Rozdział dwunasty

146 2 0
                                    

Znajduję nie jeden, ale trzy czerwone gatorade’y i wracam do mieszkania.
Na ulicy przed moim budynkiem stoi głośny samochód dostawczy. Dostawy
do delikatesów w naszej kamienicy odbywają się o każdej porze nocy; śmieciarze
przyjeżdżają około trzeciej rano każdego dnia, a głośne uderzenia opróżnianych do
metalowej śmieciarki kubłów zawsze mnie budziły. Niedawno dokonałem
najlepszego zakupu w życiu i sprawiłem sobie jedną z tych maszyn, które emitują
dźwięki morza, lasu deszczowego, pustynnej nocy i biały szum – to jedyne
ustawienie, z którego naprawdę korzystam.
Cierpliwie czekam, aż winda zjedzie na parter, i wchodzę do środka. Jest
mała – mieszczą się w niej tylko dwie średnie osoby i jedna torba na zakupy.
Zazwyczaj nie mam nic przeciwko schodom, ale moje kolano znów zaczęło trochę bardziej boleć.
Unosząc mnie na drugie piętro, winda trzeszczy i jęczy – te dźwięki, wraz
z moim zdenerwowaniem dzisiejszym wieczorem, sprawiają, że zastanawiam się,
kiedy wreszcie jedna ze starych wind w tym mieście zatrzaśnie się i uwięzi mnie na
kilka godzin. Gdyby to się stało dziś, nie mógłbym wyjść na randkę z Norą…
Nie, dziś będzie fajnie.
Będzie bardzo fajnie – mówię sobie, wkładając mleko i gatorade’y do
lodówki.
To normalna sprawa wyjść gdzieś z dziewczyną i jej współlokatorkami,
nawet jeśli ich nie znam – myślę, czując na sobie strumień kojąco ciepłej wody pod
prysznicem. To pozbawiony wrażeń prysznic, podczas którego nie ucierpiały żadne
zasłonki ani ego – bardzo mnie to cieszy.
Zupełnie normalnie, nie ma się czym denerwować.
Ale kiedy tylko udaje mi się przekonać o tym samego siebie, los rzuca mi
pod nogi kłodę o kręconych włosach. Leżąc na łóżku z wciąż mokrymi po
prysznicu włosami, sprawdzam esemesy. Przeglądam dwa – jeden od Tessy
o nadgodzinach. Mówi, że spotka się z nami na mieście, jeśli da radę, i że Nora
niedługo wyśle mi informacje o dzisiejszym wyjściu.
Drugi esemes jest od Dakoty.
„Hej, co porabiasz?” – czytam, a później powtarzam na głos, trochę
zdezorientowany.
Gapiąc się na ekran, czekam kilka chwil, zanim jej odpowiem. Nie chcę jej
mówić, że mam plany z kimś innym, zwłaszcza z inną kobietą. Nie chodzi o to, że
chcę skłamać – wolałbym wszystko niż to. Po prostu nie widzę, żeby z tego, że
powiem jej, co naprawdę robię, wypłynęło coś dobrego. Nie wiem, czy w ogóle
mam powód, żeby jej mówić. Nie jesteśmy już razem. Nora i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi, nieważne, ile czasu spędzam na myśleniu o niej.
Ale i tak kłamię.
„Uczę się. A ty?”
Zamykam oczy przed przyciśnięciem „wyślij”, a pamięć prowadzi mój
kciuk, żeby pociągnąć za spust. Od razu czuję się winny z powodu kłamstwa, ale
wiem, że jest teraz za późno, żeby się wycofać.
Podłączam telefon do ładowarki i podchodzę do szafy, żeby zacząć się
przygotowywać na dzisiejszą noc. Biorę parę ciemnoniebieskich dżinsów
z dziurami na obu kolanach. Zwykle nie noszę aż tak ciasnych, ale podoba mi się,
jak na mnie wyglądają. Jeszcze dwa lata temu nie zmieściłbym się w nie,
wyglądając jak babeczka przelewająca się przez brzegi foremki. Nawet nie
babeczka – muffin. Obrzydliwy muffin.
Patrzę i patrzę na moją szafę, próbując zlokalizować całą wiedzę o modzie,
którą mogłem zebrać gdzieś w mózgu. Nic. Są tam elfy, czarodzieje, krążki
hokejowe i bardzo dużo czarnoksiężników, ale żadnych modowych porad. W szafie
nie mam nic oprócz koszul na guziki – wszystkie są w kratę – i zbyt wielu bluz
z kapturem z logo WCU. Podchodzę do niewielkiej komody i otwieram górną
szufladę. Założę szare bokserki – to jedna z niewielu par, które mam,
pozbawionych dziur. W moim pokoju zrobiło się trochę duszno, więc otwieram
okno.
Druga szuflada jest wypełniona T-shirtami, z których większość ma nadruki.
Czy powinienem był iść na zakupy?
Gdzie jest Tessa, kiedy jej potrzebuję?
Przygotowywanie się do wyjścia na nocną imprezę to coś, do czego nie
jestem nawet odrobinę przyzwyczajony. Zazwyczaj noszę zwykłe T-shirty do
dżinsów albo spodni wizytowych, a od czasu przeprowadzki na Brooklyn dodałem
do mojej garderoby kilka kurtek. Mógłbym powiedzieć, że powoli zdobywam
umiejętność ubierania się.
Nie wiem, jak będzie wyglądało miejsce, do którego idziemy, ani co będzie
miała na sobie Nora. W ogóle nie wiem za dużo o randkach.
Sięgam po szarą koszulkę i zakładam ją przez głowę. Rękawy są dziwnie
długie, więc je podwijam, a później zakładam bokserki.
Moje włosy robią się długie z przodu – kręcą się i zachodzą trochę na czoło,
ale nie mogę się zdecydować, czy chcę je obciąć. Układam je, używając odrobiny
lakieru Tessy, i próbuję uczesać niesforny zarost. Odpowiada mi ten niechlujny
wygląd, ale naprawdę chciałbym nie mieć łat gołej skóry w dolnej części
policzków, gdzie nie chcą rosnąć włosy.
Zanim zdążę się ubrać i w miarę opanować włosy, dostaję esemesa od Nory.
Napisała tylko adres i dodała emotkę z serduszkiem.
Robię się podekscytowany… ale i denerwuję się trochę bardziej. Uświadamiam sobie też, która godzina – cholera, muszę się pospieszyć albo
się spóźnię. Wkładam stopy w brązowe buty, jednocześnie wstukując adres
w mapy w telefonie – czuję ulgę, dowiadując się, że mogę dojść na miejsce
w jakieś pół godziny.
Wykorzystuję spacer, żeby uspokoić umysł i spróbować wymyślić
interesujące tematy rozmowy, żeby trochę zabawić Norę i jej znajomych. Boże,
mam nadzieję, że nie interesują się polityką: dyskusje na takie tematy nigdy nie
kończą się dobrze.
Jestem tak zajęty, że nie zauważam nawet, że Dakota mi nie odpisała.

Nothing more Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz