Her mother doesn't like that kind of dress. Everything she never had, she's showing off.
Wyszła na spacer mimo sprzeciwów całej rodziny. Ostatnio jej rodzice zrobili się straszni pod względem jej chodzenia po mieście po zmroku. Przecież nawet już z nimi nie mieszkała. Liczyła, że przywykli do jej samodzielności. A na pewno do braku faceta. Tylko wizja wypytywania o osobiste tematy psuła jej obraz idyllicznych świąt. Poza tym uwielbiała Gwiazdkę. Czas przeszły się zgadzał. Uwielbiała. Sama nie wiedziała, jak będzie w tym roku. Na razie ciastka babci smakowały tak samo wybornie.
To był kiepski czas na wspomnienia, bo wszystko kojarzyło jej się z jednym. Jednak trudno o brak skojarzeń, skoro praktycznie całe życie spędziła w jednym mieście. Nie gnało jej za ocean ani nawet do Londynu. Wielkie miasta znała tylko ze szkolnych wycieczek. Wolverhampton w zupełności jej wystarczało. Przedszkole, podstawówka, liceum, a nawet uniwersytet i praca. Nie potrzebowała wielkich doznań, żeby być szczęśliwą. Ostatnimi czasy nauczyła się cieszyć z tego, co miała w zasięgu rąk.
Teraz, w zimowym krajobrazie parku, uśmiechała się do mijających ją ludzi. Skinęła czasem głową, łapała śniegowe płatki na rękawiczki. Ubrała swój czerwony płaszcz, bo sprawiał, że lepiej znosiła każdą z zim. Miał już kilka lat i z pewnością jej matki wyrzuciłaby go, gdyby blondynka dalej mieszkała w domu. Jednak teraz pogładziła rękaw, rozmyślając ilu różnych ludzi go dotknęło. Nie wszyscy byli na tyle istotni, by ich zapamiętała.
Zatrzymała się tuż przed jeziorem, jak zwykle podczas każdego spaceru. Znalazła trasę, która nie przebiegała koło najbardziej newralgicznego punktu. W końcu nie można było przesadzać z tą odpornością psychiczną. Zdecydowała się zamknąć pewne drzwi za sobą, więc teraz nie należało robić w nich żadnej szpary. Dziewczyna pozwalała sobie jedynie zerkać w bok ukradkiem. Ona cały czas tam stała. Kilka desek drewna, złożonych w całość. Kilka razy odmalowali ją od ubiegłorocznych wakacji. Przewidzieli to już wtedy.
Teraz wydała się jej bardzo odległa, prawie że mglista. Może gdyby się postarała, to zniknęłaby w mglistych parach, jakie rozciągały się zawsze nad podmokłościami. Nie ryzykowała dłużej i przeniosła spojrzenie na jezioro. Świąteczne ozdoby i lampy miały w wodzie swoje rozmyte odpowiedniki. Wbrew pozorom było tutaj nawet jasno. Chyba nawet zbyt, skoro dostrzegła w tafli coś więcej. Kogoś więcej. Tuż przy latarni zamajaczyła czyjaś sylwetka. Zanim zdążyła pomyśleć o konsekwencjach, spojrzała na rzeczywisty obrazek, a nie odbicie. Nawet z tej odległości skojarzył się jej z tylko jedną osobą. Poczuła się, jakby zanurzyła głowę pod wodą. Na chwilę kompletnie straciła poczucie rzeczywistości.
Wiedziała, że powinna jak najszybciej odwrócić się i odejść, a jednak nie ruszyła się, dopóki nie zauważyła, że chłopak lekko jej macha. Normalnie pewnie sprawdziłaby, czy na pewno chodzi o nią. Teraz po prostu odmachała, bo jednak gdzieś w głębi kompletnie nie brała pomyłki pod uwagę. Mógł być jej przywidzeniem, mógł być kimś innym, mógł być wszystkim. Zanim zemdlała prosto na trawę, obróciła się na pięcie. Instynkt uciekającej zwierzyny włączył się u niej zbyt późno, ale i tak się mu poddała. Szybkim krokiem ruszyła do wyjścia. Nie odwróciła się ani razu. Złudzenia to coś, czego się pozbyła.
Kiedy już myślała, że uciekła wspomnieniom i uczuciom, zarejestrowała przed sobą szarą plamę, która okazała się człowiekiem. Jak tylko otworzyła oczy, wiedziała co się stało. Przeklinała w myślach wszystkie przysłowia o przeszłości dopadającej człowieka. Ten jeden raz pragnęła, by się nie sprawdziły. Niestety, stała praktycznie twarzą w twarz z szatynem, czując jego dotyk nawet przez płaszcz. Nie doczekała się słów, że to pomyłka.
- Przepraszam. Wyskoczył pan tak nagle - zaczęła się tłumaczyć, kiedy w końcu się ocknęła. Jego ciemne oczy kompletnie ją zahipnotyzowały, a przecież miała nie okazywać żadnych emocji.
- Nic się nie stało, Annie - powiedział chłopak z lekkim uśmiechem.
- Znasz moje imię? - odparła zaskoczona. Nie posądzała go o taką drobiazgowość. - Czy my się znamy?
- Liam. Liam Payne - powiedział z nadzieją w oczach. To musiała być ona. Wyglądała jak ona, mówiła jak ona i promieniowała tym samym nieokreślonym blaskiem.
- Liam - powtórzyła dziewczyna, udając, że próbuje sobie go przypomnieć. Tak naprawdę tym imieniem, wypowiedzianym na głos, pobudziła swoje całe serce do pracy. Całe, łącznie z zapomnianym, szarym zakamarkiem. To tam go schowała. - Pan "pojawiam się i znikam", hah?
- Czyli mnie pamiętasz. - Odetchnął z ulgą. Zawsze mogło być gorzej.
- Kolejny powrót na stare śmieci, co? - Uśmiechnęła się lekko. Znacznie łatwiej jej było podchodzić do tego w żartach.
- Jak co roku - przyznał. - Ty dalej cały czas na miejscu?
- Jak zawsze - odpowiedziała, a potem znów na chwilę zapadła cisza.
- Samotny spacer? - Nie wiedziała, czy naprawdę słyszała lekką niepewność w jego głosie. Pokiwała głową. - To tak jak mój.
- Twój? - Odważyła się podnieść na niego zaskoczony wzrok. W końcu rok temu chadzał tu za rękę. - Samotność to ostatnia rzecz, o jaką bym cię posądzała.
- W końcu dopadła i mnie.
Uciekła w bok spojrzeniem. Zdusiła w sobie ochotę wykrzyczeniu mu w twarz, że rok temu jakoś nie był samotny. Przecież pracowała nad sobą tyle czasu, uznała, że pewne rzeczy zostawiła w tyle. Ciężko było jej się opanować, gdy on stał tu przy niej, na wyciągnięcie ręki.
- Spieszysz się gdzieś? - nagle jak przez mgłę dotarło do niej jego pytanie.
- Co? Eee... Nie - wydukała szybko blondynka.
Znów nie potrafiła przy nim złożyć zdania. Przeklinała swój plączący się język, czując się jak kompletna idiotka. Gdzie się podziała ta dziewczyna, która zamierzała mu udowodnić, jaka jest silna i niezależna, jak dobrze sobie radzi w życiu? Jeden facet nie mógł tak na nią działać i odzierać ją z całej skorupy.
- Tak się składa, że ja też nie. Jeśli masz chwilę czasu i dalej istnieje ta kawiarnia przy 87 Darlingston, to może podjedziemy tam autobusem?
Zamiast od razu odmówić, to stała i wgapiała się w niego z szeroko otwartymi oczami. Czy on właśnie ją zapraszał do Maxsima? Pokręciła głową z niedowierzania.
- Nie możesz? - spytał Liam, próbując ukryć zawód.
- Nie. Tak. To znaczy... Nie o to chodziło... - Wyrzucała z siebie niekontrolowane słowa. W końcu zacisnęła powieki, próbując się uspokoić. - Myślę, że na Great Hampton złapiemy szóstkę - powiedziała i po prostu ruszyła alejką.
CZYTASZ
Night Changes
FanfictionWolverhampton, kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Annie nigdy stąd nie wyjechała, a Liam właśnie tu powrócił. Historia o wspólnych wspomnieniach, wspólnych grzechach, wspólnych miejscach i wspólnych sercach. On szuka przebaczenia, a ona szuka w sobi...