Rozdział 21.

1.9K 88 30
                                    

Grace's POV

Dzisiejszą noc spędziłam w domu. Z jednej strony położenie się w końcu we własnym łożku było o niebo lepsze niż szpitalne krzesło, ale tam przynajmniej byłam blisko Justina. Co prawda jakoś teraz trochę czuję ulgę kiedy jestem w domu. Nie o to chodzi, że nie chce przy nim być, tylko po prostu boję się mu spojrzeć w oczy po tym co powiedziałam, albo raczej nie powiedziałam. On zasługuje na to żeby wiedzieć, ale nadal słyszę gdzieś w głowie jego słowa "cieszę się, że nie będę miał dziecka". To jedno zdanie sprawiło, że straciłam całą pewność jaką do tej pory miałam i stchórzyłam. Tak, najzwyczajniej w świecie bałam się mu powiedzieć prawdy. Teraz leżę w łożku ze świadomością, że za jakąś godzinę pojadę z powrotem do szpitala i, że będę musiała to znowu przed nim ukrywać. I nie wiem jeszcze jak długo, ale samo myślenie o tym sprawia, że przechodzą mnie nieprzyjemne ciarki.

Kiedy zeszłam na dół zobaczyłam rodziców jedzących śniadanie. Uśmiechnęłam się i dosiadłam się do stołu. Wczoraj trochę pogadaliśmy i myślę, że między nami wszystko w porządku. Mimo że teoretycznie było okej wcześniej, ale wszyscy czuliśmy to napięcie. Teraz wszystko zwaliło się na raz. Wypadek Justina, ciąża, egzaminy za chwilę. To nie jest mało dla osiemnastolatki która jeszcze tak naprawdę nie potrafi sobie chyba radzić w życiu.

- Hej kochanie! - powiedział tata, gdy mnie tylko zobaczył. Jego uśmiech sprawiał, że od razu jakoś luźniej się czułam.

- Hej. - odpowiedziałam, sięgając po kubek z kawą.

- Jedziesz do Justina? - zapytała mama zaraz po tym jak wzięłam pierwszego łyka i poczułam ciepło.

- Yhym.. Właśnie za chwilę będę wychodzić.

- Grace jest taka sytuacja, że musimy z tatą wyjechać na tydzień. Tata ma delegację, a ja szkolenie na którym mi od jakiegoś czasu bardzo zależało. Wiem, że ostatnio przechodzisz trudne chwile i jeśli to problem, to...

- Nie mamuś proszę cię, jedźcie. Rozumiem, że macie obowiązki, a ja czuję się swietnie.

- Naprawdę? - upewniała się.

- Tak. - odpowiedziałam z ciepłym uśmiechem na ustach.

- Dobrze. Myślę, że jakby co, to Pattie ci pomoże. Zresztą Justin też podobno wraca do domu, tak?

- Tak, tak. Jutro mają go wypisać. - spojrzałam na zegarek w tym samym momencie. - Ja się będę zbierać powoli. To co, zobaczymy się dopiero za tydzień?

- Tak.

Podeszłam do rodziców i przytuliłam ich na pożegnanie. Nie przeżywałam tego jakoś bardzo, bo nieraz już wyjeżdżali zostawiając mnie samą. Teraz po prostu zaczęli się bardziej o mnie martwić, ale nie potrzebnie. Oni chyba myślą, że powiedziałam Justinowi o wszystkim. Lepiej, żeby tak myśleli, niż żeby męczyli mnie rozmowami o tym, jak nieodpowiedzialnie się zachowuje.

Kiedy już uściskałam się z każdym z osobna, poszłam do korytarza i zaczęłam szukać moich conversów. Po chwili założyłam je na nogi i wzięłam kluczyki od samochodu. Droga do szpitala zleciała mi dość szybko, nie było na szczęście korków. Po dwudziestu minutach byłam już w windzie i jechałam na drugie piętro, gdzie przenieśli Justina. Szybko znalazłam jego "nową" salę i się z nim przywitałam. Tak bardzo tęskniłam za jego uśmiechem. Uśmiechem, którego sam nie jest świadom, a mimo to znaczy dla mnie tak wiele. Pocałowałam go w usta, na co on chwycił moją głowę i pogłębił pocałunek.

- Tęskniłem. - powiedział, gdy odsunęliśmy się od siebie.

- Ja też skarbie. Nie wiesz jak bardzo. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Pan Morgan powiedział mi przed chwilą, że właściwie mogę wyjść dziś ze szpitala.

- Mówisz poważnie? - rozpromieniłam się. - To co, będziemy się zbierać?

- Myślę, że tak. - Justin powiedział, po czym wstał i zaczął ogarniać swoje rzeczy. Nie było ich dużo, ale mimo wszystko, zdążył już zrobić mały bałagan.

Po około pół godziny, był już gotowy.

- To może pójdziesz po wypis, a ja pójdę już do auta? - zaproponował i czekał na moją reakcję.

- Okej. Tu masz moją torebkę. W środkowej kieszeni powinny być kluczyki. Stoję na trzecim piętrze, w środkowym rzędzie, ale od razu znajdziesz bo nie było tam zbyt wiele aut.

- Dobra. - pocałował mój policzek i rozdzieliliśmy się. Ja poszłam po wypis, tak jak mnie prosił, a Justin na parking. Kiedy wszystko szybko załatwiłam, poszłam do samochodu, gdzie chłopak już czekał. Oczywiście siedział za kierownicą. Wsiadłam na miejsce pasażera i uśmiechnęłam się do niego. On jednak nie zareagował tak jakbym tego oczekiwała, a wydawał się jakiś nieobecny. Trudno to opisać, ale coś tu nie grało i to bardzo. Patrzyłam na niego, spoglądającego w szybę i czekałam, aż w końcu się odezwie i dowiem się co jest nie tak.

- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? - odwrócił się do mnie i patrzył na mnie z żalem w oczach. Poczułam się bardziej beznadziejnie niż kiedykolwiek. Zapomniałam, że w tej samej kieszeni znajdowały się testy ciążowe, które ostatnio robiłam. Jak mogłam być tak nieostrożna. Ale może tak miało być. No nic i tak już za późno na takie rozmyślania.

- Justin.. Ja... - zaczęłam, a mój głos trząsł się, jakbym się czegoś bała.

- No wytłumacz mi. - jego twarz nadal nie nabrała żadnego wyrazu. Patrzył na mnie jakby zawiódł się na mnie. Tak pewnie było.

- Kiedy ostatnio miałam ci powiedzieć... W tym szpitalu.. to ktoś nam przeszkodził, a ty później powiedziałeś, że cieszysz się, że nie będziesz miał dziecka. - powiedziałam na jednym tchu, przez co końcówka mojego zdania była prawie nie słyszalna. Jestem jednak pewna, że on wszystko zrozumiał.

Położył obie dłonie na twarz i skrył ją w nich.

- Gracie... Cieszyłem się, że nie będę mieć dziecka z nią. Nasze dziecko to co innego. Cholera jak mogłaś się bać. Nie ufasz mi? - zapytał, a ja już czułam łzy w oczach.

- Ja.. Myślałam, że ty będziesz zły. Że zniszczyłam ci życie. Oczywiście, że ci ufam. - pociągnęłam nosem.

- Skarbie, ten maluszek to owoc naszej miłości. Kocham go tak samo jak ciebie. I nie wiesz jak bardzo cieszę się w tym momencie. Jesteście dla mnie wszystkim. - podniósł mój podbródek, abym na niego spojrzała, co też po chwili zrobiłam.

- Czyli chcesz tego dziecka? - zapytałam niepewnie, nawet ciszej niż wcześniej.

- Kochanie będę tatą! Nie umiem nawet opisać co teraz czuję. Kocham cię.. kocham was tak bardzo. - popatrzył na mój brzuch, ma którym jeszcze nie było żadnego śladu i położył na niego dłoń. - Moja kruszynka. - nadal patrzył, a w jego oczach widziałam radość. - Chociaż jesteś jeszcze malutka, to wiedz, że tatuś kocha cię i twoją mamusię najbardziej na świecie. I zrobię wszystko, abyśmy byli szczęśliwi.

Przez to co powiedział, popłakałam się. Popłakałam się ze szczęścia. Nie wierzę, że go mam. Nie wiem czym zasłużyłam, ale dziękuje za niego Bogu.

Grace 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz