*6*

66 3 0
                                    

We're only getting older baby and I've been thinking about it lately.


- Pozwolisz się odprowadzić? - spytał Payne, gdy skończyli jeść. Wzrokiem odszukał kelnera i skinął głową.

- Chyba jestem za duża na odprowadzanie do domu - odparła rozbawiona. - Przecież sobie poradzę, nie czuj się taki odpowiedzialny.

- Jest już dawno po zmroku, a jesteśmy spory kawałek od twojego domu - powiedział z troską, czym odrobinę ją ujął.

- Nie chcę wiedzieć, ile dziewczyn poderwałeś na ten syndrom rycerza. - Annie przewróciła oczami.

- Nie wykorzystuję tego umyślnie. Po prostu wypada mężczyźnie odprowadzić kobietę bezpiecznie pod dom.

- Ok., ok. Pamiętam, ta cała gadka z nie obciążaniem twojego sumienia. Jeśli masz się przez to poczuć lepiej, to możesz się wlec za mną przez pół miasta. - Skapitulowała.

- I ja płacę - dodał szybko szatyn, gdy tylko na ich stoliku pojawił się rachunek.

- Krzyżówka osła z Don Kichotem - mruknęła pod nosem.

Tak naprawdę to już zapomniała, jak to jest, gdy ktoś martwi się o nią w ten sposób. Nie mogła okłamywać samej siebie, akurat to przypomnienie bardzo jej się spodobało. W otulinie z ukochanego płaszcza poczuła się trochę bardziej pewna siebie.

- Idziemy? - spytał, poprawiając pod szyją bordowy szalik.

- A nawet jedziemy, bo nie zamierzam marznąć podczas spaceru. Przykro mi, wolę trzymać się w cieple.

- To sprawdzę rozkład w telefonie. - Wyciągnął komórkę z kieszeni.

- Nie trzeba. Znam na pamięć drogę do domu. - Powstrzymała go ruchem dłoni. - A ty trafisz ode mnie do siebie?

- Postaram się - odparł chłopak, otwierając przed nią drzwi.

Oboje wtulili twarze w kołnierze, gdy na zewnątrz dopadł ich podmuch zimnego powietrza. Piosenkarz starał się dotrzymywać jej kroku i iść obok, jednak to ona prowadziła. Nie powstrzymał się od ponownej obserwacji jej sylwetki. Przywoływał obrazy w pamięci i porównywał je z tymi, których doświadczał dzisiaj. Niby ciągle Annie, a jednak inna. Bał się posuwać do wniosków, że to on ją zmienił, choć pewnie było w tym sporo prawdy. Coraz bardziej postrzegał ją jako kobietę. Sylwetka, lekka elegancja, inteligencja, uprzejmość. Mogłaby go zwymyślać już w momencie poznania, ale nie zrobiła tego. Właśnie w tym punkcie upatrywał małej iskierki nadziei. Na co? To pozostawało kwestią dość otwartą.

- Często wracasz późno do domu? - zagadnął ją brunet, kiedy czekali na autobus przy Clarence Street.

- Nie. Pracuję głównie w ciągu dnia. Pod wieczór niektórzy z podopiecznych robią się marudni i wolą, by obsługiwał ich stały, znany personel. Wiesz, to naprawdę nie tak, że spędzam tam całe dnie. Mam swoje życie... - zaczęła tłumaczyć blondynka, ale pojęła, jak żałośnie brzmi. Jej życie. Jasne.

- Nie robię ci wyrzutów - rzucił uspokajająco. - Spokojnie. - Położył ostrożnie dłoń na jej ramieniu.

- Jasne. Wybacz - mruknęła, lekko kurcząc się w sobie.

Czuła jego dotyk przez płaszcz. Czuła jego perfumy. Czuła go. Nie zrzuciła tej ręki, bo tego nie chciała. Jeszcze przez te kilka minut pragnęła żyć złudzeniami. Chociaż na tyle mogła sobie pozwolić. To spotkanie nie wymaże ich przeszłości. Przez chwilę potrafili udawać, że wszystko jest w porządku, że umieją ze sobą normalnie rozmawiać. Właśnie tyle im pozostało. Kilka minut iluzji. Porzuciła złudzenia. Rozstaną się przy jej ulicy i spojrzy na niego po raz ostatni. Być może, dzięki temu spotkaniu, zachowa o nim odrobinę lepsze wspomnienia.

- Wysiadamy. - Wybudził ją z transu swoim głosem. Tym razem przepuścił ją w drzwiach autobusu.

- W sumie, to możesz tu poczekać na jakiś autobus. Nie mam daleko. - Próbowała się wymigać od dalszego odprowadzania.

- Annie. - Posłał jej znaczące spojrzenie.

- Sam się w to pakujesz. Nie przyłożyłam do tego ręki - rzuciła obronnym tonem i zaczęła iść w stronę swojego bloku. Na szczęście droga zajmowała jej zwykle mniej niż dziesięć minut.

- Jak wytargowałaś z mamą osobne mieszkanie? Myślałem, że cię nigdy nie wypuści. - Uśmiechnął się lekko.

- Nie miała wyjścia. Nie jestem już małą dziewczynką.

- To akurat da się zauważyć - rzucił cicho pod nosem.

- Słyszałam. - Obejrzała się przez ramię. Dostrzegła tylko jego znaczący uśmieszek. Zignorowała dreszcz przebiegający jej po plecach. Nie powinna tak na niego reagować.

- Ale na Święta ci nie odpuści co?

- Niestety. Jutro chyba się tam przenoszę - odpowiedziała z niezadowoloną miną.

- A więc nic mi nie da, że poznałem twój adres?

Stanął przed nią z rękami wsuniętymi w kieszenie płaszcza. Dziewczyna zatrzymała się przy jednym z bloków. Niepokojąco po jej wnętrzu rozlewało się ciepło, kiedy patrzył na nią w ten sposób. Z lekkim uśmiechem, ciemnymi oczami, które lekko odbijały światło latarni. Wyglądał dojrzalej z nową fryzurą i lekkim zarostem. Nie wiele brakowało, by dostrzegła w nim mężczyznę, z którym mogłaby spędzić życie.

- Przykro mi, będę nieosiągalna. - Wzruszyła ramionami. W końcu to miał być ostatni raz. - Lepiej już idź, bo się zmartwią, kiedy zobaczą same walizki.

- Mam jeszcze coś takiego, jak telefon - odparł beztrosko brunet. - Ale skoro chcesz się mnie pozbyć. - Zrobił smutną minę. - Dzięki za spotkanie. Milej mój powrót nie mógł się zacząć. Do zobaczenia!

- Dzięki za odprowadzenie. Cześć. - Uniosła dłoń. On jednak rozłożył ramiona i przytulił ją szybko i ostrożnie. Nawet tyle wystarczyło, by ją zamroczyło. Payne chyba nie miał pojęcia, jak bardzo jej utrudniał. Jego zapach, jego ciepło. Gdyby był tylko świąteczną zjawą, nie czułaby tego wszystkiego. Odsunęła się z delikatnym uśmiechem i ruszyła do klatki.

- Wesołych Świąt, Annie - zawołał jeszcze za nią, kiedy znikała za drzwiami.

- Wesołych Świąt - odpowiedziała, machając mu dłonią.


__________

Mały poślizg czasowy, ale mam nadzieję, że do wybaczenia.

Annie jeszcze się łudzi, że to koniec niespodzianek ;)

Night ChangesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz