Rozdział dwudziesty pierwszy

139 2 0
                                    


Ostatnie pół godziny było, łagodnie mówiąc, dezorientujące. Nie wiem, jak
przerwać to, że coś mnie do niej przyciąga, nie wiem też, czy powinienem
próbować. Słowa Dakoty znaczą dla mnie tak wiele... a jednak brakuje jakiegoś
drobiazgu, mała cząstka mnie nie łączy się z nimi. Mam się trochę na baczności
i nie wiem, czy powinienem tak szybko zaczynać tańczyć, jak mi zagra.
Jej przyciąganie jest jednak zbyt duże i pokonuje głosik w mojej głowie,
mówiący, że czegoś brakuje.
Nie chcę, żeby ta chwila się skończyła.
Nie chcę, żeby odeszła.
Chcę, żeby została i wynagrodziła mi czas, kiedy jej przy mnie nie było,
sprawiła, że znów poczuję się normalnie. Łatwiej skupić się na innych ludziach
i uszczęśliwiać wszystkich, niż pogodzić się z tym, że może jestem trochę bardziej
samotny, niż chcę przyznać. Tak łatwo jest wpaść z nią w stare schematy. Kiedyś
myślałem, że mam ją chronić, że każdy atom mojego ciała został stworzony tylko
dla niej. Byłem najszczęśliwszy, kiedy ją miałem, kiedy miałem kogoś, kto sprawił,
że czułem się ważny, potrzebny, konieczny.
Dakota przyszła tu, do mojego mieszkania - uciekła do mnie. Ale
zastanawiam się, czy to znaczy, że przestała już uciekać przede mną. Jej ciało jest
teraz tak blisko, tak blisko, że mógłbym sięgnąć do niej ręką i wziąć w ramiona,
gdybym tylko chciał... a chcę. Potrzebuję tylko jej dotyku. Potrzebuję wiedzieć,
czy w ślad za jej opuszkami palców po moim ciele rozleje się znajome mrowienie.
Potrzebuję wiedzieć, czy może wypełnić pustkę, dziury w moim ciele, które
zostawiła.
Robię kolejny krok i obejmuję jej szczupłe ciało. Wtula się we mnie bez
wahania, a moje usta ostrożnie szukają jej ust.
Są tak miękkie... jej wargi to chmury, w których chcę się zagubić, wysoko
ponad światem zdrowego rozsądku i z dala od naszego wspólnego bólu. Chcę
unosić się w tej przestrzeni, w której jesteśmy tylko ona i ja, ja i ona. Żadnych
zerwań, dramatów, beznadziejnych rodziców, egzaminów i pracy do późna.
Kiedy moje usta ocierają się o jej usta, Dakota robi nagły wdech, a ja czuję
ulgę. Moje nieśmiałe usta poruszają się ostrożnie, by nie wejść w to zbyt
pospiesznie. Mój język przesuwa się po jej języku, a ona wtapia się we mnie, jak to
zawsze robiła.
Unoszę drugą rękę do jej pasa i przyciągam ją bliżej. Jej tutu szeleści,
ocierając się o moje dresy, Dakota obiema dłońmi ściąga mieniący się materiał na
podłogę, a później przyciska swoje ciało do mojego. Jej ciało jest jędrniejsze, niż
pamiętam - ciężka praca, którą wykonała, opłaciła się, a ja jestem zachwycony tym, jak bardzo teraz jej ciało jest solidne i moje. Jest naprawdę moja, może nie na
zawsze, ale na teraz.
Usta Dakoty są nieco opieszałe, jakby zapomniała, jak mnie całować. Masuję
jej plecy, kiedy próbuje sobie przypomnieć moje wargi. Rysuję na jej krzyżu
kółeczka kciukami, a ona wzdycha między moimi ustami. Jej powolny pocałunek
smakuje łzami - nie wiem, czy jej, czy moimi.
Pociąga nosem, a ja się odsuwam.
- Co się stało? - pytam.
Mam gardło jakby pełne melasy - powoli wykrztuszam grzęznące w nim
słowa.
- Wszystko w porządku?
Kiwa głową, a ja spoglądam na jej twarz, rozkoszując się nią. Jej brązowe
oczy są lśniące od łez, a kąciki jej wilgotnych, odętych ust kierują się w dół. Robi
zatroskaną minę.
- O co chodzi?
- Nic mi nie jest... - Trze oczy. - Nie chodzi o to, że jestem smutna, tylko
przytłoczona. Tęskniłam za tobą.
Znów pociąga nosem, a pojedyncza łza spływa jej po policzku. Dotykam jej
kciukiem, a Dakota wzdycha ciężko w moją dłoń, która obejmuje jej twarz.
- Dasz mi trochę czasu, żebym rozwiązała swoje problemy? Proszę, Landon,
wiem, że nie zasługuję na następną szansę, ale nigdy, przenigdy już cię nie
skrzywdzę. Przepraszam.
Przyciągam ją do siebie, a ulga i lęk zalewają mnie, kiedy zbliżam się do jej
ciała. Od miesięcy czekałem, żeby usłyszeć te słowa, nawet jeśli to tylko
połowiczne „tak". Nawet jeśli potrzebuje czasu, żeby wszystko uporządkować,
zupełnie nie spodziewałem się przeprosin ani niczego choćby przypominającego
wyznanie miłości. Może dlatego brzmi tak obco? Marzyłem o tym, by usłyszeć
dokładnie te słowa przez tak długi czas, że czuję, jakbym siłą własnej woli
doprowadził do tego, że je wypowiedziała. Czy to będzie błogosławieństwo, czy
klątwa? A może i jedno, i drugie?
Kręci mi się w głowie i nie mogę tego zatrzymać.
Odpycham swoje myśli na bok i uspokajam ją.
- Ćśśś - szepczę i opieram brodę na szczycie jej głowy.
Mija kilka sekund, a ona delikatnie się odsuwa, żeby podnieść głowę i na
mnie spojrzeć.
- Nie zasługuję na ciebie - mówi łagodnie.
Nie patrząc mi w oczy, ciągnie dalej:
- Ale nigdy nie pragnęłam cię bardziej.
Jej głowa ciąży mi na piersi, kiedy płacze. Zacisnęła dłonie na materiale
mojego T-shirtu. W mieszkaniu rozbrzmiewa delikatny dzwonek, a Dakota szybko reaguje, unosząc głowę z mojej klatki piersiowej.
Zawsze w najgorszym momencie.
- Tak mi przykro, to mój agent - mówi, biegnąc do salonu. - Cóż, to jeszcze
nie agent, ale może.
Agent?
Od kiedy ona ma agenta? Albo chce mieć? Co, do cholery, robi agent dla
studentki baletu? Wiem, że chodziła ostatnio na castingi do małych ról
w reklamach... Może postanowiła na poważnie zająć się aktorstwem?
Moje myśli przerywa jej dochodzący z salonu głośny głos.
- Muszę lecieć!
Wtedy głowa Dakoty pojawia się w drzwiach kuchni.
- Tak mi przykro, ale to wielka sprawa!
Po łzach nie ma ani śladu, a jej zatroskaną minę zastąpił szeroki uśmiech.
Być może na mojej twarzy widać całkowitą dezorientację, którą czuję, bo
Dakota wchodzi do kuchni i mówi:
- Wrócę jutro, dobrze?
Wspina się na czubki palców i całuje mnie delikatnie w policzek.
Ściska moją dłoń - wygląda jak zupełnie nowy człowiek. Jest szczęśliwa,
lekka. Tęskniłem za tą wersją niej i nie mogę się zdecydować, czy powinienem być
zawiedziony tym, że wychodzi w środku... czegokolwiek, co właśnie, u licha,
robimy, czy podekscytowany okazją, która właśnie się jej przydarzyła.
Postanawiam cieszyć się jej szczęściem i nie podawać w wątpliwość jej
motywów.
- Muszę jutro pracować, ale będę tu w piątek cały dzień po zajęciach -
mówię jej.
Dakota promienieje.
- Przyjdę w piątek! - A potem dodaje: - I może mogłabym zostać na noc?
Spogląda na mnie nieśmiało, jakby nigdy u mnie nie spała. Przygryza wargi,
a ja nie mogę się powstrzymać od wspomnienia ostatniego razu, kiedy była
w moim łóżku. No cóż, nie ostatniego razu, bo wtedy była pijana i jej nie
dotykałem, ale poprzedniego.
Była piękna - jej naga skóra lśniła pod przyciemnionym światłem w moim
pokoju u Kena. Obudziła mnie w środku nocy, biorąc mojego kutasa do ust. Jej
wargi były tak ciepłe i wilgotne, a ja byłem okropnie twardy i zawstydziłem się,
kończąc po zaledwie kilku powolnych pociągnięciach jej ust.
- Landon? - przywraca mnie do rzeczywistości Dakota.
- Tak, oczywiście.
Czuję krew napływającą do mojego kutasa.
Hormony to podstępna i żenująca sprawa.
- Oczywiście, że chcę, żebyś została. - Świetnie. Do zobaczenia w piątek - mówi, szybko całując mnie w usta.
Ściska moją dłoń i wybiega z mieszkania.
Sen nie przychodzi łatwo. Mój umysł zafiksował się na przeszłości.
Kiedy tu leżę, gapiąc się na wiatrak na suficie, mam szesnaście lat i piszę
liściki do Dakoty w klasie, mając nadzieję, że nauczyciel mnie nie przyłapie. Ona
chichocze ze słów, które napisałem, aluzji seksualnych - wiedziałem, że sprawią,
że się uśmiechnie. Nasz nauczyciel zazwyczaj był tak nieświadomy, że mogliśmy
podawać sobie kartki przez całą lekcję i nie zostać przyłapani. Tego dnia jednak, ku
naszemu nieszczęściu, zauważył. Złapał mnie na gorącym uczynku i zmusił do
przeczytania wiadomości przed całą klasą.
Policzki mi płonęły, kiedy mówiłem - coś w rodzaju tego, że smakuje jak
truskawki w czekoladzie i nie mogę się doczekać, aż ją pożrę. Rany, ale byłem
beznadziejny.
Klasa chichotała, ale Dakota siedziała wyprostowana i uśmiechała się do
mnie. Patrzyła na mnie, jakby nie była ani trochę zażenowana, jakby nie mogła się
doczekać, aż się do mnie dobierze.
Szczerze mówiąc, myślałem że po prostu próbowała sprawić, żebym czuł się
trochę mniej zawstydzony, okazać mi solidarność wobec nauczyciela, który kazał
mi wyjawić coś takiego przed wszystkimi.
Ale kiedy szliśmy do domu, rzeczywiście wcisnęła mnie w narożnik swojego
podwórka i się do mnie dobrała.
Trudno uwierzyć, że byliśmy tylko nastolatkami, kiedy się spotykaliśmy.
Przeszliśmy tak dużo - tak wiele pierwszych razów, dobrych i złych. Było nam
razem dobrze i wciąż może być. Mój ciemny pokój zalewa wspomnienie po
wspomnieniu, a moje łóżko nigdy nie wydawało się takie puste.
Nie mogę się doczekać piątku.
Piątek nadszedł szybciej, niż się spodziewałem.
Wczoraj po zajęciach pracowałem w Grindzie do zamknięcia. Byli tam też
Posey i Aiden, ale on zachowywał się zadziwiająco cicho. Zupełnie nie w swoim
stylu. Wydawał się skoncentrowany na czymś odległym, a może po prostu znalazł
terapeutę, który powiedział mu, że źródłem jego problemów jest bycie wstrętnym
dupkiem.
Niezależnie od powodu cieszyłem się z tego.
Dakota napisała mi wczoraj dwa esemesy i jednego dziś, tylko po to, żeby mi
powiedzieć, że nie może się doczekać, kiedy mnie zobaczy. Nagły powrót czułości
z jej strony wciąż jest nieco dezorientujący, ale z każdym dowodem uwagi, którym
mnie karmi, moja samotność maleje.
Potrzeba towarzystwa to coś zupełnie instynktownego. Nigdy nie uważałem
się za osobę, która potrzebuje kogoś, by się dopełnić, i czasem mam wątpliwości,
czy ludzie rzeczywiście są tak zbudowani. Dlaczego od początku naszej historii pragniemy towarzystwa i usiłujemy
odnaleźć miłość? Cel życia, zarówno dla ludzi religijnych, jak i niereligijnych, to
odnalezienie towarzystwa przyjaciół i kochanków.
Ludzie to istoty potrzebujące drugiego człowieka, i wygląda na to, że jestem
bardzo, bardzo ludzki.

Nothing more Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz