Kiedy podjechałyśmy już pod dom watahy, Zoe zaparkowała samochód w garażu.
Bałam się, że jeśli Seth mnie zauważy, to na mnie nawrzeszczy, że się go nie słucham, a przy okazji oberwałaby także jego siostra.
- Przedstawisz mi swój plan? - zapytała dziewczyna, wysiadając z auta, co zrobiłam także i ja.
- Em... Pomagam wam walczyć - wzruszyłam ramionami.
- I to jest twój plan!? Dlaczego ja cię tu przywiozłam? - westchnęła z frustracji.
- Bo jesteś dobrą przyjaciółką - wyszczerzyłam się. - Ale nie masz już czasu, żeby mnie odwieźć, więc...
-Och, zamknij się już - postała mi srogie spojrzenie. - Przykro mi, ale kobiety i dzieci zostają w środku.
- To ja będę wyjątkiem - uśmiechnęłam się przebiegle.
- Ale ty nie...
- Daj mi zrobić coś dla watahy, okej? - zmierzyłam ją proszącym spojrzeniem.
- Jeśli Seth cię tu zobaczy to...
- Wiem. Udusi, a potem zakopie w ogródku - przewróciłam oczami.
Nagle usłyszałyśmy pogwizdywanie, które z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze.
Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i wybiegłyśmy drzwiami prowadzącymi na dwór, unikając tym samym osoby, która przybyła do garażu.
- I co? Zamierzasz podczas walki kryć się przed wszystkimi? Nie uda ci się to - Zoe posłała mi poważną minę.
- Będę jak ninja - mówiąc to, poruszyłam rękami przed swoją twarzą tak, jakbym chciała zahipnotyzować dwudziestolatkę. - A tak szczerze, to pokażę im się dopiero, kiedy walka się zacznie.
- Ale ty wiesz, że walka może zacząć się nawet za kilka godzin, prawda? - uniosła brwi.
No o tym to nie pomyślałam.
- Mogę się schować u ciebie - oznajmiłam, ale szarowłosa zaprzeczyła głową.
- Dean jest w pokoju i pilnuje dzieci.
Zamyśliłam się.
Myśl, Tessa. Gdzie możesz się schować przed bitwą?
- Wiem, gdzie mogę iść - powiedziałam, a niebieskooka podniosła na mnie wzrok.
- Gdzie?
- Dawny pokój służących. Nikt tam chyba nie zagląda, więc tam będzie idealnie - odparłam.
- Sama nie wiem - wzruszyła ramionami. - Ale lepiej żebyś już tam poszła, bo samce niedługo zaczną się ustawiać przed domem.
Skinęłam głową i udałam się do wnętrza.
Z wejścia mało co nie natknęłam się na jakiegoś wilkołaka, ale dalej było już czysto. To pewnie dlatego, że wszyscy siedzieli w pokojach i ewentualnie żegnali się ze sobą.
Jeśli teraz sobie pomyślę, że to po części moja wina, to pewnie się rozkleję. Ale nie. Mam być twarda, być oparciem dla sfory. Może i mnie nie lubią, uważają mnie za śmiecia, ale ja czuję się za nich odpowiedzialna.
Jak prawdziwa luna.
Pomieszczenie służące za pokój dla porwanych dziewczyn - aż trudno uwierzyć, że ja jestem jedną z nich, prawda? - było blisko od drzwi wyjściowych, więc tym lepiej, że nikogo w nim nie ma, bo dziewczyny ucierpiałyby najpewniej jako pierwsze, tuż po wdarciu się wygnańców i watahy Scotta do środka.
Nie, nie mogę o tym myśleć. Myśl pozytywnie.
Otworzyłam drzwi i szybko zamknęłam je za sobą, upewniając się wcześniej, że nikt mnie nie zauważył.
Odwróciłam się powoli i osunęłam się po drewnianej powłoce, ciężko wzdychając.
- Luno, co ty tu robisz? - otworzyłam gwałtownie oczy.
Przede mną stała blondynka o niebieskich jak niezachmurzone niebo oczach. Lekkie wypieki pojawiły się mną jej twarzy, aż w końcu spostrzegłam, że są to rumieńce.
- Olivia? - zapytałam. Wciąż pamiętałam tą dziewczynę.
Oczywiście, skarciłam się w duchu, przecież poznałyśmy się tydzień temu, a ja nie mam, aż tak krótkiej pamięci, żeby zapomnieć o kimś w tak krótkim czasie.
- To twój pokój? - zarumieniła się jeszcze bardziej na moje pytanie i spuściła głowę, nagle interesując się swoimi butami.
- T-tak, Luno - przytaknęła.
Obejrzałam wnętrze dokładniej. Mimo że mieszkałam w tym pokoju tylko kilka godzin, zdążyłam zapamiętać położenie rzeczy i tym podobne, a to? Ten pokój nie był tym pokojem.
Świeżo pomalowane ściany na jasny żółty, różowo-białe meble, również nowe, a pod oknem (zakratowanym, a jakże by inaczej) stała wielka sofa, która pełniła rolę łóżka.
W niczym to już nie przypominało tej ciasnej komórki, która pełniła funkcję więzienia.
- Proszę, Olivia, nie mów nikomu, że tu jestem - zwróciłam się do blondynki, kiedy ogarnęłam spojrzeniem pomieszczenie.
- A-ale Luno...
- Mów mi po imieniu, Tessa - wystawiłam do niej dłoń, którą niepewnie przyjęła. - Mogę tu zostać do czasu walki? Bo, szczerze, to chowam się, żeby pozwolili mi iść na front - dziewczyna uniosła zdziwiona brwi tak, że pojawiła jej się na czole lekka zmarszczka, ale nastolatka nie mogłaby być ode mnie starsza.
Na pewno.
- Walczą tylko mężczyźni - zmarszczyła brwi. - Będą nas chronić. Wiem, że jestem tylko bezwartościowym człowiekiem, ale oni na pewno będą chronić także i mnie, i inne służące.
- Och, na pewno - pokiwałam głową - ale przyda im się o jednego żołnierza więcej. Obiecuję ci, że jeśli wygramy, już nigdy nie stanie ci się żadna krzywda.
Blondynka uśmiechnęła się i z radości mnie przytuliła.
- Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!
Była niestety zmuszona zaprzestać krzyczeć, gdyż usłyszałyśmy przeciągłe wycie kilkudziesięciu wilków.
- Zaczęło się - powiedziałam i ruszyłam do wyjścia.
CZYTASZ
Porwana przez wilkołaka ✔
Hombres LoboTessa i Lauren to siostry. Lauren jest starsza od Tessy o dwa lata, a przez jej zamiłowanie do wilkołaków ciągle się z niej wyśmiewa. Ale już niedługo przekona się, że wiedza na temat tych istot jest warta milion [...] Kiedy rodzice sióstr wyjeżdża...