Dotarłam z Lucyferem pod wielki gmach. Wybiegłam do środka i zaczęłam szukać na drzwiach imienia mojego Armaro. Kiedy dotarłam na koniec korytarza zobaczyłam jego imię na drzwiach, które były otwarte. To co zobaczyłam zmroziło mnie. Armaro miał martwe, szeroko otwarte oczy.
Twarz zastygła w wyrazie bólu. Łzy zaczęły mi płynąć po policzkach. On... Nie żył. Nie ma już go.. Nie wróci. Wybiegłam z budynku i płacząc nie myślałam jak i gdzie idę. Po prostu szłam. Lucyfer złapał mnie nagle i mocno objął, a ja chwilę się mu wyrywałam, aż poddałam się i pozwoliłam mu mnie przytulać.
Poszliśmy do budynku głównego. Trzeba zorganizować uroczystość pożegnania. Zaskoczyła mnie obecność Afrodyty przed drzwiami jego gabinetu. Jak widać było, nie tylko mnie. - Proszę Kate zaczekaj tu chwilę, zaraz wracam - odparł i zostawił mnie z blondynką.
Z trudem trzymałam się na nogach i nie pozwalałam łzom płynąć, by ta blond szmata nie miała satysfakcji. Nagle ni stąd ni zowąd wyjęła z kieszeni i podała mi naszyjnik mojego brata.
Spojrzałam na nią z tak silnym gniewem, że nie mogłam się już nawet kontrolować. - To ty? To przez ciebie Armaro nie żyje! - krzyknęłam i przyłożyłam jej w twarz lewym sierpowym. Upadła na ziemię i już nie była taka z siebie zawodowolona.
Widziałam w jej oczach strach. - Lucyfer!! - krzyknęła, a ja zaczęłam ją okładać pięściami jak szalona. Lucyfer stanął za mną i Afrodyta znowu zaczęła mówić między moimi ciosami - No... Pomóż mi... Ty kretynie! - Lucyfer zaczął się śmiać. To nie był przyjazny śmiech. Tylko, że ja ten śmiech słyszałam wielokrotnie i już się uodporniłam. - Czekaj... Całkiem fajnie się to ogląda suko... Kate świetnie sobie radzi- odparł i dopiero po dłuższej chwili, gdy twarz Afrodyty była bardzo mocno naznaczona moimi pięściami ściągnął mnie z niej. - Puszczaj! - zażądałam-Ares! Z nim też sobie porozmawiam, obiecał mnie chronić - odparłam i omijając Lucyfera weszłam do jego gabinetu i gdy w portalu pojawiła się Lilith, patrząc na mnie współczująco, najwyraźniej bała się powiedzieć mi jaka jest prawda i mogłam to zrozumieć, wysłała mnie tam, gdzie chciałam, czyli do Aresa.
Gdy wskoczyłam do portalu i znalazłam się po drugiej stronie, zaraz za mną wszedł Lucyfer trzymając za włosy Afrodytę. Gdy szłam korytarzem, aż do komnat tortur Lucyferowi spodobała się jedna cela, pełna dziwnych wijących się istot. Ostrożnie otworzył klatkę i wepchnął tam Afrodytę.
Chwilę później stwory zawarczały, a w pomieszczeniu echem ciągnął się krzyk blondynki. - Co to były za stwory? - zapytałam obojętnie - Ghule - odparł spokojnie i szliśmy dalej.
Wiedziałam coś na ich temat, żywiły się ludzkim mięsem, ale najwidoczniej były tak głodne, że były w stanie rzucić się na wszystko, nawet na ciało bogini . Ponoć zwykle jadały padlinę. Rozbawiona trochę tym co zrobił Lucy zaczęłam głośno nucić rymowankę dziecięcą z ,,Wiedźmina"
- Chodzą ghule koło drogi, zeżrą ręce, zeżrą nogi, zeżrą ciebie calutkiego, więc uważaj ty, kolego - Lucyfer cicho się zaśmiał.
Trochę tęskniłam za tym śmiechem. Spojrzałam na niego. Jego piękna twarz, błękitne oczy i te kruczo czarne włosy. Szybko odgoniłam jednak te myśli. To co było to już przeszłość. - Ares! Gdzie ty jesteś do cholery! - krzyknęłam wściekła.
Dotarłam do ostatniego więzienia i byłam w szoku. Ares wisiał przywiązany do ogromnej tarczy koła z głową pod wodą. Wpadłam do środka i odblokowałam mechanizm działania. Koło okręciło się wyciągając głowę Aresa z wody. Był blady i zimny.
Lucyfer zaczął odpinać jego nogi i ręce, a ja trzymałam ciało przyjaciela, by nie upadł na ziemię z hukiem, jednak ciężar jego ciała sprawił, że gdyby nie Lucyfer to upadła bym razem z ciałem Aresa.
Lucyfer złapał go i ostrożnie położył na ziemi. - Co robić? - zapytałam, a on westchnął - Reanimuj... Tak samo jak u ludzi, jak pozbędzie się wody z płuc to odzyska przytomność, chyba, że ta woda była... - zaczął i przerwał. - No co? - zapytałam - Chyba, że była ze łzami Maryi - przerażona zaczęłam uciskać trzydzieści razy klatkę piersiową przyjaciela i robić mu dwa wdechy. Dobrze, że coś mi zostało z kursu pierwszej pomocy jaki miałam na ziemi.
Ares za trzecim razem zaczął kaszlać, a ja i Lucyfer odetchnęliśmy z ulgą. Ares wypluwał z siebie wodę, a gdy wreszcie odzyskał pełny oddech spojrzał najpierw na mnie, a potem na Lucyfera i znów na mnie - Żyjesz? Ale on... Mówił, że cię zlikwiduje.. - zaczął cicho Ares, a Lucyfer kucnął nad nim i spojrzał z powagą - Kto? - zapytał, a ja machnęłam ręką - Przecież wiadomo, że Niszczyciel - odparłam, a Ares skinął głową - Nic ci nie jest? - zapytałam.
Drugiej straty bym nie zniosła. - Wszystko dobrze - odparł i z oddali dobiegł krzyk blondynki. - Kto się tam tak wydziera? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się delikatnie - Afrodyta, wybacz, że się obsłużyliśmy, ale... - zawahał się Lucyfer - Miałam dosyć tej suki - odparłam szczerze, a Ares wstał z odrobiną mojej pomocy i zaczął się głośno śmiać. - Dobra Lucyfer idziemy - odparłam, a Ares ruszył z nami, by nas odprowadzić do portalu.
Słaniał się na nogach. Był blady, ale nie chciał mojej pomocy, gdy chciałam poprowadzić go kawałek. Był twardzielem. - Kate daj spokój, on zawsze jest taki.. - odparł Lucyfer - Znaczy jaki, co? - zapytał oburzony Ares - Pewnie uparty - odparłam za Lucyfera, który widać było, że nie chce mieć kłopotów u mojego dziwnego przyjaciela. Gdy dotarliśmy do portalu spojrzałam ponownie na Aresa.
Był poddenerwowany. Podeszłam krok w jego stronę i stając na palcach pocałowałam go w policzek - Cieszę się, że.. Jesteś cały - wyszeptałam i wtuliłam na chwilę twarz w jego ramię. On dotknął mojej szyi i leciutko pogłaskał mnie po plecach. - No już Katie.. Wszystko dobrze, ty zawsze kogoś masz, gdyby mnie nie było masz jeszcze Armarosa- odparł, a Lucyfer odkaszlnął kilka razy.
Odsunęłam się od Aresa. Czułam jak moje spojrzenie nawet jego przeraża- Tak się składa, że Armarosa już nie ma, został zabity mieczem archanioła Michała - odparłam, a Ares ruszył w moją stronę, by mnie przytulić.
Wyciągnęłam przed siebie dłonie powstrzymując przed tym. - Nie, daj spokój, jest okej - odparłam udając twardą chociaż moje oczy były obecnie jak puste tafle tak samo jak moje serce . - Przyjdziesz po jutrze na Pożegnanie? - zapytałam nie patrząc mu w oczy - Oczywiście - odparł Ares, a ja skinęłam głową i weszłam do portalu, a za mną był Lucyfer.
Znalazłam się w jego gabinecie i zaczęłam płakać. Lucyfer złapał mnie nagle w pasie i odwracając do siebie pochylił jak do pocałunku. Patrząc na niego czułam się jak sparaliżowana. - Nie płacz, nie dam ci zrobić krzywdy, zabieram cię do siebie - odparł. Jego twarz była tak blisko mojej.
Wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową, a on oparł podbródek o moją głowę. Trzymał mnie tak mocno jakbym zaraz miała upaść. Potem wziął mnie na ręce i pukając w lustro poprosił Lilith, by przeniosła nas do jego domu, a ona tylko otworzyła portal nie mówiąc słowa.
Lucyfer zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku - Śpij, odpocznij - wyszeptał. Jego twarz była nie do rozszyfrowania. - A ty? Gdzie będziesz spał? - zapytałam - Mną się nie przejmuj - odparł i wyszedł z pokoju. Znowu płakałam. Tak trudno było mi się pogodzić ze stratą Armaro. Gdy całkiem skończyły mi się łzy zasnęłam.# Od Autorki
Kolejny rozdział. Sorki, że dzisiaj, bo miał być wczoraj
No, ale nie dałam rady.
To co, jak się podobał mój rozdzialik?
Mam nadzieję, że chociaż trochę
Dawajcie gwiazdki i komentujcie
O tam
⬇️
⬇️
⬇️
⬇️Pozdrawiam
Roxi 😀😀😀😀
CZYTASZ
Piekło z Tobą
FantasyKontynuacja opowiadania pt.,, Witaj w piekle " Kate zaczyna zdawać sobie sprawę, że nie do końca zna się na tym jak rządzić i prosi kogoś o pomoc. Lucyfer nie będzie zachwycony takim obrotem zdarzeń. Wszystko się jednak zmienia, gdy ktoś ewidentnie...