Rozdział drugi

344 3 0
                                    

Kiedy moja zmiana się kończy, odbijam kartę i biorę dwa kubki na wynos
z kontuaru, żeby przygotować sobie na wychodne ten sam napój, co zwykle: dwa
macchiato, jedno dla mnie, a drugie dla Tess. To jednak nie zwyczajne macchiato –
dodaję do niego dwie porcje syropu orzechowego i jedną bananowego. Brzmi
okropnie, ale nie uwierzylibyście, jakie to dobre. Przyrządziłem tak kawę po raz
pierwszy, kiedy pewnego dnia pomyliłem butelki z waniliowym i bananowym
syropem, ale ta przypadkowa mikstura stała się moim ulubionym napojem. Tessa
również ją pokochała. A teraz i Posey.
Aby nasze młode ciała studentów college’u otrzymywały odpowiednią
dawkę substancji odżywczych, odpowiadam za napoje, a Tessa w większość
wieczorów przynosi na kolację resztki z Lookout, restauracji, w której pracuje.
Niekiedy jedzenie wciąż jest ciepłe, a nawet jeśli nie, jest tak dobre, że da się je
zjeść nawet kilka godzin po przyrządzeniu. Mimo studenckiego budżetu udaje się
nam pić dobrą kawę i jeść wykwintne potrawy, więc urządziliśmy się całkiem
nieźle.
Tessa pracuje dziś do późna, więc nie spieszę się z zamykaniem sklepu. Nie
żebym nie potrafił bez niej siedzieć w domu, ale po prostu nie mam powodu, żeby
się uwijać, a dopóki mogę się czymś zająć, nie muszę za dużo rozmyślać o Dakocie
i Żmiju. Niekiedy lubię samotność i ciszę, ale nigdy nie mieszkałem sam i często
burczenie windy i dudnienie rur ciepłowniczych w cichym mieszkaniu doprowadza
mnie niemal do szaleństwa. Łapię się na tym, że czekam na dźwięki meczu
futbolowego dochodzące z gabinetu mojego ojczyma albo zapach syropu
klonowego używanego przez moją mamę do ciast. Zrobiłem już prawie wszystko
na zajęcia w tym tygodniu. Pierwsze kilka tygodni drugiego roku studiów to
zupełnie inny rodzaj nauki niż na pierwszym. Cieszę się, że skończyłem już
z nudnymi obowiązkowymi zajęciami i mogę zacząć się kształcić w dziedzinie
edukacji wczesnoszkolnej, co sprawia, że wreszcie czuję się, jakbym się zbliżał do
mojego celu – kariery nauczyciela w szkole podstawowej.
Przeczytałem w tym miesiącu dwie książki, widziałem wszystkie dobre
filmy, które ostatnio weszły do kin, a Tessa za bardzo dba o czystość mieszkania,
żebym musiał się czymkolwiek zajmować. W sumie nie mam nic pożytecznego do
roboty i nie znalazłem zbyt wielu przyjaciół poza Tessą i kilkoma osobami,
z którymi pracuję w Grindzie. Nie licząc może Posey, nie sądzę, żebym mógł
spędzać z nimi czas poza kawiarnią. Timothy, gość z moich zajęć z wiedzy
o społeczeństwie, jest w porządku. Drugiego dnia miał na sobie koszulkę
Thunderbirds i zaczęliśmy rozmawiać o drużynie hokejowej z mojego rodzinnego
miasta. Kiedy mam już nawiązywać kontakty z nieznajomymi – w czym w ogóle nie jestem za dobry – zazwyczaj rozmawiam o sporcie i powieściach fantasy.
W moim życiu nie dzieje się zbyt wiele ciekawych rzeczy. Jeżdżę metrem
przez most na kampus, wracam na Brooklyn, idę pieszo do pracy, a potem z niej
wracam. Tak wygląda schemat mojego dnia – seria wydarzeń, które nie mają
w sobie nic niezwykłego. Tessa twierdzi, że mam doła – według niej muszę znaleźć
nowych przyjaciół i trochę się zabawić. Powiedziałbym jej, że sama powinna pójść
za własną radą, ale wiem, że łatwiej dostrzec drzazgę w cudzym oku niż belkę we
własnym. Chociaż moja mama i Tessa mocno krytykują to, że nie mam życia
towarzyskiego, dobrze się bawię. Lubię moją pracę i zajęcia w tym semestrze.
Podoba mi się to, że mieszkam w całkiem modnej okolicy na Brooklynie, i lubię
mój nowy college. Jasne, wiem, że mogłoby być lepiej, ale wszystko w moim życiu
jest w porządku: prosto i bez problemów. Żadnych komplikacji, żadnych
obowiązków poza byciem dobrym synem i przyjacielem. Zerkam na zegar na
ścianie i krzywię się, widząc, że nie ma jeszcze nawet dziesiątej. Postanowiłem
zamknąć później ze względu na grupkę kobiet rozmawiających o rozwodach
i dzieciach. Ich słowa co chwilę przerywały wykrzykniki w rodzaju „Och!” albo
„O nie!”, więc uznałem, że lepiej zostawić je w spokoju, dopóki nie rozwiążą
nawzajem swoich problemów i nie będą gotowe do wyjścia. Siedziały do piętnaście
po dziewiątej i zostawiły na stole pełno chusteczek, kubków z zimną, niedopitą
kawą i na wpół zjedzonych ciast. Nie przeszkadzał mi ten bałagan, bo dzięki niemu
miałem co robić przez następne kilka minut. Spędziłem tyle czasu na zamykaniu…
starannym układaniu stert chusteczek w metalowych pojemnikach… zamiataniu
z podłogi po jednym opakowaniu na słomkę naraz… i chodzeniu tak wolno, jak
tylko mogłem, podczas wypełniania pojemników na lód i puszek mielonej kawy.
Czas nie jest dziś po mojej stronie. Zaczynam podawać w wątpliwość mój
zawiązek z Dakotą. Tak, czas rzadko działa na moją korzyść, ale dziś dokucza mi
bardziej niż zwykle. Każda mijająca minuta to kolejne sześćdziesiąt sekund kpin na
mój temat – wskazówka zegarka tyka powoli, ale kolejne tyknięcia jakby się nie
sumują: mam wrażenie, że czas w ogóle nie posuwa się do przodu. Zaczynam się
bawić w zabawę z podstawówki, polegającą na wstrzymywaniu oddechu
w trzydziestosekundowych seriach, żeby mi czas szybciej minął. Po kilku minutach
nudzi mnie to, więc idę na zaplecze z szufladą z kasy, żeby policzyć dzienny utarg.
W sklepie panuje zupełna cisza, poza bzyczeniem kostkarki do lodu na zapleczu.
Wreszcie wybija dziesiąta i nie mogę już marnować czasu.
Przed wyjściem po raz ostatni rozglądam się po sklepie. Na pewno niczego
nie przegapiłem – ani jedno ziarnko kawy nie jest nie na swoim miejscu.
Zazwyczaj nie zamykam sam. Zgodnie z moim harmonogramem zawsze zostaję
z Aidenem albo Posey. Posey zaproponowała, że ze mną dziś zostanie, ale
podsłuchałem, jak mówi, że ma kłopot ze znalezieniem opiekunki dla siostry.
Posey jest milcząca i nie opowiada za dużo o swoim życiu, ale z tego, co się orientuję, mała wydaje się jego centrum.
Zabezpieczam sejf i włączam system alarmowy, a później zamykam za sobą
drzwi. Dziś jest zimno – delikatny chłód unosi się znad wody i ogarnia Brooklyn.
Lubię być blisko wody i z jakiegoś powodu rzeka sprawia, że czuję się nieco
oddalony od pędu miasta. Mimo niedużej odległości między tymi dwiema
dzielnicami Brooklyn w ogóle nie przypomina Manhattanu. Zamykam kawiarnię
i od razu napotykam czworo ludzi – dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Patrzę, jak
rozdzielają się na dwie trzymające się za ręce pary. Wyższy z mężczyzn ma na
sobie koszulkę Browns, a ja zastanawiam się, czy sprawdzał ich statystyki
z bieżącego sezonu. Gdyby to zrobił, pewnie nie obnosiłby się z ich barwami z taką
dumą. Przyglądam się im, idąc z tyłu. Fan Brownsów zachowuje się głośniej od
pozostałych, a na dodatek ma irytująco głęboki głos. Chyba jest pijany. Przechodzę
przez ulicę, żeby się od nich oddalić, i dzwonię do mamy, żeby sprawdzić, co
u niej. Przez „sprawdzanie, co u niej” rozumiem danie jej znać, że nic mi nie jest
i że jej jedynak przetrwał kolejny dzień w wielkim mieście. Pytam, jak się czuje,
ale ona jak zwykle to zbywa i pyta, jak ja się mam.
Mama nie martwiła się tak bardzo moją przeprowadzką do Nowego Jorku,
jak się obawiałem. Chce, żebym był szczęśliwy, a wyjazd z Dakotą mnie
uszczęśliwił. Cóż, w każdym razie tak miało być. To, że się tu przeniosłem, miało
być klejem spajającym nasz pękający związek. Myślałem, że to odległość daje nam
się we znaki, i nie uświadamiałem sobie, że Dakota pragnęła wolności. Jej
poszukiwanie wolności tak bardzo mnie zaskoczyło, ponieważ nigdy nie
zachowywałem się wobec niej w sposób zaborczy. Nigdy nie próbowałem jej
kontrolować ani mówić, co ma robić. To po prostu nie w moim stylu. Od czasu,
kiedy ta zadziorna dziewczyna z włosami jak makaron wprowadziła się po
sąsiedzku, wiedziałem, że ma w sobie coś wyjątkowego. Coś wyjątkowego
i prawdziwego – nigdy, przenigdy nie chciałem tego ukrywać. Jak mógłbym?
Dlaczego miałbym to robić? Wzmacniałem jej niezależność i nakłaniałem do tego,
by nie temperowała języka i miała własne zdanie. Przez cały czas, kiedy byliśmy
razem, ceniłem jej siłę i próbowałem dać jej wszystko, czego potrzebowała.
Kiedy obawiała się przenosin z Saginaw w Michigan do Wielkiego Jabłka,
znalazłem sposób, żeby ukoić jej lęk. Sam miałem doświadczenie z kilkoma
przeprowadzkami – przeniosłem się z Saginaw do Waszyngtonu tuż przed ostatnim
rokiem szkoły średniej. Wciąż przypominałem jej o bardzo dobrych powodach, by
chcieć pojechać do Nowego Jorku: jej miłości do tańca i wielkim talencie. Nie było
dnia, żebym jej nie mówił, jak jest wspaniała i jak bardzo powinna być z siebie
dumna. Mimo posiniaczonych palców i krwawiących stóp ćwiczyła w dzień
i w nocy. Dakota była jedną z najbardziej zmotywowanych osób, jakie spotkałem
w życiu. Zdobywanie świetnych ocen przychodziło jej łatwiej niż mnie i pracowała
już, kiedy byliśmy nastolatkami. Gdy moja mama była w pracy i nie mogła jej podwozić, jechała dwa kilometry na rowerze pracować przy kasie na postoju
ciężarówek. Kiedy tylko skończyłem szesnaście lat i dostałem prawko, pozwoliła
ojcu oddać swój rower do lombardu w zamian za kilka dodatkowych dolarów, a ja
z radością ją podwoziłem.
A jednak wydaje mi się, że Dakota nigdy nie uważała, że jest wolna, dopóki
mieszkała z rodziną. Ojciec próbował zrobić z niej i jej brata Cartera więźniów
w ich domu z czerwonej cegły. Prześcieradła, które mocował pinezkami do okien,
nie zdołały powstrzymać jego dzieci przed wyjściem z domu. Kiedy trafiła do
Nowego Jorku, ujrzała nowy styl życia. Patrzenie, jak jej tatę trawi gniew i alkohol,
to nie życie. Usiłowanie zmycia winy spowodowanej śmiercią jej brata to również
nie życie. Uświadomiła sobie, że nigdy naprawdę nie żyła. Ja zacząłem żyć w dniu,
kiedy ją spotkałem, ale dla niej to było coś innego.
Mimo że rozpad naszego związku był dla mnie bolesny, nie miałem jej go za
złe. Wciąż nie mam. Ale nie mogę powiedzieć, że to, co się stało, nie sprawiło mi
wielkiego bólu, nie wspominając nawet o tym, że oznaczało to wygumkowanie
przyszłości, którą razem narysowaliśmy. Myślałem, że po moim przyjeździe
zamieszkamy w Nowym Jorku we wspólnym mieszkaniu. Sądziłem, że każdego
ranka, kiedy będę się budził, jej nogi będą splątane z moimi i będę czuł słodki
zapach jej włosów na swojej twarzy. Myślałem, że będziemy tworzyć
wspomnienia, wspólnie ucząc się tego miasta. Mieliśmy się przechadzać po
parkach i udawać, że rozumiemy dzieła sztuki wiszące w eleganckich muzeach.
Spodziewałem się tak wielu rzeczy, kiedy zacząłem planować przyjazd.
Spodziewałem się, że będzie to początek mojej przyszłości, a nie koniec mojej
przeszłości.
Trzeba jej przyznać, że widziała, co nadchodzi, wiedziała, co do mnie czuje,
i zerwała ze mną, jeszcze zanim się tu przeprowadziłem. Nie chciała próbować
przez pewien czas udawać, że wszystko w porządku, i czekać, aż sytuacja wymknie
się spod kontroli. Była ze mną szczera. Niemniej jednak, zanim wreszcie wszystko
skończyła, ja zdążyłem już za bardzo zaangażować się w przeprowadzkę, żeby
zmienić zdanie. Zapisałem się już na nową uczelnię i wpłaciłem kaucję za
mieszkanie. Nie żałuję tego – z perspektywy czasu uważam, że właśnie tego
potrzebowałem. Nie jestem jeszcze całkowicie urzeczony Nowym Jorkiem – jego
czar nie zahipnotyzował mnie jeszcze tak mocno jak niektórych i nie sądzę, że
zostanę tu po skończeniu studiów – ale polubiłem go wystarczająco na tę chwilę.
Chciałbym osiedlić się w jakimś spokojnym miejscu, z dużym podwórkiem, na
którym świeci słońce, sprawiając, że wszystko wygląda przepięknie, i opalając
mnie na brązowo.
Pomaga mi to, że Tessa przeprowadziła się tu ze mną. Nie cieszą mnie
okoliczności, które spowodowały jej przyjazd, ale dobrze, że mogłem jej zapewnić
miejsce, gdzie mogła uciec. Tessa Young była moją pierwszą przyjaciółką z Uniwersytetu Washington Central i w pewnym sensie pozostała jedyną, którą
miałem aż do wyjazdu. Była moją pierwszą i jedyną przyjaciółką
w Waszyngtonie – i vice versa. Miała ciężki pierwszy rok. Zakochała się i niemal
jednocześnie złamano jej serce. Znalazłem się w dziwnym miejscu – pomiędzy
przyrodnim bratem, z którym chciałem zbudować relację, i moją najlepszą
przyjaciółką Tessą, zranioną właśnie przez niego.
Otworzyłem drzwi przed Tessą w chwili, kiedy o to poprosiła, i zrobiłbym to
ponownie. Nie przeszkadzało mi to, że miałbym z nią dzielić mieszkanie,
a wiedziałem, że to jej pomoże. Lubię swoje miejsce u jej boku – jako przyjaciela,
miłego gościa. Byłem miłym gościem przez całe życie i czuję się w tej roli bardziej
komfortowo niż w jakiejkolwiek innej. Nie muszę być w centrum zainteresowania.
Przeciwnie – ostatnio uświadomiłem sobie, że ze wszystkich sił staram się unikać
sytuacji, które sprawiają, że mógłbym się znaleźć w takim miejscu. Jestem znany
z tego, że gram rolę osoby udzielającej wsparcia – wspierającego przyjaciela czy
chłopaka – i w zupełności mi to odpowiada. Kiedy wszystko się rozgrywało
w Michigan, chciałem cierpieć sam. Nie chciałem, by ktokolwiek ze mną krwawił,
a już zwłaszcza Dakota.
Nie dało się uniknąć jej bólu i niezależnie od tego, co robiłem, nie mogłem
go ukoić. Musiałem pozwolić jej krwawić i byłem zmuszony siedzieć bezczynnie
i patrzeć, jak jej świat rozpada się przez tragedię, której z całej siły próbowałem
zapobiec. Była moim bandażem, a ja jej siecią ratunkową. Złapałem ją, kiedy
spadała, i będziemy związani, przyjaźnią lub czymś więcej, do końca świata ze
względu na ból, który dzieliliśmy.
Moje myśli rzadko błądzą w kierunku tych wydarzeń – zmusiłem się, by je
zapomnieć. Ta puszka Pandory pozostaje zamknięta. Sklejona super glue i zalana trzema metrami cementu.

Nothing more Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz