, jeśli wyniki bedą dobre. - powiedziała, siadając obok i wpatrując się we mnie.

- To bardzo się cieszę. - uśmiechnęłam się, chcąc przestać przez chwilę myśleć o tym wszystkim. Nie chciałam też dać po sobie poznać, że coś mnie martwi. Ale ja jestem w tym mistrzem.

- Ja też. - Pattie oddała uśmiech i oparła się o krzesełko. - Chcesz może kawy? - zapytała po kilku minutach ciszy, jaka panowała pomiędzy nami. Nie była ona niezręczna. Po prostu mogłyśmy w końcu być spokojniejsze i nie zamartwiać się. Jeżeli w moim przypadku można tak powiedzieć.

- Nie dziękuję. - odpowiedziałam krótko, patrząc jak ta wstaje i idzie w stronę automatu, a po pięciu minutach wraca z wielkim kubkiem gorącego espresso.

- Myślę, że powinnaś wrócić dziś do domu. Potrzebujesz odpocząć skarbie. - powiedziała, biorąc kolejny łyk napoju.

Westchnęłam tylko myśląc nad tym. Może i ma rację. Z Justinem jest okej, więc może wrócę. Powinnam porozmawiać też z rodzicami, bo ciągle ich zbywam. Wiem, że się martwią i że mnie kochają, ale to wszystko ostatnio mnie przerosło. Nie miałam ochoty na żadne rozmowy, przez co teraz czuję się trochę winna.

- Yhym... Ale jutro będę z powrotem. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. - zaśmiałam się.

- Oczywiście, jakbyśmy śmieli w ogóle chcieć się ciebie pozbyć. Jesteś dla nas jak rodzina Grace. - przybrała jakby poważniejszy ton, ale w dobrym tego słowa znaczeniu.

Zrobiło mi się naprawdę bardzo miło na te słowa. Niby nic specjalnego, ale poczułam, że mogę na nich liczyć. Udowodnili mi to już, mimo to zrobiło mi się ciepło na sercu.

Justin's POV

- Cześć synu. - zawołał Jerry, a raczej tata, gdy Grace zamknęła za sobą drzwi.

- Hej tato. - uśmiechnąłem się do niego szeroko i czekałem, aż usiądzie obok.

- Jak się czujesz? - zadał typowe pytanie. Słyszę je dziś chyba setny raz.

- Dobrze. To znaczy bywało, że miałem czucie w nogach, ale nie narzekam. - zaśmiałem się, patrząc na kołdrę, która przykrywała teraz moje ciało.

- A jak z Grace? - nie zdziwił mnie tym pytaniem. Gdyby ktoś kazał mi przygotować scenariusz tej rozmowy, chyba nie byłoby to dla mnie trudne.

- Wystraszyłem ją trochę, że straciłem pamięć.

- Justin naprawdę w takiej sytuacji musiałeś sobie żartować? Ta dziewczyna nie potrzebuje już więcej stresu. - pokręcił głową na boki, a ja poczułem się jak kilka lat temu, gdy uderzyłem niechcący piłką w nowy samochód sąsiadów i z przerażeniem parzyłem czy jest cały.

- Wiem tato, wiem.

- Wiesz, że siedzi tu praktycznie bez przerwy od wypadku?

- Poważnie? Nie wiedziałem. Przed wypadkiem trochę się popsuło między. Zresztą pewnie wiecie.

- Od trzech tygodni siedzi tu, na wypadek gdybyś się obudził. Masz wielkie szczęście, że masz taką dziewczynę.

- Tam wiem. - pokiwałem głową. Tata miał rację. Grace była wyjątkowa i zasługiwała na wiele więcej niż na kogoś takiego jak ja.

- Pojutrze powinieneś wyjść ze szpitala. - zmienił w końcu temat, na co uniosłem głowę.

- To dobrze. Mam dość tego miejsca.

- Co ty nie powiesz... - zaśmiał się, a ja zaraz za nim. Miał rację. Ja przynajmniej nie byłem świadom, że tu jestem, a to oni najbardziej się wycierpieli.

- Moje biedne Ferrari... - westchnąłem myśląc o moim samochodzie. Albo o tym, co z niego zostało.

- Taaa... Było fajne. - usłyszałem śmiech. To wcale nie było śmieszne. To auto kosztowało więcej niż wszystkie auta moich kolegów razem wzięte. Okej, może nie kupiłem je całkiem sam, ale to auto było moim oczkiem w głowie.

- Ale spójrz na to z innej strony. W końcu będziesz mógł sobie kupić bugatti.

- Ja na razie to stać mnie co najwyżej na trzydziestoletniego jeepa, jeżeli w ogóle.

- Coś pomyślimy. A teraz już nie będę cię męczył. Odpocznij trochę. - wstał z łóżka i się ze mną pożegnał.

Zostałem znowu sam, a raczej z pielęgniarką, która nie miała chyba nic innego do roboty, jak ślęczenie nade mną. Nie wiem jakim cudem ma tą pracę, skoro nie potrafi nawet zakodować za pierwszym razem, że czuję się dobrze i nie potrzebuje żeby przychodziła co po chwilę.

Mając trochę czasu zacząłem myśleć nad tym wszystkim, nad domem, nad Grace. Wydawała mi się dziś jakaś dziwna, ale upierała się, że to z powodu niewyspania i w ogóle. Nie żebym jej nie wierzył, bo ma pewne prawo być zmęczona, ale znam ją na tyle, żeby wiedzieć, że coś kręci. Mam nadzieję, że jutro coś od niej wyciągnę.

Grace 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz