Jeśli liczyłam na to, że od tak mnie wyśmieje to byłam w błędzie. Armaro stał przez chwilę i próbował zgadnąć czy właśnie jestem poważna. W końcu odparł- Kocham cię- uśmiechnęłam się do niego i biorąc pod uwagę, że jesteśmy znów sami chciałam pocałować go w usta, a zrobił krok w tył i wziął w swoją dłoń moją lewą rękę- Krwawisz- odparł, a ja dopiero teraz zauważyłam, że mój rękaw od sukienki jest cały mokry.- Nie nałożyłam nowego opatrunku- wyjaśniłam, a on pokręcił głową z dezaprobatą. - Choć, siadaj- odparł i zaprowadził na kanapę. - Musisz zdjąć mi górę sukienki- powiedziałam, a on ostrożnie zsunął ramiączka z moich ramion odkrywając mój koronkowy stanik.
Wstał i podszedł do biurka. Wyjął z szuflady kluczyk i poszedł do skrzynki na ścianie. Tam właśnie była apteczka. Podszedł do mnie z mnóstwem opatrunków i bandaży. Poczułam pieczenie, gdy zaczął przemywać mi ranę. - Jeszcze chwilę i będzie po wszystkim - odparł, a ja lekko skinęłam głową.
Czułam się dziwnie, gdy jego palce szybko błądziły po mojej nagiej skórze. Opatrzył moje ramię i powoli zaczął ubierać mi sukienkę. - Wiesz nigdy nie myślałem, że będę cię ubierał- odparł, a ja odwróciłam się do niego i spojrzałam w oczy- To nie ubieraj odparłam i pocałowałam go.
W tym samym momencie do gabinetu weszła Lilith. Cholera jasna. Chwili spokoju. - No... Oj sorki, to ja może później... - zaczęła się wycofywać.- Nie, nie... Choć, Armaro zakładał mi opatrunek- odparłam i poprawiłam sukienkę. - A opatrunek, jasne- odparła patrząc na nas dwuznacznie.
Zignorowałam to. - Mam tu kilka papierów do podpisu i oficjalne zaproszenie dla ciebie i osoby towarzyszącej na bankiet- odparła, a ja uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że Lilith nic o Armarosie nie powiedziała Lucyferowi i dobrze.
Niech ma za swoje. - A i ktoś czeka na rozmowę z tobą- odparła, a ja spojrzałam na nią pytająco. - Ze mną? A kto? - zapytałam, a ona zajrzała w kartę i odparła- Posejdon- uśmiechnęłam się odruchowo. Ostatnim razem, gdy widziałam Posejdona zmoczyłam mu ubranie dużą kulą wody. - To go wołaj- odparłam, a Armaro podszedł do portalu w rogu pomieszczenia- To ja lepiej pójdę do ciebie na kawę- odparł, a ja skinęłam głową- Dla mnie też zrób, podpiszę to, pogadam chwilę z tym gościem i wracam do domu- odparłam.
Armaro skinął głową i zniknął w portalu. Lilith nie musiała go wysyłać, bo był ustawiony na mój dom, sama z niego weszłam do biura i nikt z niego po tym nie korzystał, a bez podania nowego miejsca portal odsyłał w ostatnio używane. Do biura wszedł Posejdon.
Uśmiechnął się do mnie- Kate, miło cię widzieć- odparł, a ja uśmiechnęłam się do niego mimo, że nie przypominałam sobie, byśmy przeszli na ty. - Witaj Posejdonie- odparłam i uścisnęłam mu dłoń. - W jakiej sprawie mnie odwiedzasz? - zapytałam zapraszając go do mojego biurka. - Ares dał mi znać, że ktoś próbuje cię zabić, chciałem zapytać czy potrzebujesz pomocy, może jakiejś ochrony? - zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową - Nie trzeba, dam sobie radę, wiesz to trochę bardziej skomplikowana sprawa, to sytuacja między mną, a bratem- odparłam, a on skinął głową - Rozumiem, ale gdybyś czegoś potrzebowała to wzywaj, zawsze ci pomogę- zadeklarował się- Dziękuję, to miłe z twojej strony- odparłam, a on pożegnał się ze mną i ruszył do wyjścia.
Podpisałam kilka dokumentów, które przyniosła Lilith i zostawiłam na biurku. Ruszyłam do portalu i wskoczyłam do niego wracając do domu. Na wstępie wiedziałam, że coś jest nie tak. Stół był przewrócony, a szklanki i talerze pobite. Pomyślałam i pistolecie i ten pojawił się w mojej dłoni. - Armaro?! - odezwałam się. - Nie odezwie się przez conajmniej godzinę- usłyszałam za plecami głos Bena. Spojrzałam na niego. - Ben... - słowa uwięzły mi w gardle. - Co? Zaskoczona, że mnie widzisz? - zapytał, ale jego oczy były znowu takie obce, nieobecne.
Zobaczyłam, że na szyi nie ma już naszyjnika- Gdzie twój medalion? - zapytałam, a on wyciągnął z kieszeni długi czarny nóż- Zamieniłem na to - odparł i zamachnął na mnie. Spowolniłam czas i pomyślałam o jego naszyjniku zmaterializował się w mojej dłoni, a ja zawiesiłam go na jego szyi.
Czas znów przyspieszył, a Ben upadł na podłogę. Kaszlał. - Kate? Co ja tu robię? - tak jak myślałam, to nie mój brat chciał mnie zabić. - Ben... Ty właśnie próbowałeś mnie... - zaczęłam, a on spojrzał na nóż w swojej dłoni i aż krzyknął- Nie! Co się ze mną dzieje! Kate, musisz mi zaufać, ja nie chciałem- odparł, ale po chwili naszyjnik z jego szyi zniknął.
Najwidoczniej długo nie mogłam go materializować, bo był daleko. Ben znowu zaczął zaciskać dłoń na nożu. Przyłożyłam pistolet do jego klatki piersiowej, a on zaśmiał się donośnie i machnąłwszy ręką zniknął zamieniając się w czarny dym. Zaczęłam płakać. Coś opętało mojego brata. Wiedziałam, że to już nie jest on. Teraz musiałam z nim walczyć na śmierć i życie. Nie wiedziałam tylko jak mam strzelić do własnego brata. Nie mogłam o tym dłużej myśleć. Wolałam poszukać Armaro.#Od Autorki
No to kolejny rozdzialik. Komentarze i gwizdki mile widziane
CZYTASZ
Piekło z Tobą
FantasyKontynuacja opowiadania pt.,, Witaj w piekle " Kate zaczyna zdawać sobie sprawę, że nie do końca zna się na tym jak rządzić i prosi kogoś o pomoc. Lucyfer nie będzie zachwycony takim obrotem zdarzeń. Wszystko się jednak zmienia, gdy ktoś ewidentnie...