Does it ever drive you crazy just how fast the night changes?
Wbiegała po schodach, próbując sobie wmówić, że to przez to jej serce bije tak szybko. Ten wieczór to było totalne szaleństwo. Annie wariatka. Najpierw tam poszła, żeby sprawdzić, czy ją to jeszcze obchodzi, a potem wbiła sobie nóż prosto w serce, umawiając się z nim w kawiarni. Cichy głos w jej podświadomości szeptał, iż chciałaby, żeby został jednak jej melasą.
Od razu powróciły do niej wspomnienia. Teraz już nacierały całą falą, więc nawet się nie siliła na ich powstrzymywanie. Widocznie tego wieczoru wszystko działo się wbrew jej woli. Przed oczami stanęła trochę młodsza wersja Liama. Włosy ścięte prawie że na zapałkę wcale go nie oszpecały. Ich znajomość zaczęła się od jego bezinteresownej pomocy. Zwiedzała wtedy wszystkie parki po kolei, dzierżąc pod pachną notatki. Zbliżały się jej egzaminy, więc chciała mieć minimalny pożytek z siedzenia przed książkami w postaci skóry muśniętej słońcem.
Jednak oprócz pięknego słońca na niebie tamtego dnia szalał również wiatr. Wystarczyła chwila nieuwagi, by sielankowa nauka na ławeczce przy jeziorku zmieniła się w szalony pościg za kartkami. Jej dramat zauważył pewien szatyn i pognał na trawnik po jej najdalsze zguby. Pewnie część z kartek obserwowałaby, jako pływające po tafli wody. Uratował je i po części ją.
Na pierwszy rzut oka uznała, że jest przystojny. Dłuższe przebywanie w jego towarzystwie tylko ją w tym przekonało, a w jej głowie aż huczało od miliona myśli. Czy czegoś od niej chciał? W żadnym wypadku nie był gburowaty, od razu podarował jej uśmiech i słowa otuchy. Mimo jej początkowego speszenia, wywiązała się między nimi rozmowa, którą kontynuowali na ławce. Tak po prostu przysiadł się do niej, twierdząc, że po prostu spacerował i ma sporo wolnego czasu. W dodatku najpierw spytał, czy jej nie zabiera cennego czasu na naukę. Nie mogła mu powiedzieć wprost, że pogawędka z nim była sto razy lepsza niż notatki.
Przedstawił się jej jako Liam Payne, a jej to kompletnie nic nie powiedziało. Wtedy zarejestrowała na jego twarzy coś na kształt ulgi. Połączyła to z faktem o jego zawodzie, bo przyznał niemrawo, iż jest piosenkarzem. Nie kłamała w tej sprawie, nie znała go. Był dla niej zwykłym nieznajomym chłopakiem. Nie zarzucił jej milionem opowieści o swoim barwnym życiu, a wręcz przeciwnie. Orzekł, że jej życie jest znacznie bardziej fascynujące i słuchał jej opowieści o studiowaniu prac socjalnych, o praktykach i zwykłym życiu w Wolverhampton. Pochodził stąd, jednak bardzo rzadko tu przyjeżdżał od skończenia siedemnastego roku życia. Domyśliła się, że wtedy jego kariera ruszyła pełną parą.
Dziwiła się, że pamięta to wszystko tak dokładnie. Zrobił na niej wtedy duże wrażenie i to wcale nie tekstem o śpiewaniu. Zawsze doceniała chłopaków, z którymi mogła porozmawiać godzinę albo i dłużej bez skrępowania i ciszy. Kiedy się żegnali, bolała ją szczęka od uśmiechu. Nie brali na siebie namiarów. Wystarczyła mu informacja, że przychodziła tu codziennie.
Właśnie na tej ławce się spotykali. Trochę rozmawiali, potem on wyciągał książkę, którą czytał, a ona się uczyła. Nie żeby jej myśli jakoś specjalnie potrafiły się skoncentrować na nauce, ale doceniała te gesty z jego strony. Wtedy zaczęła myśleć, że on też lubi przebywać w jej towarzystwie. Na nic się nie umawiali, a on dalej przychodził. Dostał sporo wolnego, bo dotrwali w tych spotkaniach do jej pierwszego egzaminu. Zdradziła mu jego datę, ale powiedziała, że i tak się pojawi w parku.
Przyszła ubrana w zwiewną czarną sukienkę w białe kropki. Czekał już na nią, wstając na jej widok. Od razu spytał jak poszło, a potem zza pleców wyciągnął herbacianą różę. To totalnie ją rozczuliło i ujęło za serce. Wtedy po raz pierwszy wyszli poza park. Zabrał ją do centrum sów i sokolnictwa. Kompletnie zaskoczył ją tym pomysłem, bo sama nigdy tam nie była. Poczuła się niesamowicie, kiedy na jej ręce, odzianej w grubą skórzaną rękawicę, wylądował sokół. Jakby miała nad czymś władzę. Liam twierdził z kolei, że one są wolne, a to miejsce to taka ich przystań. Każdy czasem potrzebował domu, miejsca do odpoczynku, naładowania baterii. Spytała go, czy on jest właśnie takim pozornie wolnym sokołem, który jednak przywiązany jest do pewnego miejsca. Przybrał na chwilę zamyślony wyraz twarzy, ale przytaknął. Blondynka zaniepokoiła się, czy coś się nie stało, skoro przybył do przystani. Wtedy przejechał dłonią po swojej fryzurze. Początkowo nie uwierzyła, że mógł mieć dłuższe włosy. Tymczasem on powiedział, że obciął je po zerwaniu i jakoś się trzyma tej długości. W pewien symboliczny sposób odciął się od tego. Ona przyznała się nieśmiało, że nigdy z nikim nie była. Przez chwilę czuła na sobie badawczy wzrok chłopaka, a potem po jego twarzy przemknął uśmiech. Rzucił tajemniczym stwierdzeniem, że będzie tu jeszcze jakieś dwa tygodnie. Ktoś łaskawie przydzielał mu urlop.
Parkowe spotkania przenieśli na trawnik. Szatyn przynosił ze sobą koc i siadali na nim. Z czasem opierali się wzajemnie o swoje plecy, każde pogrążone w swoim świecie, a jednak całkiem blisko siebie. Lubiła zamykać oczy, wdychać zapach jego perfum i chłonąć ciepło jego ciała. Miała go za sobą, jako metaforę wsparcia. Nie krępowała się, byli wobec siebie otwarci. Z chęcią przyjmowała od niego poczęstunek, a także sama coś przygotowywała z myślą o tych popołudniach.
Jednego z nich, kiedy znowu opierali się o siebie, a Annie próbowała zmienić trochę pozycję, zamierzała wesprzeć się na dłoni po swojej lewej stronie. Nie przewidziała jednego. Tam już była jego prawa dłoń. Musnęła ją nieznacznie, natychmiast lekko się wycofując. Jednak on podążył palcami w jej stronę i nakrył te jej swoimi. Dopadł ją przypływ gorąca, słyszała bez wysiłku swoje serce, rozbijające się o klatkę piersiową. Niby nic poza ich rękami nie zmieniło pozycji, a jednak ten gest wiele za sobą niósł. Złączone dłonie. Zanim się pozbierali, usłyszała swoje imię, wypowiedziane cichym, niskim tonem. Lekko obróciła głowę w lewo i napotkała spojrzenie jego ciemnych oczu. Prawie stykali się policzkami. Jeszcze bardziej się okręcił, a ich twarze dzieliły centymetry. Musnął kącik jej ust, zanim trafił prosto w jej wargi. Krótki, subtelny pocałunek. Wszystko wyważone odpowiednio, by nie uciekła. Zresztą nic innego tu nie pasowało. Do końca dnia wystarczyło jej wspomnienie jego warg, dotyku dłoni i lekkiego uśmiechu pod nosem. Czuła się naprawdę wyjątkowo.
- Nicole, spotkałem ją.
- Kogo?
- No ją, Annie - odpowiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Okeeej i dlatego w domu zostały po tobie jedynie twoje manatki? - zaśmiała się dziewczyna. - Znowu tracisz głowę. Myślałam, że z tego wyrosłeś.
- Czy ja kiedykolwiek straciłem głowę? A to nie jest odwrotnie, że kobiety dla mnie tracą głowę? - udawał zaskoczonego.
- Jak wrócisz, to walnę cię prosto w ten próżny łeb - zagroziła mu.
- Dobrze wiesz, kochana, że taki nie jestem. Po prostu... Tak bardzo się cieszę, że wróciłem - westchnął do telefonu, idąc ulicą oświetloną latarniami.
- Rok temu od ciebie tego nie słyszałam.
- Nicole...
- Pogadamy, jak wrócisz, panie bujający w obłokach.
CZYTASZ
Night Changes
FanfictionWolverhampton, kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Annie nigdy stąd nie wyjechała, a Liam właśnie tu powrócił. Historia o wspólnych wspomnieniach, wspólnych grzechach, wspólnych miejscach i wspólnych sercach. On szuka przebaczenia, a ona szuka w sobi...