12 ◇ Wspomnienia

23.5K 1.2K 143
                                    

Zatrzymaliśmy się przed drzwiami domu watahy Setha, a ja od razu sobie przypomniałam, że cała wataha mnie nienawidzi. To znaczy, nie cała... ale Seth się nie liczy, bo on jest zobowiązany więzią mate, żeby mnie kochać. Taka pierdoła o której marzyłam jeszcze kilka dni temu.

 ~ Chyba ci wygodnie, co mała? 

Prychnęłam na 'słowa' mojego przeznaczonego i zsunęłam się z jego grzbietu. 

 - Chciałoby się, co futrzaku? - podrapałam go za uchem. 

No nie mogłam się powstrzymać, okej?

 ~ Mogłabyś mnie tak głaskać do końca życia, skarbie - stwierdził rozmarzony, a ja zaprzestałam swoją czynność, żeby go wkurzyć. 

Wilk westchnął i ruszył do domu. Poszłam za nim i dopiero teraz zorientowałam się, że pozostałe trzy bety uprzednio zostawiły nas samych.

Seth nastroszył się jak kot oblany zimną wodą, ale coś w jego posturze wcale nie wskazywało na to, że zaraz zaatakuje potencjalnego wodo sprawcę. Biła od niego duma i odwaga. O chuj.

Chłopak zaczął się przemieniać, a przez to, że czytałam już wiele historii tego typu, łatwo mogłam wywnioskować, że zaraz będzie nagi lub w ubraniach. A co ja poradzę? W niektórych książkach jest tak i tak, więc nie wiem do końca.

Na wszelki wypadek zakryłam jednak oczy dłonią, a sekundę później usłyszałam gromki śmiech alfy.

 - Boisz się zobaczyć mnie nago? - zapytał przez śmiech.

 - Może.

Blondyn westchnął rozbawiony i usłyszałam dźwięk jakby zakładał jeansy. 

 - No, możesz już spojrzeć - spoważniał odrobinę.

 - Nie ufam ci - odparłam, ale powoli odsłoniłam sobie widok. Nie patrzyłam na jego dolną partię ciała i nie miałam takiego zamiaru. Zamiast tego spoglądałam na jego przystojną buźkę, którą zaraz najpewniej spoliczkuję i umięśnioną klatę. Wróć! Patrzyłam tylko na klatę, znaczy się twarz! Eh...

 - Pogapisz się potem - podniosłam na niego swój wzrok, który wcześniej był utkwiony w jego kla... jego twarzy. 

Gapiłam się!? 

 - Wątpię, czy jest taka opcja - odpowiedziałam. - Która jest godzina? - przez te dwa porwania kompletnie zapomniałam o poczuciu czasu...

 - Trochę po południu. Spędziłaś tam tylko dwa dni, spokojnie. Ale... zrobili ci coś? - czy to możliwe, czy tylko mi się wydaje? Seth się o mnie martwi? A, no tak, głupia więź.

 - Nafaszerowali środkami nasennymi. Chyba tyle - odparłam obojętnie i nagle sobie coś przypomniałam. - Musimy pogadać. 

 - Przecież gadamy - uśmiechnął się do mnie łobuzersko.

 - Nie o taką rozmowę mi chodzi, kretynie - byłam poważna. - Na osobności - wskazałam nieznacznie wzrokiem na kilka wilkołaków, które kręciły się bez celu po parterze.

 Mężczyzna złapał mnie za rękę i zaczęliśmy iść schodami na górę.

 - Możesz mnie puścić? - zapytałam zirytowana.

 - Nie - oznajmił i otworzył drzwi do jakiegoś pokoju. Zaraz... Nie jakiegoś, a naszego. To znaczy, jego.

Pchnął mnie lekko na łóżko, ale ja i tak wylądowałam plackiem na miękkiej powierzchni. 

Blondyn zamknął za nami drzwi na klucz i w mgnieniu oka zawisł nade mną. 

Jezu, to takie przytłaczające.

 - No, o czym chciałaś pogadać? - zapytał.

 - Po pierwsze: spieprzaj, a po drugie: to poważna sprawa - oznajmiłam.

Mężczyzna wstał, dzięki czemu mogłam zrobić to samo, ale niespodziewanie znalazłam się na jego kolanach.

 - Nie puścisz mnie, prawda? - westchnęłam zrezygnowana, kiedy chłopak pokręcił głową. - Chodzi o to, co powiedział Scott... - ujrzałam na twarzy alfy złość, ale chyba nie na mnie, nie?

 - Co powiedział? - warknął wzburzony.

 - Powiedział, że odebrałeś bliską dla niego osobę... Jego mate - szepnęłam na tyle głośno, aby głos mi się nie załamał. No bo nie co dzień słyszy się, że twój chło... przeznaczony morduje kogoś, prawda?

Blondyn zacisnął dłonie w pięści, a usta w wąską linię. 

Zdjął mnie ze swoich kolan i podszedł do okna. Patrzył za nie ślepo, jakby nie mógł nic tam dostrzec.

Pomyślałam, że mi nie odpowie, ale jak nie chce, to innym razem. 

Na pewno mu nie odpuszczę...

Mężczyzna niespodziewanie westchnął i odwrócił się do mnie przodem, opierając dłonie o parapet.

 - To było jakieś trzy lata temu... - zaczął i spuścił wzrok. - Evi ( pewnie tak miała na imię przeznaczona jego brata ) poszła ze mną na spacer. Scott mocno się temu sprzeciwiał, ale w końcu się zgodził. Nie dotknąłbym jej nigdy w życiu, ale Scott chyba miał inne wrażenie... - zawiesił się, a ja czekałam aż zacznie kontynuować. - Poszliśmy do lasu, bo bardzo mnie o to prosiła. Nie zaprzyjaźniła się z żadną dziewczyną w stadzie, więc pozostałem jej tylko ja.

 - Do czego? - wypaliłam.

 - Gdyby miała przyjaciółkę, na pewno powiedziałaby to jej, a nie mnie... Nie chciała tego na razie powiedzieć Scottowi, ale... była w ciąży.

Cudem powstrzymałam się od wybuchu płaczu. Sekundkę... On zamordował dziewczynę w ciąży, a ja tu z nim siedzę, za zamkniętymi drzwiami!?

 - Chciała się mnie poradzić, co powinna zrobić. Oczywiście powiedziałem jej, żeby się tego nie bała i... chyba mi zaufała - spojrzał na mnie, jakbym była tą całą Evi. - Kiedy wracaliśmy, zaatakowały nas obce wilki. Od razu wyczuły, że jesteśmy bezbronni. Nie wyczułem od nich żadnej rangi, czy, żeby chociaż należeli do jakiejś watahy. Byli wygnańcami, a towarzyszył im ich król... Walczyliśmy, a ja starałem się jak mogłem, żeby Evi nic się nie stało, ale... zawiodłem, rozumiesz? Jeśli chcesz mnie obwiniać za jej śmierć, śmiało, rób to. Tylko nigdy nie myśl, że chciałem tej śmierci. 

Łza zakręciła mi się w oku. Oczy zrobiły się szkliste, podobnie jak oczy Setha. Ale on chyba nie będzie także płakał, prawda? Przecież to zimny i niezależny alfa. On nie ma uczuć.

 - W takim razie - pociągnęłam nosem - czemu Scott myśli, że ty ją zabiłeś? 

 - Wygnańcy szybko się ulotnili, a ja byłem w postaci wilka. Evi nie zdążyła się przemienić, miała rozszarpane gardło, a ja na pysku krew. Jak myślisz, co sobie pomyślał mój brat? - znałam odpowiedź na to pytanie. Nie musiał mi mówić nic więcej, ale chyba tego chciał. - Po tym Scott uciekł i zawładnął inną watahą. Do dzisiaj żywi do mnie śmiertelną urazę, a przez śmierć swojej mate stracił część duszy. Nie wie już, co to są uczucia, stał się szaleńcem. Mam do ciebie tylko jedną prośbę, uważaj na siebie. Może i ja zawaliłem, ale on nie może przez to zabić ciebie. 

Teraz już nie wytrzymałam. Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam cicho płakać. Seth ostatkami sił jeszcze nie zrobił tego samego co ja.

Wtulił się w moje włosy i pocałował w czubek głowy.

 - To nie była twoja wina - stwierdziłam cicho. Może i czytałam wiele historii o wilkołakach, ale żadna nie była aż tak smutna, jak ta, którą teraz usłyszałam i przeżywałam jej efekty.

 - Dlaczego to robisz? - spojrzałam mu w twarz, która teraz była tylko przepełniona smutkiem, mimo, że z oczu nie poleciała żadna łza. Był poważny, jakby nic się nie stało. Jedyna oznaka, że mocno to przeżył, była taka, że głos mu się lekko załamywał.

 - Co?

 - Stawiasz się za mną, a to ja kazałem porwać ciebie i twoją siostrę, te wszystkie dziewczyny. One były bite i traktowane jak psy, a jedna od czasu do czasu gwałcona - Oliwia, pomyślałam.

 - Nie wiem - powiedziałam cicho. - Może... dlatego, że cię kocham, kretynie.

Porwana przez wilkołaka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz