Rozdział 7.

2.2K 68 36
                                    

Grace's POV

Siedziałam cały dzień w domu nie odrywając się od telewizji i nie odbierając od nikogo telefonów. Lily wydzwaniała do mnie tyle razy, że zastanawiałam się czy nie zablokować jej numeru. A jeśli chodzi o mnie, to czułam się jak jakaś porażka. Justin wyszedł tak po prostu i mogłam się w sumie tego spodziewać, bo po tym co się stało wczoraj zrozumiałam, jak to wszystko wyglada. Tylko mógł powiedzieć mi od razu, a ja nie wyszłabym na idiotkę. I nie widziałam sensu w tym, że tu został.

Oglądałam właśnie kolejny płaczliwy romans, i wydmuchiwałam nos chyba po raz setny dzisiaj, a nie było to spowodowane tylko filmami, bo były one tak beznadziejne, jak moja tymczasowa sytuacja.

Dochodziła już piąta, i w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Zastanawiałam się kto to może być. Przecież wszystkich dziś ignorowałam i miałam nadzieję, że sobie uświadomią, że nie mam ochoty na żadne rozmowy. Zwlekłam się z kanapy, zrzucając z siebie koc i o mało się o niego nie potknęłam. Poszłam, aby otworzyć i w drzwiach zobaczyłam znaną mi osobę, z wielkim bukietem róż.

Justin's POV

Cały dzień zastanawiałem się co zrobić, aby było już pomiędzy nami dobrze. Zadzwoniłem do Chaza i on jak zwykle doradził mi, abym kupił kwiaty, bo dziewczyny to lubią. Postanowiłem pojechać na miasto i poszukać jakiejś kwiaciarni, co zajęło mi pół godziny.
Wszedłem do środka i zobaczyłem starszą kobietę, która przywitała mnie wielkim uśmiechem.

- W czym mogę panu służyć? - zapytała po chwili.

- Potrzebuje największego bukietu jaki pani tylko ma. - odpowiedziałem biorąc oddech.

- Dziewczyna się obraziła, co? - mrugnęła okiem, na co pokiwałem głową. - Jak jej pan to da to powinna zapomnieć. - przyniosła i podała mi ogromy bukiet róż.

- Miejmy nadzieję. - uśmiechnąłem się szczerze.

- Musi być naprawdę fajną dziewczyną, skoro tak się pan dla niej stara. - stwierdziła, gdy wyjmowałem pieniądze z kieszeni.

- Jest najwspanialszą dziewczyną jaką kiedykolwiek spotkałem. - odwróciłem wzrok i pomyślałem o mojej Grace, zastanawiając się, co teraz robi. Zapłaciłem kobiecie i ostatni raz uśmiechając się, wyszedłem.

Stwierdziłem, że wezmę dziś Grace na jakąś kolację. Chyba jestem mało romantycznym chłopakiem, bo zazwyczaj spędzamy czas na jedzeniu w domu bądź oglądaniu filmów.

Piętnaście minut później byłem pod jej domem, więc podszedłem do drzwi i zadzwoniłem. Za chwilę drzwi się otworzyły, ale nie byłem w stanie jej zobaczyć przez ten wieki bukiet.

- Mogę wejść? - zapytałem, a dziewczyna wpuściła mnie bez słowa. - To dla ciebie skarbie. - wręczyłem jej kwiaty.

Dziewczyna wzięła je, ale wygladała na bardzo zaskoczoną.

- Ty... nadal chcesz z mną być? - zdziwiła się, a mi chciało się śmiać. Jak ona mogła w ogóle pomyśleć, że nie chciałbym z nią być?

- Głuptasie czy ty serio myślałaś, że nie? - zaśmiałem się patrząc na jej zdezorientowaną minę, po czym podszedłem bliżej i mocno przytuliłem. - Ale nie rób mi więcej takich akcji. - powiedziałem cicho, będąc zatopionym w jej włosach.

- Już nigdy nie zrobię. - odpowiedziała i mocniej mnie przytuliła. Jak ja za nią tęskniłem.

- Zbieraj się, zabieram cię na kolację. - odsunęliśmy się w końcu od siebie.

- Co? - chyba się tego nie spodziewała.

- No to chyba normalne, że zabieram swoją dziewczynę na kolację. No już, ubieraj się. - pospieszyłem ją.

Grace 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz