22

1.6K 77 8
                                    

- O co mi chodzi? - zaczęła z pogardą w głosie. - Wielce poszkodowana wyjechałaś żeby sobie odpocząć a tak naprawdę puszczasz się na prawo i lewo. - te słowa zabolały i to jeszcze idą od osoby, na której myślałam, że mogłam zawsze polegać.

- Nie wiem kto ci takich pierdół nagadał ale najpierw pomyśl zanim coś powiesz. - rozłączyłam się i zaczęłam szlochać.

- Ej co się stało? - Jack zerwał się na równe nogi.

- Przepraszam.. Ja.. - zaczęłam już się jąkać.

- Okej bierzemy rzeczy i wracamy. - zaczął pakować. Nie chciałam już czekać po prostu ruszyłam w stronę hotelu.

Dlaczego tak naskoczyła? Leondre jej coś nagadał? Co się takiego tam wydarzyło?

Miałam tak wiele pytań. Z minuty na minutę było ich coraz więcej a najgorsze jest to, że na żadne nie mam odpowiedzi.

- Nie rób tak nigdy więcej. - do pokoju wtargnął Jack. Ale jak? Pokój był zamknięty, chyba.

Nie mogłam nic z siebie wydusić. Siedziałam jak wryta na łóżku i idiotycznie patrzyłam się tylko w jeden punkt przed siebie. Paszport.

Powoli zaczęłam się pakować a w tym czasie Jack zadawał mi miliony pytań, słyszałam je jak przez mgłę.

- Jack, posłuchaj. - przerwałam swoją wcześniejszą czynność, stanęłam przed nim i załapałam go za rękę. - Dziękuję ci naprawdę za wszystko ale ja muszę już wyjechać. - z oczu nadal nie przestały lecieć łzy a było ich coraz więcej.

- Nie zostawię Cię w takim stanie, jadę z Tobą. - przytulił mnie a wtedy coś we mnie pękło. - Spakuje się szybko i zaraz jestem. - udał się do wyjścia.

- Jack. - odwrócił się przy samych drzwiach.

- Hmm?

- Nie musisz. - przetarłam nos.

- Ale chce. - uśmiechnął się. - Nie uciekaj mi tylko nigdzie.

Piętnaście minut i był z powrotem wraz z walizką.

- Gotowa czy ci w czymś pomóc?

- Tylko się przebiorę. Możesz zadzwonić po taksówkę.

Ubrałam jasne spodnie z dziurami na klanach, do tego białą koszulką na ramiączka i wycięciem w serek.

- Już jestem. - wyszłam chowając telefon do torebki.

- Taksówka już czeka. - otworzył mi drzwi.

W drodze na lotnisko nic się nie odzywaliśmy. Nie była to niezręczna cisza lecz przyjemna.

W prawdzie podczas jazdy uświadomiłam sobie, że zaraz nasze drogi się rozejdął. Jack poleci w jedną stronę a ja w drugą.

- Jack.

- Lecę z tobą. - położył delikatnie swoją rękę na moją. Uniosłam brwi a do oczu napłynęły mi łzy.

- Nie płacz już, proszę. - przytulił mnie.

- Jesteśmy. - taksówkarz przerwał tak piękną chwilę.

Jack zapłacił i poszliśmy sprawdzić odloty.

- Do Dallas za dziesięć minut. - rzuciłam krótko.

- Dallas? - zamyślił się.

- Naprawdę... - przerwał mi.

- Loren uwierz mi, chcę. - uśmiechnął się.

- Wierzę.

- Bilety. - spojrzał na zegarek i ruszyliśmy w stronę kas.

Cała odprawa przeszła bez komplikacji i siedzimy już w samolocie.

- Jack dlaczego to robisz? - zaczęłam niepewnie. - I nie mów tylko, że chcesz. - dodałam.

- Pokłóciłem się z ojcem. On zawsze chce mieć mnie pod ręką, nie mogłem sam decydować o swoim życiu. Po prostu chce żebym zawsze robił to co on chce a ja już mam dziewiętnaście lat i tak się nie da. - popatrzył na mnie. - Powiedziałem mu parę mocnych słów i mnie wyrzucił z domu, a że mam pieniadze, które zarobiłem kiedyś w dość dobrym warsztacie to chce sobie kupić mieszkanie gdzieś daleko i zacząć żyć samodzielnie. - uśmiechnął się. - I uważam, że Dallas nada się znakomicie.

Po tych słowach serce mi stanęło.
- Jack na pewno to przemyślałeś?

- Tak, prześpij się.

Posłuchałam go, tak po prostu.

Leondre Devries Bad Boy ? Maybe Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz