*11*

47 4 5
                                    

He's waiting, hides behind a cigarette.
Heart is beating loud and she doesn't want it to stop.


Kiedy zobaczył jej minę, gdy go rozpoznała, wiedział, że było warto. Może i powoli tracił nadzieję, bo dotarł do ostatniego ośrodka na jego liście, ale teraz ogarnęło go niesłychane szczęście. Tuż po wejściu zagadnął niezobowiązująco dyrektorkę o znajomą osobę w personelu, a ta przytaknęła, słysząc nazwisko Farris. Od razu odzyskał siły i opuściło go wrażenie zmarnowanego dnia. Udało się mu ją znaleźć.

W każdym z Domów Opieki zaskoczyła go otwartość ludzi, którzy tam przebywali. Kilka osób go nawet rozpoznało i prosiło o autografy dla wnucząt. Nie zabrakło też wspólnych pamiątkowych zdjęć. Mimo, że chodziło mu o spotkanie się z Annie, to nawiedziło go poczucie, że zrobił coś bardzo dobrego. Widział uśmiechnięte twarze obcych sobie ludzi, ledwo pojmując, że to on się do tego przyczynił. Z chęcią zostałby wszędzie dłużej, ale czas go naglił.

W końcu był we właściwym miejscu i pozostawało mu tylko liczyć, że blondynka nie ucieknie na jego widok. Czekał aż do niego podejdzie i będą mogli porozmawiać. Szatyn chciał zobaczyć jakąś jej reakcję, która podpowiedziałaby mu, co ona w ogóle o tym myśli. Jakimś cudem udawało mu się ukrywać stres, być szczerym i do tego zabawnym. Odebrał nawet wrażenie, że mimo wszystko jego wizyta jej się spodobała. Dawno niczego tak nie pragnął, jak mieć jeszcze u niej jakieś szanse. Pozwolił jej wykonywać swoje obowiązki, a sam usiadł przy stole razem ze wszystkimi.

- Nasza Annie to pana znajoma? - usłyszał obok siebie pytanie. Oderwał wzrok od blondynki i zerknął na starszego pana.

- Tak. Poznaliśmy się prawie dwa lata temu - odpowiedział z uśmiechem szatyn.

- Zależy panu na niej, prawda? - Mężczyzna posłał mu spojrzenie, które było wręcz przesycone zrozumieniem. Nie pozostawiało żadnego miejsca na zaprzeczenie.

- Tak. - Skinął głową.

- A ona o tym wie?

- Chciałbym, żeby wiedziała - odparł Liam, znowu wędrując wzrokiem po sali.

- No to w czym problem? Proszę do niej podejść i to powiedzieć. Tak, to miejsce na typową gadkę, że w moim wieku wiem, iż nie należy z niczym zwlekać. - Podopieczny zaśmiał się sam z siebie.

- Wcale tak nie pomyślałem - tłumaczył się piosenkarz. - Poza tym, to nie takie proste.

- Masz ochotę? - Staruszek wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i skinął głową w stronę wyjścia. - No nie rób takich wielkich oczu, bo od razu nas wydasz.

Lekko zszokowany Payne ruszył za mężczyzną na korytarz, a potem pomógł mu się ubrać. Nie wyszli przez frontowe drzwi, tylko na tyły do ogrodu. Odeszli trochę od okien rozjarzonych światłem z wewnątrz. W końcu zależało im na dyskrecji, a przynajmniej to szło wywnioskować z ich zachowania, gdy ostrożnie odpalili swoje papierosy. Dym co jakiś czas wyfruwał z ich ust. Z początku nic nie mówili, ale chłopaka zbytnio intrygowała ta sytuacja, by milczał.

- Długo pan się przed nimi chowa? - zagadnął.

- Nigdy nie przestałem palić. Po prostu zmniejszyłem dawkę i nauczyłem się dobrze kryć. Dzisiaj pana wciągnąłem w to przestępstwo. - Siwowłosy uśmiechnął się do niego, mrugając przy tym okiem.

- Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Liam.

- W takim razie ja jestem Cedrick. Gdybyś wiedział, ile paczek skonfiskowały mi te harpie - westchnął z żalem.

Night ChangesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz