21 ◇ Nie tak stara znajoma

17.2K 1K 44
                                    

Kiedy podjechałyśmy już pod dom watahy, Zoe zaparkowała samochód w garażu. 

Bałam się, że jeśli Seth mnie zauważy, to na mnie nawrzeszczy, że się go nie słucham, a przy okazji oberwałaby także jego siostra.

 - Przedstawisz mi swój plan? - zapytała dziewczyna, wysiadając z auta, co zrobiłam także i ja.

 - Em... Pomagam wam walczyć - wzruszyłam ramionami.

 - I to jest twój plan!? Dlaczego ja cię tu przywiozłam? - westchnęła z frustracji.

 - Bo jesteś dobrą przyjaciółką - wyszczerzyłam się. - Ale nie masz już czasu, żeby mnie odwieźć, więc...

 -Och, zamknij się już - postała mi srogie spojrzenie. - Przykro mi, ale kobiety i dzieci zostają w środku.

 - To ja będę wyjątkiem - uśmiechnęłam się przebiegle.

 - Ale ty nie...

 - Daj mi zrobić coś dla watahy, okej? - zmierzyłam ją proszącym spojrzeniem.

 - Jeśli Seth cię tu zobaczy to...

 - Wiem. Udusi, a potem zakopie w ogródku - przewróciłam oczami.

Nagle usłyszałyśmy pogwizdywanie, które z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze.

Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i wybiegłyśmy drzwiami prowadzącymi na dwór, unikając tym samym osoby, która przybyła do garażu.

 - I co? Zamierzasz podczas walki kryć się przed wszystkimi? Nie uda ci się to - Zoe posłała mi poważną minę.

 - Będę jak ninja - mówiąc to, poruszyłam rękami przed swoją twarzą tak, jakbym chciała zahipnotyzować dwudziestolatkę. - A tak szczerze, to pokażę im się dopiero, kiedy walka się zacznie.

 - Ale ty wiesz, że walka może zacząć się nawet za kilka godzin, prawda? - uniosła brwi.

No o tym to nie pomyślałam.

 - Mogę się schować u ciebie - oznajmiłam, ale szarowłosa zaprzeczyła głową.

 - Dean jest w pokoju i pilnuje dzieci.

Zamyśliłam się.

Myśl, Tessa. Gdzie możesz się schować przed bitwą?

 - Wiem, gdzie mogę iść - powiedziałam, a niebieskooka podniosła na mnie wzrok.

 - Gdzie?

 - Dawny pokój służących. Nikt tam chyba nie zagląda, więc tam będzie idealnie - odparłam.

 - Sama nie wiem - wzruszyła ramionami. - Ale lepiej żebyś już tam poszła, bo samce niedługo zaczną się ustawiać przed domem.

Skinęłam głową i udałam się do wnętrza.

Z wejścia mało co nie natknęłam się na jakiegoś wilkołaka, ale dalej było już czysto. To pewnie dlatego, że wszyscy siedzieli w pokojach i ewentualnie żegnali się ze sobą. 

Jeśli teraz sobie pomyślę, że to po części moja wina, to pewnie się rozkleję. Ale nie. Mam być twarda, być oparciem dla sfory. Może i mnie nie lubią, uważają mnie za śmiecia, ale ja czuję się za nich odpowiedzialna. 

Jak prawdziwa luna.

Pomieszczenie służące za pokój dla porwanych dziewczyn - aż trudno uwierzyć, że ja jestem jedną z nich, prawda? - było blisko od drzwi wyjściowych, więc tym lepiej, że nikogo w nim nie ma, bo dziewczyny ucierpiałyby najpewniej jako pierwsze, tuż po wdarciu się wygnańców i watahy Scotta do środka.

Nie, nie mogę o tym myśleć. Myśl pozytywnie.

Otworzyłam drzwi i szybko zamknęłam je za sobą, upewniając się wcześniej, że nikt mnie nie zauważył.

Odwróciłam się powoli i osunęłam się po drewnianej powłoce, ciężko wzdychając.

 - Luno, co ty tu robisz? - otworzyłam gwałtownie oczy.

Przede mną stała blondynka o niebieskich jak niezachmurzone niebo oczach. Lekkie wypieki pojawiły się mną jej twarzy, aż w końcu spostrzegłam, że są to rumieńce.

 - Olivia? - zapytałam. Wciąż pamiętałam tą dziewczynę.

Oczywiście, skarciłam się w duchu, przecież poznałyśmy się tydzień temu, a ja nie mam, aż tak krótkiej pamięci, żeby zapomnieć o kimś w tak krótkim czasie.

 - To twój pokój? - zarumieniła się jeszcze bardziej na moje pytanie i spuściła głowę, nagle interesując się swoimi butami.

 - T-tak, Luno - przytaknęła.

Obejrzałam wnętrze dokładniej. Mimo że mieszkałam w tym pokoju tylko kilka godzin, zdążyłam zapamiętać położenie rzeczy i tym podobne, a to? Ten pokój nie był tym pokojem.

Świeżo pomalowane ściany na jasny żółty, różowo-białe meble, również nowe, a pod oknem (zakratowanym, a jakże by inaczej) stała wielka sofa, która pełniła rolę łóżka.

W niczym to już nie przypominało tej ciasnej komórki, która pełniła funkcję więzienia.

 - Proszę, Olivia, nie mów nikomu, że tu jestem - zwróciłam się do blondynki, kiedy ogarnęłam spojrzeniem pomieszczenie.

 - A-ale Luno... 

 - Mów mi po imieniu, Tessa - wystawiłam do niej dłoń, którą niepewnie przyjęła. - Mogę tu zostać do czasu walki? Bo, szczerze, to chowam się, żeby pozwolili mi iść na front - dziewczyna uniosła zdziwiona brwi tak, że pojawiła jej się na czole lekka zmarszczka, ale nastolatka nie mogłaby być ode mnie starsza. 

Na pewno.

 - Walczą tylko mężczyźni - zmarszczyła brwi. - Będą nas chronić. Wiem, że jestem tylko bezwartościowym człowiekiem, ale oni na pewno będą chronić także i mnie, i inne służące.

 - Och, na pewno - pokiwałam głową - ale przyda im się o jednego żołnierza więcej. Obiecuję ci, że jeśli wygramy, już nigdy nie stanie ci się żadna krzywda.

Blondynka uśmiechnęła się i z radości mnie przytuliła.

 - Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!

Była niestety zmuszona zaprzestać krzyczeć, gdyż usłyszałyśmy przeciągłe wycie kilkudziesięciu wilków.

 - Zaczęło się - powiedziałam i ruszyłam do wyjścia.

Porwana przez wilkołaka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz