Rozdział dwudziesty ósmy

129 3 0
                                    

Poranek nadszedł szybciej, niż się spodziewałem.
Po przebudzeniu się leżę jeszcze chwilę w łóżku, po prostu gapiąc się na
wentylator na suficie. Zastanawiam się, kto tu mieszkał przede mną i dlaczego
postanowił pomalować wentylator na niepasujące do siebie kolory. Każde skrzydło na inny: niebieski, zielony, purpurowy, żółty, i wreszcie czerwony. Zastanawiam
się, czy był to pokój dziecka. Jeśli nie, mieszkańcy musieli być trochę dziwaczni.
Nie wiem, która godzina, kiedy wreszcie zmuszam się do tego, żeby wstać
z łóżka. Wiem tylko tyle, że jestem wyczerpany, jakbym przez noc przeżył wojnę.
Biorę telefon, żeby spojrzeć na zegarek, ale bateria padła. Podłączam go do
ładowarki i idę do salonu.
Jest w nim ciemno, ale telewizor jest włączony. Tessa śpi na kanapie, a na
ekranie widzę odcinek Cupcake Wars z wyłączonym dźwiękiem. Biorę pilota
leżącego na jej brzuchu i wyłączam odbiornik. Wciąż ma na sobie uniform z pracy.
Musiała być wyczerpana, kiedy wróciła do domu. Widziałem to wyraźnie – oczy
jej się zamykały nad talerzem jedzenia, które przyniosła z Lookout. Siedzieliśmy
przy stole przez niecałe pół godziny i opowiedziała mi ze szczegółami, jak
wyglądał jej wieczór.
Dwadzieścia minut przed zamknięciem weszła grupka profesorów z NYU
i usiadła w jej części restauracji. Chociaż tego nie powiedziała, musiało ją trochę
ukłuć to, że byli z NYU, ponieważ uczelnia jeszcze jej nie przyjęła. Jestem pewien,
że to się stanie, po prostu nie w tym semestrze. Nie chce, żeby Ken wykorzystał
swoją pozycję na WCU, żeby jej pomóc, ale sądzę, że tak zrobi, jeśli nie przyjmą
jej na semestr zimowy. Byłoby całkiem fajnie mieć ją ze sobą na kampusie, mimo
że studiujemy różne kierunki. Na drugim roku niektóre zajęcia będą się nam
pokrywać, ponieważ ja studiuję edukację wczesnoszkolną, a ona anglistykę.
Wchodzę do kuchni, żeby sprawdzić, która godzina. Dopiero ósma. To
trochę dziwne, że jedyny zegarek w całym domu mamy na kuchence. Zazwyczaj
polegamy na telefonach, chcąc sprawdzić czas – zastanawiam się, jak radzi sobie
z tym przemysł zegarmistrzowski.
Byłoby bardzo dziwnie żyć w czasach, kiedy trzeba wejść do jakiegoś
budynku albo pójść na rynek, żeby dowiedzieć się, która godzina. A co, gdyby
zegar się mylił – nie można byłoby się nawet tego dowiedzieć. Gdyby Hardin żył
w tamtych czasach, wyobrażam sobie, że na wszystkich zegarach miałby ustawione
złe godziny, tylko po to, by robić innym na złość.
Naprawdę muszę powiedzieć Tessie, że w przyszły weekend przyjeżdża
Hardin. Powiem jej, kiedy się obudzi.
Powiem. Tym razem naprawdę.
W kuchni jest cicho, słychać tylko delikatne brzęczenie lodówki.
Nieozdobiony tort wciąż tkwi na blacie, owinięty folią do żywności.
Zastanawiam się, czy Nora wróci, czy też to, co spowodowało, że musiała
wyjść, zatrzyma ją dłużej.
Zaglądam do lodówki, szukając czegoś do jedzenia, zanim zacznę się
przygotowywać do pracy.
Kurwa!
Praca.
Miałem być tam dziś o szóstej, wziąć zmianę za Posey.
Biegnę do pokoju, wziąć telefon i zadzwonić do szefa. Uderzam w coś
mocno stopą i potykam się. Próbuję utrzymać równowagę na jednej stopie, ale to
oczywiście się nie udaje i uderzam palcami w nogę biurka.
Cholera, ale boli.
Chwytam się za stopę i wreszcie sięgam po telefon. Oczywiście, że wciąż nie
działa. Cholera do sześcianu.
Będę musiał zadzwonić do pracy z telefonu Tessy.
Rzucam telefon na łóżko i skaczę na jednej nodze do salonu – palec wciąż
bardzo boli. Kiedy docieram do śpiącej na kanapie Tessy, zerkam na nią i na
meble. Telefon musi gdzieś tu być.
Dlaczego nie posłuchałem mamy i nie zainstalowałem telefonu
stacjonarnego?
Nigdy nie wiesz, co może się zdarzyć, Landon.
Serwis komórkowy może przestać działać.
Możesz zgubić telefon komórkowy i użyć stacjonarnego, żeby spróbować go
znaleźć.
Obcy mogliby przypuścić inwazję na Brooklyn i ukraść całą technologię,
żeby posunąć do przodu swój plan przejęcia władzy nad Ziemią dla swoich
niecnych celów.
Okej, ten ostatni może wymyśliłem, kiedy droczyłem się z nią z powodu jej
troski.
Jednakże jest to jeden z wielu przypadków w moim życiu, kiedy
uświadomiłem sobie, że moja matka zazwyczaj wie, o czym mówi. Większość
dwudziestolatków nigdy by tego nie przyznała, ale ja jestem wystarczająco mądry,
żeby wiedzieć, że to wielkie szczęście, że mam takiego rodzica.
Zauważam telefon Tessy – tkwi między oparciem kanapy a jej biodrem.
Powoli po niego sięgam i wstrzymuję oddech, próbując jej nie budzić. Właśnie
w chwili, kiedy opuszkami palców dosięgam telefonu, ciało Tessy drga, a jej oczy
szeroko się otwierają.
Odsuwam się i daję jej czas, żeby zrozumiała, że to tylko ja, a ona śpi na
kanapie w swoim salonie.
– Wszystko w porządku? – jęczy Tessa.
Jej głos brzmi, jakby wciąż spała.
– Tak, przepraszam. Telefon mi padł i jestem spóźniony do pracy.
Kiwa głową i wyciąga do mnie komórkę.
Biorę ją, żeby wstukać numer, ale zostaję poproszony o PIN.
Tessa zaczyna wypowiadać liczby, a ja je szybko wpisuję.
– Zero, dwa, zero, jeden – mówi i zamyka oczy.
Przewraca się na bok i przyciąga kolana do klatki piersiowej.
– Dzięki.
Biorę koc z oparcia kanapy i przykrywam ją. Dziękuje mi uśmiechem, a ja
odblokowuję telefon. Dziwnie mi się go trzyma – jest bardzo mały w porównaniu
z moim.
Wciąż naśmiewa się z wielkości mojego telefonu, nazywając go iPadem, a ja
naśmiewam się z niej, że zawsze psuje albo gubi swoje. Przypominam jej ten, który
upuściła do toalety, ten, który „zgubił się” w uberze, ten, którym rzuciła w pająka
na dachu naszej kamienicy. Jedyny, o którym nigdy nie wspominam, to jej
pierwszy telefon.
To ten, którego ekran celowo rozbiła, a później podeptała przynajmniej
dwadzieścia razy. Wróciłem do domu z pracy tylko po to, żeby zobaczyć, jak go
rozwala. Przysięgała, że nigdy więcej już nie skorzysta z iPhone’a, a ja
podejrzewałem, że nie miało to związku z technologią. Chodziło raczej o ten sam
powód, dla którego teraz pije tylko kawę. Ten sam, dla którego prawie nie może
już słuchać swojego ulubionego zespołu.
Szybko zrezygnowała ze swojej obietnicy, po tym jak używała przez tydzień
innego telefonu. Straciła całą swoją muzykę i wszystkie zachowane informacje.
Wszystkie zapamiętane hasła do stron internetowych i dane kart kredytowych.
Przeklinała firmę Apple przez całą drogę do sklepu, mówiąc, że przejmują władzę
nad światem, i wkurzało ją, że mają takie dobre produkty, bo nie zostawiają
klientom innej możliwości poza używaniem ich. Cóż za paradoks.
Wspomniała też więcej niż kilka razy, że powinni robić tańsze rzeczy.
Zgodziłem się.
Kiedy przechodzę do ekranu wykonywania połączenia, uświadamiam sobie,
że nie znam na pamięć numeru do Grindu. Zazwyczaj polegam na numerze, który
już mam w komórce. Prawie nie pamiętam czasów, kiedy jeszcze smartfony nie
kontrolowały świata. Jako dwunastolatek miałem starą nokię, którą mama kazała
mi brać wszędzie, gdzie tylko szedłem, na wypadek gdyby coś się stało. Dobijałem
baterię, cały dzień grając w węża.
Cholera, ale stary się czuję.
Co, do diaska, zrobilibyśmy bez technologii? Wstydzę się tego, że tak bardzo na niej polegam, ale jednocześnie wzdrygam się, myśląc, że musiałbym otwierać
książkę telefoniczną i szukać numeru do pracy.
Cholera, my, ludzie, jesteśmy tacy rozpieszczeni.
To nieprawda – my, Amerykanie, jesteśmy rozpieszczeni. Jest na świecie
wiele, wiele miejsc, gdzie ludzie nigdy nawet nie widzieli iPhone’a, a ja tutaj
zastanawiam się nad moją egzystencją bez produktów Apple.
Mam zupełnie z górki.
Wyszukuję w internecie numer do Grindu, a kiedy dzwonię, od razu słyszę
sygnał „zajęty”.
Co, do cholery?
Nie mam nawet numeru Posey. Znów technologia mi przeszkadza.
Kiedyś pamiętałem numery wszystkich moich przyjaciół. Pomagało w tym
to, że miałem tylko dwoje przyjaciół, którzy na dodatek mieszkali w tym samym
domu, ale nieważne.
– Szybko się ubiorę i tam pobiegnę – wyjaśniam błyskawicznie.
Kładę telefon Tessy na stoliku kawowym i idę do pokoju.
Wciąż bolą mnie palce u stóp.
Jeśli teraz wyjdę, mogę tam dotrzeć w mniej niż piętnaście minut. Mógłbym
być już w połowie drogi, gdybym po prostu się ubrał, zamiast próbować dzwonić.
Spoglądam na telefon na łóżku. Mógłbym go użyć, gdybym tylko podpiął
ładowarkę.
Raz na wozie, raz pod wozem.
Szybko krążę po pokoju i zakładam ciemne dżinsy i jasnoszary T-shirt.
Biegnę do łazienki i szczotkuję zęby. Sikam i myję ręce. Nie patrząc nawet do
lustra, gaszę światło i wracam do salonu. Powoli odzyskuję czucie w palcach
u nóg, co mnie cieszy, bo będę musiał tam praktycznie biec. Jestem pewien, że
wyglądam beznadziejnie, ale kiedy dotrę do pracy, przeczeszę włosy palcami albo
coś.
Buty… gdzie moje buty? Rozglądam się po podłodze i zaglądam do szafy.
Salon. Muszą być przy drzwiach.
Tam, gdzie ich miejsce. Słyszę głos Tessy w głowie i śmieję się sam do
siebie.
Jestem przy drzwiach i wsadzam nogi w adidasy pięć minut od czasu, kiedy
próbowałem zadzwonić do Grindu. Biorę klucze i otwieram drzwi, tylko po to,
żeby na kogoś wpaść.
Nora.
Z workiem na śmieci w jednej ręce i pudełkiem pod stopami.
Jej oczy się rozszerzają, kiedy mnie widzi, i spoglądam w dół na pudełko.
Jest w nim książka, ramka do obrazka i kilka przypadkowych przedmiotów, które
są nierozpoznawalne i zakopane pod stertą ubrań. – Cześć.
Usta Nory kształtują się w to słowo i patrzy na mnie z czymś, co wygląda jak
wahanie.
– Cześć – odpowiadam, próbując zrozumieć, co tu robi.
Ze swoimi rzeczami.
– Wszystko w porządku? – pytam, a ona kiwa głową.
Nagle jej oczy wypełniają się łzami i patrzę, jak zaciska wolną rękę w pięść.
Bierze głęboki oddech i jak gdyby nigdy nic prostuje plecy i powstrzymuje łzy.
– Mogę wejść? – mówi cicho, przygnębionym głosem, ale robi dobrą minę
do złej gry.
Pochylam się, biorę pudełko i trzymam je w dłoni. Wyciągam dłoń, żeby
podała mi worek na śmieci – robi to.
Patrzy hardo. Jest wojowniczką. Widzę to w jej oczach.
Jej torba jest ciężka. Kładę ją na podłodze w salonie obok stolika mojej
babci. Odstawiam pudełko i macham do Nory, żeby weszła. Robi to powoli,
a Tessa siada na kanapie.
Zerkam na jej telefon na stole.
Cholera.
Spoglądam przepraszająco na Norę.
– Muszę iść do pracy. Jestem naprawdę spóźniony.
Kiwa głową i uśmiecha się do mnie, ale to najmniejszy uśmiech, jaki
kiedykolwiek widziałem.
Obietnice, które wczoraj sam przed sobą wypowiedziałem, żeby ją chronić,
wypełniają mi klatkę piersiową. Nie chcę, żeby kiedykolwiek tak wyglądała, tak się
czuła.
Tessa wstaje i ocenia sytuację. Nie mogę zostać, żeby wysłuchać
wytłumaczenia, mimo że dostanę szału, jeśli nie będę wiedział, co się dzieje.
Co się stało?
Dlaczego Nora jest tu ze swoimi rzeczami?
Czy poszło o coś z Dakotą?
Skręca mi się w żołądku, kiedy myślę o tej możliwości.
Czy kiedy wyjdę, powie Tessie, że znów się całowaliśmy?
Chciałbym zostać, ale nie mogę. Zbyt wiele osób na mnie liczy, a i tak
poważnie dziś nawaliłem.
Wypadam na korytarz i zbiegam schodami na dół. Nie mam czasu, by
czekać, aż najmniejsza winda na świecie dotrze na moje piętro.

Nothing more Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz