Rozdział szesnasty

148 1 0
                                    

Wychodząc z pokoju, zachowuję się cicho, żeby nie obudzić Tessy. Wiem,
że będzie chciała rozmawiać o ostatniej nocy, ale potrzebuję kawy, zanim spróbuję
zrobić coś w tym rodzaju.
Kiedy idę na palcach po krótkim przedpokoju, zerkam na kwadratowe ramki
obrazków, które Tessa wieszała przez kilka godzin, ustawiając je tak, by były
idealnie równoległe. W każdej ramce znajduje się portret kota ubranego w inny rodzaj kapelusza. Najbliżej mnie znajduje się pręgowany zwierzak, którego szara
panama pomazana jest na czarno i brązowo, żeby pasować do kociego futra.
Z przodu przytwierdzone jest do niej duże białe pióro.
Nigdy tak naprawdę nie zwracałem uwagi na te portrety, ale w dziwnym
nastroju dzisiejszego ranka czuję potrzebę, by je zbadać, i odkrywam, że są dość
zabawne. Zauważyłem, że wszystkie przedstawiają koty, ale tylko tyle. Następny
kociak znów jest pręgowany, ale nie szaro-czarny, tylko pomarańczowo-kremowy.
Jest gruby, a ja chichoczę na widok melonika, który ma na sobie. Kot w smokingu
oczywiście ubrany jest w cylinder. Zdjęcia są całkiem inteligentnie zrobione
i chciałbym pogratulować osobie, która je stworzyła, za to, że przekształciła tak
prosty pomysł w ekscentryczne dziełko, dając mi dziś rano coś, co odwróci moją
uwagę od trudnych spraw. Zerkam na resztę obrazków i tak cicho, jak to tylko
możliwe, dochodzę do końca korytarza.
Jestem trochę zaskoczony, widząc, że na kanapie śpi Nora. Myślałem, że
może poszła do domu, skoro wie, że nie ma tam mnie ani Dakoty.
Ale oto jest – jej ręka zwisa z krawędzi poduszki, a opuszki palców kołyszą
się tuż nad drewnianą podłogą. Jej ciemne włosy są związane wysoko na głowie,
a usta rozwarte, jakby wzdychała. Oczy ma szczelnie zamknięte. Przechodzę na
palcach – moje miękkie skarpetki prawie nie wydają dźwięku, kiedy idę do kuchni.
Po tym, jak sobie uświadomiłem, że Dakota odeszła przed wschodem słońca,
na chwilę jeszcze wróciłem do łóżka. Tak naprawdę nie zaskoczyło mnie to, że
odeszła. Przede wszystkim byłem zawiedziony, że pozwoliłem jakiejkolwiek części
mnie w ogóle uwierzyć, że obudziwszy się, zastanę ją przy sobie. Zachowywała się
wczoraj radośnie, była starą wersją samej siebie, która uwielbiała przy mnie być,
radosną dziewczyną, którą kochałem przez pół życia. Teraz słońce wzeszło, a ona
zniknęła z mojego życia, zabierając ze sobą światło.
Wiatr musiał się wzmóc w nocy, bo wyje przez otwarte okno w kuchni,
sprawiając, że żółta zasłona uderza o szybę. Kiedy podchodzę bliżej, słyszę coraz
mocniej padający deszcz. A kiedy wyglądam przez okno na chodnik, widzę las
parasoli wśród strug wody. Ten w zielono-białe kropki idzie szybciej niż
brązowo-ciemnozielony, a czerwony jest najwolniejszy. Wierzchy parasoli
przypominają stąd kwiaty, a ja jestem zaskoczony, jak wielkie tłumy są na
chodnikach pomimo deszczu.
Zerkam na Norę i cicho zamykam okno, zanim obudzi ją hałas deszczu
i wiatru. Miałem zrobić coś na śniadanie, ale pewnie po prostu zejdę na dół i kupię
bajgla w sklepie na rogu. Tylko że… jeśli wyjdę teraz, może mnie nie być, kiedy
się obudzi, a chciałbym z nią porozmawiać o wczorajszym wieczorze. Chcę
przeprosić za to, że tak szybko wyszedłem z Dakotą bez prawdziwego wyjaśnienia.
To nie typ kobiety, która byłaby zazdrosna o inną – słyszałem, jak wypowiadała się
na temat programów w rodzaju Kawalera i twierdziła, że byłaby najlepszą
kandydatką właśnie dlatego, że nie jest zazdrosna. Nie żebym chciał widzieć, jak
kipi zazdrością, ale nie chciałbym też myśleć, że to, że Dakota nieumyślnie wbiła
się na naszą randkę, a ja zachowałem się jak palant i wyszedłem z nią, nie ma dla
niej znaczenia.
Z drugiej strony oczywiście nie chcę, żeby czuła przy mnie jakikolwiek ból
czy dyskomfort, i wolę się upewnić, że nie jest zdenerwowana z powodu ostatniego
wieczoru. To było wielkie nieporozumienie i jestem pewien, że to wie.
Ale czy ja to wiem?
Tak naprawdę nie sądzę, żebym rozumiał cokolwiek z tego, co wydarzyło się
między mną i którąkolwiek z tych dwu kobiet w ciągu ostatnich dwudziestu
czterech godzin… i w tej chwili prawdopodobnie byłbym gotów zabić, żeby obie
wyjaśniły mi nasze sytuacje w terminach zrozumiałych dla laika. Nie rozumiem
randkowania w tym mieście, chociaż wciąż słyszę, że mężczyźni są z jakiegoś
powodu w „lepszej sytuacji”.
Próbuję przeanalizować wszystko w głowie, gapiąc się na jasnożółtą
zasłonkę wiszącą w oknie.
Po pierwsze, Nora dotknęła mojego brzucha, kiedy znalazła mnie pod
prysznicem, później pocałowała, a później zaprosiła na imprezę z przyjaciółmi.
Po drugie, wyszedłem z Dakotą w środku naszej niby-randki, przed jej
znajomymi – nawet jeśli nie podobam jej się tak naprawdę, to nie mogło być za
dobre dla jej ego.
Po trzecie, patrzyła wczoraj wieczorem, jak Dakota wchodzi do mojego
pokoju, pewnie usłyszała przynajmniej część naszej rozmowy
i najprawdopodobniej uznała, że uprawialiśmy seks.
To cholernie niezręczna sytuacja. Nie wiem nawet, czy podobam się Norze –
straszna z niej flirciara.
Wzdycham, żałując, że nie mam pojęcia o kobietach i ich umysłach.
Powoli otwieram lodówkę i krzywię się, kiedy dwie butelki piwa korzennego
uderzają o siebie na naszej chwiejącej się półce na drzwiach. Biorę tę, która
znajduje się bliżej mnie, i unieruchamiam ją, opierając drzwi lodówki na udzie.
Wyciągam pudełko z dwudniowym jedzeniem na wynos, makaron z jakimś sosem z orzeszków ziemnych i kawałkami wątpliwej świeżości kurczaka,
i zamykam lodówkę.
Odwracam się i prawie wpadam na stojącą przede mną Norę z zaspanymi
oczami i rozczochranymi włosami. Podskakuję z zaskoczenia i prawie upuszczam
resztki jedzenia, ale ona tylko się do mnie uśmiecha leniwym, porannym
uśmiechem. Wokół oczu ma rozmazany makijaż.
– Obudziłeś mnie – mówi i podwija rękawy bluzy.
Jej czarne szorty są tak krótkie, że kiedy odwraca się, żeby pójść do lodówki,
widzę krągłość jej tyłka w miejscu, gdzie spotyka się z udem. Naciąga spodenki,
próbując schować więcej ciała, ale po prostu nie wystarcza materiału.
Nie żebym narzekał.
Odwracam głowę kiedy otwiera lodówkę i się schyla. Pół jej tyłka musi
zwisać z tych króciutkich szortów, a ja muszę wykorzystać całą siłę woli, żeby
utrzymać stopy w miejscu, nie podejść i nie złapać jej w garść. To dla mnie coś
nowego, ta nagląca potrzeba, gryzące, pulsujące uczucie biegnące z klatki
piersiowej do lędźwi. Wyciąga czerwonego gatorade’a, a ja unoszę brew. Wskazuję
na nią palcem.
Nora uśmiecha się, udaje obojętność i zasłania etykietkę dłonią.
– Dwie spra… sprawy – zaczynam, niezręcznie chrząkając, kiedy głos mi się
załamuje.
Teraz, kiedy wstała, nie przejmuję się za bardzo ciszą. Tessa pewnie i tak nie
śpi już od siódmej i tylko leży w łóżku. Wrzucam pudełko podejrzanych resztek do
śmieci i znów otwieram lodówkę. Biorę karton jaj i mleko. Kładę je na blacie.
– Niech będą trzy – poprawiam się. – Chcesz omlet?
Otwieram wytłoczkę z jajkami i spoglądam na nią. Zerka w kierunku salonu,
a później z powrotem na mnie, jakby kogoś szukała.
– Poszła do domu – mówię.
Przynajmniej przyjąłem, że do domu. Nie ma jej tu, a nie słyszałem, żeby
miała jakiekolwiek inne możliwości. Ale zważywszy na to, jak mało wiem o jej
nowym życiu, pewnie może się z nią dziać ogromnie dużo rzeczy, o których nie
wiem. Na przykład mogłaby chować w domu hipogryfa, a ja nawet nie miałbym
o tym pojęcia, bo nigdy nie widziałem nawet elewacji jej kamienicy, a co dopiero
wnętrza mieszkania.
– Och – mówi Nora, która wydaje się zaskoczona. – Wczoraj wieczorem… –
zaczyna, ale chcę dokończyć temat moich trzech rzeczy, bo później z pewnością
o nich zapomnę.
– Poczekaj. – Unoszę między nami palec. Uśmiecha się i teatralnym gestem
zamyka usta. – Zacznijmy od początku. Omlet?
Sięgam do szafki przed sobą i jedną ręką biorę patelnię, a drugą włączam
gaz. Serio, to najpłynniejszy, najbardziej skoordynowany ruch, jaki udało mi się zrobić w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
– Tak, poproszę – odpowiada Nora głosem, który brzmi, jakby jego miejsce
wciąż było w łóżku.
Nie mogę sobie wyobrazić, jak byłoby co rano się budzić przy tej kobiecie.
Jej włosy byłyby potargane i pewnie związane na głowie. Nogi byłyby gładkie
i opalone – założę się, że nie ma linii opalenizny.
– Ale jestem wegetarianką. Więc dla mnie tylko ser.
– Mam cebulę i paprykę – oferuję.
Kiwa głową, uśmiechając się, jakbym jej zaimponował.
– Nie mów do mnie takich nieprzyzwoitych rzeczy tak wcześnie rano.
Jej uśmiech jest zaraźliwy, a ja ze zdziwieniem zauważam, że udzielił mi się
jej kuchenny humor. Choć omlet z dwóch jaj nie będzie szczególnym powodem do
chwalenia się, będzie fachowo wykonany, a jako cukierniczka lubi mężczyzn,
którzy radzą sobie w kuchni. W każdym razie tak zakładam.
Rozbijam dwa jajka o krawędź niewielkiej miski.
– A teraz druga sprawa.
Spoglądam na nią, żeby się upewnić, czy słucha.
Patrzy mi prosto w oczy, rozpuszczając włosy. Opadają grubymi falami
wokół ramion, a kiedy potrząsa głową, jestem przekonany, że zostałem wrzucony
w reklamę szamponu.
Czy byłoby dziwne, gdybym to powiedział? Czy zabrzmię jak gość, który za
bardzo się stara?
Postanawiam tego nie komentować. Porównanie jej do modelki z reklamy
szamponu nie może być zwyczajnym komplementem, a ja naprawdę nie muszę
dawać jej kolejnych powodów, żeby myślała, że jestem beznadziejny.
Zamiast ryzykować, że wydam jej się obleśny, nurkuję prosto w ocean
spraw, które chciałbym między nami wyjaśnić.
– Nie wiedziałem, że wy dwie jesteście współlokatorkami – zaczynam
wyjaśniać. – Nie wiedziałem, że Dakota będzie przy barze. Przepraszam, jeśli to, że
cię tam zostawiłem, narobiło ci wstydu przed przyjaciółkami. Naprawdę bardzo się
cieszyłem, że… – mam sucho w gardle i mogę zacząć kaszleć w środku zdania, ale
ciągnę dalej – …spędzę z tobą czas. Nie wiem, jak dużo wiesz o Dakocie i mnie,
ale…
Nora unosi dłoń. Zamykam usta i dolewam kapkę mleka do miski z ubitymi
jajkami, a później znów otwieram lodówkę. Nora podchodzi do kuchenki
i zmniejsza temperaturę. Pewnie dobrze robi.
Spogląda na podłogę, a później z powrotem na mnie.
– Wiem, że nie wiedziałaś. A ja nie miałam jebanego pojęcia, że to o tobie
mówiła. Nigdy nie powiedziała nam o tobie nic, co skłoniłoby mnie do tego, żebym
nawet pomyślała, że w ogóle ją znasz. Nie wspomniała nawet twojego imienia. Kiedy to mówi, w jej tonie pobrzmiewa coś, czego chyba nie chcę
odgadywać. Unosi się na rękach i siada na blacie jakiś metr ode mnie. Jej stopy
kołyszą się nad drewnianymi szafkami.
– Ale nie jestem zła czy coś – mówi tonem wyblakłym jak sprany T-shirt. –
Tak że nie martw się. Rozumiem, wszystko w porządku.
Nora wykazuje się niewiarygodnym zrozumieniem, ale na jej twarzy znów
pojawia się ten wyraz, który mnie niepokoi. Ten, kiedy wygląda na tak znudzoną,
żeby zacząć zdrapywać sobie lakier z paznokci.
O, i kto by pomyślał, oto jeden z jej kciuków zaczyna skubać drugi, próbując
zeskrobać czarny lakier.
– Nie wróciliśmy do siebie – mówię.
Żądło wyznania Dakoty wciąż mnie pali, dręcząc mój umysł.
Nora uśmiecha się szeroko, podnosząc wzrok znad dłoni.
– Gdybyście wrócili, nie byłaby to moja sprawa.
Wzrusza ramionami, jakbym właśnie jej powiedział, że niebo jest niebieskie,
a ja pochylam głowę w bok.
Jajka smażą się już na dobre i syczą na mnie z parującej patelni, a ser jest
prawie roztopiony, więc biorę jej warzywa i kawałek szynki z torebki
z delikatesów.
– Mięso. – Robi zdegustowaną minę. – Gorzej, wędlina. Zaczynałeś już mi
trochę za bardzo imponować. Dobrze, że wyciągnąłeś wędlinkę.
Kiedy się śmieje, uświadamiam sobie, że chyba nie chcę jej pozwolić
zmieniać tematu. Chcę wiedzieć, dlaczego sądzi, że mój związek to nie jej interes.
Czy nie wyszliśmy wczoraj razem? Wszystko było w porządku przez pięć
minut, zanim się nie spie… no, wiecie. Poza tym to mięso to nie typowa pakowana
wędlina. Była pokrojona w delikatesach. Płacę dodatkowe sześć dolców za kilo za
tę różnicę opisaną czerwonym tuszem na żółtej naklejce – warto o tym wspomnieć.
– Więc to dlatego jesteś w takiej dobrej formie? – Wskazuję na jej ciało
łopatką, którą właśnie przewróciłem omlet. – Nie jesz przetworzonych krojonych
wędlin.
Kiwa głową, wzruszając ramionami. Przysuwa się trochę bliżej mnie.
– Nie, nie jem mięsa, ale i tak muszę uważać na to, co jem. Mogłabym
z łatwością wciągnąć całą tę torebkę sera… i może to jeszcze zrobię – mówi,
wskazując na ser leżący na blacie.
Kończę jej omlet, a później kładę go na papierowym talerzu i zaczynam
smażyć swój. Przez cały czas patrzę, jak dodaje kolejną wadę do mojej tabeli
wyników – listy, którą wszystkie kobiety robią w głowach, kiedy poznają faceta.
Urok: 8 punktów (realistycznie ten wynik może wynosić między 6 a 10.
Powiedziałbym, że zasługuję na solidne 7,5).
Wzrost: 8 punktów (z jakiegoś powodu, mając metr osiemdziesiąt, zasługuje na 8 punktów).
Umiejętność gotowania: 5 punktów.
Dodawanie wędliny do omletu: −2.
Papierowe talerze: −1.
Postanawiam zignorować to, że musiałem stracić co najmniej dziesięć
punktów za ostatnią noc. Jest bardziej niż prawdopodobne, że zbliżam się w tej
chwili do średniej dwóch punktów.
– Ale kiedy dorosłam, uświadomiłam sobie, że żeby pozostać w formie,
muszę pracować trochę ciężej niż inni.
Delikatnie wbija palec w swoją nogę, a ja jestem rozkojarzony niewielkim
pieprzykiem na środku jej uda.
Jej szorty są strasznie krótkie, a mój wzrok podąża za pieprzykiem do
kolejnego i następnego. Jakby brązowe plamki ułożyły się dokładnie tak, by
stworzyć trasę do granicy jej spodenek. Podążanie za kropkami to naturalny, ludzki
odruch.
Odwraca się delikatnie i spogląda na swój tyłek i uda.
– Ale lubię zachowywać niektóre rzeczy takimi, jakimi są.
Pocę się.
Chyba zemdleję z powodu wzrostu temperatury spowodowanego tym, jak
delikatnie i subtelnie wysunęła tyłek. I dlatego, że teraz patrzę na tylną stronę jej
ud. Chwyta się dłonią za pośladek i spogląda na mnie.
Odwracam wzrok, muszę.
Powinienem coś powiedzieć.
Powinienem poczęstować ją jakimś fajnym komentarzem.
Problem w tym, że nie potrafię wpaść na nic nawet w połowie fajnego, a nie
chcę, żeby myślała, że myślę, że ona myśli…
Cholera, znów za dużo myślę.
– Zwłaszcza że moja praca i hobby to pieczenie – kontynuuje, jakby właśnie
nie sprawiła, że mój umysł się przegrzał. – Wolałabym żyć bez wi-fi niż bez
słodyczy.
Odwraca się z powrotem do mnie, a ja jakoś nakazuję swojemu wzrokowi,
żeby nie wrócił do pieprzyków na przedniej części jej uda.
Jej deklaracja jest poważna i po tym, jak wytrzeszcza oczy i sznuruje usta,
widzę, że mówi poważnie.
Prawie zaczynam udawać, że jestem jednym z tych trendy gości
zakochanych w technice, którzy natychmiast pytają o hasło do wi-fi, gdzie tylko
idą, ale po ostatniej nocy nie mam energii, żeby udawać cokolwiek.
– Sprawiasz, że brzmi to jak kwestia życia i śmierci – wyzłośliwiam się.
Szczerzy się do mnie z całego serca… a ja kieruję naszą rozmowę na
zupełnie inny tor. – Druga sprawa, część B: jeśli chcesz porozmawiać o Dakocie, możemy.
Nora rzuca mi rozdrażnione spojrzenie. Ignoruję je. Chcę, żeby wiedziała, że
nie jestem jednym z tych gości, którzy nie mówią ci, co myślą, i każą zgadywać,
a kiedy już to zrozumiesz, nie pamiętasz już, w czym tkwił problem. To nie ja.
Wychowała mnie samotna matka i uważam, że moje umiejętności
komunikacyjne to jej zasługa.
Nie daję sobie wcisnąć półprawd i nie częstuję nimi innych. Nie mógłbym po
prostu wyjść ze swoją byłą, nie chcąc wyjaśnić wszystkiego dziewczynie, z którą
tak naprawdę byłem na randce. Nie chcę stworzyć jakiejś wersji siebie, którą
uważa, że zna. Chcę, żeby opierała swoją opinię o mnie na faktach i dobrych
doświadczeniach.
Ale jak na razie nie dałem jej dobrego przykładu tego, jakim jestem
człowiekiem. Przecieram patelnię i pryskam jej nieprzywierającą powierzchnię
sprayem zapobiegającym przywieraniu. Ani jedno, ani drugie nie działa doskonale,
ale przynajmniej tylko połowa moich posiłków przywiera do dna patelni. Jak na to,
jak wygląda moje życie, to duży sukces.
– No, dalej – mówię, próbując ją wprowadzić do tej rozmowy.
Nora spogląda mi z wahaniem w oczy.
– Mam wrażenie, że nie zamierzasz odpuścić tego tematu, więc mogę
powiedzieć coś o tym, jakie to szalone, że ona jest moją współlokatorką, a ty
współlokatorem Tessy. Świat jest zajebiście mały.
Odchyla głowę i potrząsa nią.
To naprawdę mały świat – za mały, jeśli chcesz znać moje zdanie. Jestem
bardzo ciekaw, jak to możliwe, że moja była dziewczyna trafiła do tego samego
mieszkania co moja… przyjaciółka Nora.
– Jak ją poznałaś? Jeśli ona jest w akademii baletowej, a ty jesteś piekarką…
Nora obraca szyję i unosi dłoń.
– Nie jestem piekarką. Jestem cukierniczką.
Jej ton pozwala mi stwierdzić, że często ją to spotyka i że nie przepada za
generalizacjami. Ups.
– Tak czy inaczej – ciągnie dalej Nora – moja stara współlokatorka
z college’u, Maggy, wrzuciła do netu ogłoszenie w sprawie trzeciej osoby do
mieszkania. Pewnego dnia pojawiła się Dakota z jedną torbą na ramieniu
i najbardziej wybujałym charakterkiem, jaki kiedykolwiek widziałam.
Widzę po jej minie, że żałuje powiedzenia tego przy mnie.
– Bez urazy – dodaje z wahaniem.
– Nie uraziłaś mnie.
Czuję, że powinienem bronić Dakoty, ale nie chcę tego robić jeszcze teraz.
Nora ma prawo do swojej opinii o niej, a ja nie znajduję się w sytuacji, w którym
mógłbym być jej obrońcą. Z jakimi dwoma facetami się przespała? Znam ich? Jest bardziej niż prawdopodobne, że nie. Znam tylko garstkę facetów z Nowego Jorku,
a ona była singielką przez cały czas, kiedy tu mieszkała. Nie chcę nawet zacząć
myśleć o tym, że spała z kimkolwiek, kogo znaliśmy w Michigan.
– Cóż, takie już mam szczęście, że próbowałem pójść na randkę ze
współlokatorką swojej byłej. Przepraszam – odpowiadam ze śmiechem, próbując
rozluźnić atmosferę w pomieszczeniu.
Zaciska usta i znów wzrusza ramionami.
– W porządku. Tak naprawdę to nawet nie była randka. I tak nie bardzo mam
czas się z kimkolwiek spotykać. Więc jaka była trzecia sprawa? Jest omlet,
niezręczna randka nie randka i miało być coś jeszcze.
Kiedy na chwilę przerywam, żeby sobie przypomnieć, ona pochyla się do
mnie i stuka mnie w policzek. Serce mi podskakuje.
– Jaka. Była. Trzecia. Sprawa?
Odchyla się w tył i opiera głowę o szafki, a później zdejmuje zatyczkę
butelki gatorade’a i upija łyk. Doskonały moment.
– To! – Wskazuję na czerwony dowód zbrodni w jej dłoni.
Nora zamyka usta pełne gatorade’a i wytrzeszcza oczy.
– Nie cierpiałaś tego jeszcze wczoraj, a teraz to!
Dotykam butelki palcami, podczas gdy ona przełyka haust.
Strużka napoju wylewa się jej na brodę, podczas gdy ona próbuje utrzymać
go w ustach, a ja się śmieję i pochylam do niej. Rozchyla uda i nie odsuwa się,
kiedy biorę z blatu ręcznik i delikatnie ocieram kącik jej ust.
Znajduję się teraz pomiędzy jej udami i całe moje ciało nie mogłoby być
tego bardziej świadome. Przełyka, później sięga w górę i obiema dłońmi
przytrzymuje moje przedramię. Ściska je mocniej palcami, a ja pochylam się bliżej.
Moja klatka piersiowa dotyka teraz jej biustu. Nora obejmuje kostkami moje nogi.
Pociąga mnie tak bardzo, że aż boli. Fizycznie i mentalnie, w każdym miejscu,
w jakim mogłoby boleć, dźga mnie – pragnienie i potrzeba zmieszane razem
w koktajl dezorientacji.
Nie jest już wygłupiającą się i chichoczącą dziewczyną siedzącą na blacie
i trzepoczącą rzęsami. Jest uwodzicielską, seksowną kobietą, która obejmuje mnie
ramieniem za szyję i przeciąga paznokciami za swoimi gładkimi opuszkami
palców. Na mojej skórze pojawia się gęsia skórka i nie ma możliwości, żeby nie
czuła, jak drżę, i nie ma możliwości, że pozwolę, by mi to przeszkadzało, kiedy
w taki sposób do mnie przylega. Jestem tylko odrobinę wyższy od niej, kiedy siedzi
na wysokim blacie, ale gdy na nią spoglądam, ciężko oddycha, a ciemne rzęsy
spoczywają na jej policzkach – spogląda w dół.
Zbliżam dłoń do jej brody i delikatnie ją unoszę, dopóki nie spojrzy mi
w oczy. Zbliża się do mnie. Jej oddech szepcze w moje usta i instynktownie
chwytam dłońmi jej uda. Tyle że nie powinno się to odbywać instynktownie, bo dotykałem tej kobiety tylko raz – ale nie mogę przekonać mojego ciała, by było
inaczej. Ma swój własny umysł, a ja nie jestem w stanie go zatrzymać.
Rozkoszuję się tym, jak szepcze moje imię, jakby jej język pokrywał je
płynnym cukrem. Moje dłonie wędrują coraz wyżej, aż sięgają bocznej części jej
ud, gdzie zaczyna się tyłek. W ślad za moimi dłońmi na jej gładkiej skórze ukazują
się czerwone smugi. Jej oddech znów przyspiesza, kiedy najpierw spogląda na
swoje uda, a później z powrotem w moje oczy. Delikatnie trącam jej policzek
szczęką, a ona odwraca głowę. Moje usta obsypują jej szyję krótkimi, delikatnymi
pocałunkami podziwu i potrzeby.
Jęczy. Jej nogi zaciskają się na mojej talii, bierze mnie za rękę. Kołysze
swoim ciałem przy moim, a ja przesuwam usta do jej ucha, nurzając się
w pożądaniu. Tonę w nim, pokrywa mnie całego.
Kładzie dłonie na moich i przyciska je do nóg. Przesuwa je bliżej do szczytu
swoich ud, a sznurek moich spodni dresowych ociera się o nią. Znów jęczy,
wciskając paznokcie w moje dłonie, jestem ogłuszony. Ta kobieta, o której prawie
nic nie wiem, pieprzy się ze mną na sucho na blacie kuchennym, chociaż Tessa jest
w swoim pokoju, po tym, jak Dakota wyszła tego ranka bez pożegnania, i pomimo
wszystko, jestem całkowicie zdany na jej łaskę i niełaskę. Czuję się, jakbym
wdychał gaz rozweselający, jakbym nie potrafił odróżnić bieli od czerni ani
niewinnych dotknięć od naładowanej seksem gry. Pocałunek jest wystarczająco
silny, żeby rzucić mnie na kolana. Wygląda w moich zamglonych oczach jak
czarny anioł i chociaż nigdy nie byłem religijny, teraz jestem wiernym Noraninem.
Nie powinienem tego robić i ona nie powinna tego robić, ale chcę to robić.
Pragnę tego, potrzebuję tego. Na tym blacie, na stole kuchennym, nawet na
podłodze.
Czuję, że odsuwa się ode mnie, kiedy muskam zębami jej ucho.
– To jest… – szepcze. – To nie jest dla mnie dobre. Dla żadnego z nas.
Opiera mi dłoń o klatkę piersiową, a ja się oddalam.
– Dobry Boże – dotyka ręką własnej piersi i bierze kilka głębokich
oddechów. – Jesteś dla mnie taaaaki zły. A ja jestem dla ciebie jeszcze gorsza.
Zeskakuje z blatu i ciągnie za dolną część spodni, w gorączkowej desperacji
usiłując ukryć swoje ciało przed moim wzrokiem.
Próbuję się na nią nie gapić, wiedząc, że z każdą mijającą sekundą ona
pozwala zwątpieniu wspinać się po swoim kręgosłupie i zaznacza na liście kolejne
powody, dla których ten frajer, z którym mieszka Tessa, nie jest dla niej dość
dobry. Próbuje mi coś powiedzieć, a ja zachowuję się jak stereotypowy mężczyzna
i gapię się na nią, zamiast słuchać, co mówi.
Tyle że tak nie jest. Próbuję nie tracić z oczu rzeczywistości i tego, co dzieje
się między nami. Dobrze, że nie jestem zupełnie ciemny i jestem całkiem zdolny do
tego, żeby odwzajemnić jej spojrzenie i wysłuchać jej listy powodów, dla których nie możemy rzucać się na siebie za każdym razem, kiedy znajdujemy się sami
w kuchni.

Nothing more Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz