Rozdział dziewiętnasty

156 1 0
                                    

Zajęcia strasznie mi się dziś dłużyły. Cóż, dłużyły się cały tydzień. Nie
mogłem się skupić po wszystkim, co wydarzyło się z Dakotą. A później telefon od
Hardina, który mi powiedział, że przyjeżdża już w następny weekend…
W następny weekend…
To nie daje mi za dużo czasu, by przyzwyczaić Tessę do idei, że będzie tu, w jej przestrzeni.
Kiedy tamtego wieczoru oddzwonił, nie odebrałem. Po raz pierwszy od
pewnego czasu zdarzyło się nam z Tessą naprawdę złapać kontakt i za bardzo
zajęliśmy się pławieniem w naszej samotności. Bycie z nią było smutne, ale też
miłe.
I, ósmy cud świata, zamiast wydzwaniać kilka razy z rzędu, Hardin po prostu
zostawił mi wiadomość na poczcie. To naprawdę dość niezwykłe. Ale kiedy o tym
myślałem, przypomniałem sobie, że twierdził, że musi przylecieć, bo ma w mieście
spotkanie, którego „nie może przegapić”.
Musi chyba szukać tu pracy – niby jakie mógłby mieć inne niedające się
przesunąć spotkanie w Nowym Jorku? Musi chodzić o pracę…
Albo zmęczyło go już bycie z dala od Tessy. Nie może długo być z dala od
niej; pewnie potrzebuje działki swojego narkotyku.
Kiedy docieram do mojej kamienicy, na środku ulicy stoi głośny samochód
dostawczy. Dostawy do delikatesów na dole przychodzą o wszystkich porach dnia
i nocy. Głosy i dźwięki ciężko zamykanych, otwieranych i znów zamykanych
drzwi z początku doprowadzały mnie do szału, bo tak bardzo byłem
przyzwyczajony do bezruchu i ciszy przedmieść w stanie Waszyngton, „zamku”
Scottów na szczycie wzgórza. Wciąż pamiętam, jak duży wydawał mi się ten dom,
kiedy podjechaliśmy kombi mojej mamy. Wybraliśmy tani sposób podróżowania –
jazdę samochodem przez cały kraj – mimo wielu prób Kena, by kupić nam bilety
lotnicze i zorganizować firmę do przewozu rzeczy. Z perspektywy czasu sądzę, że
mama była zbyt dumna, żeby pozwolić mu myśleć, że była z nim z jakiegokolwiek
innego powodu poza miłością.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy słyszałem, jak się przy nim śmieje. To był
nowy śmiech – zmieniał jej twarz i głos. Kąciki jej oczu się unosiły i wydawało się,
że radość, którą emanowała, ma źródło gdzieś głęboko w niej i wypełnia
pomieszczenie światłem i świeżym powietrzem. Zauważyłem w niej inną,
szczęśliwszą wersję mamy, którą znałem i kochałem.
Oczywiście, kiedy teraz z nią rozmawiam, zawsze wspomina o czymś, co ją
we mnie martwi. Na przykład: moje problemy ze snem od czasu, kiedy
przeprowadziłem się do miasta. Wciąż pyta, kiedy znajdę lekarza, który się im przyjrzy, ale nie jestem jeszcze gotów poradzić sobie z większością praktycznych
aspektów mieszkania w nowym mieście. Wizyta u lekarza i zdobycie nowego
prawa jazdy mogą poczekać. Poza tym nie chcę jeździć po Nowym Jorku
samochodem, no i moim zdaniem prawdziwym problemem są w tej chwili te
podjeżdżające o trzeciej nad ranem śmieciarki. Zamiast więc odwiedzić lekarza,
kupiłem maszynę do białego szumu. Bardzo pomogła. Tessie nie przeszkadza
hałas, ale – jak mówi – wychowała się przy torach kolejowych i tęskniła za
dźwiękami nocnych pociągów. Ostatnio chyba oboje próbujemy odnaleźć
cokolwiek, co przypomina nam dom. Ja w Nowym Jorku nauczyłem się, że twój
dom jest naprawdę twoją twierdzą, a jeśli nie twierdzą, to przynajmniej klitką,
którą możesz kontrolować. Najwyraźniej zarówno mnie, jak i Tessie kontrolowanie
dźwięków, które słyszymy, pomaga uzyskać poczucie kontroli w ogóle, po prostu
na różne sposoby.
W środku korytarze mojego budynku są puste i ciche.
Kiedy wysiadam z windy na swoim piętrze, pachnie cukrem i przyprawami.
Najwyraźniej Nora tam jest – razem z Tessą pewnie robi słodki, mączny bałagan
w kuchni.
Słychać muzykę – mrukliwy głos poirytowanej dziewczyny, mówiącej
w imieniu nowej amerykańskiej młodzieży, z którą nikt się nie liczy, wypełnia
mieszkanie, kiedy otwieram drzwi. Zrzucam buty i kładę je przy drzwiach. Kiedy
wchodzę do kuchni, kładę baniak mleka, który kupiłem, na blacie obok Tessy, ale
to Nora jako pierwsza mi dziękuje.
– Nie ma sprawy – odpowiadam, zdejmując kurtkę z pleców, a następnie
wyciągając ręce z rękawów.
Naprawdę powinienem zrobić coś dla Ellen z okazji jej urodzin. Wyglądała
dziś na jeszcze mniej podekscytowaną, kiedy spytałem ją o wypadający w tym
tygodniu wielki dzień.
– Kiedy Tessa do mnie napisała, właśnie przechodziłem obok sklepu –
dodaję.
Tak czy inaczej, Nora się do mnie uśmiecha.
Boże, jest jeszcze piękniejsza, niż pamiętam, a widziałem ją zaledwie
tydzień temu.
Nora bierze mleko i idzie do lodówki.
– Przegapiłeś najbardziej epickiego piekarskiego faila. Tessa dodała bitej
śmietany zamiast śmietanki kremówki do ciasta na słodkie bułeczki.
– To miała być tajemnica – żartobliwie gdera Tessa, a później patrzy na
mnie. – Ciasto opadło.
– Tak. Po tym, jak bułeczki się przypaliły – dodaje Nora przez ramię.
Myślę, że podoba mi się to, jak bardzo komfortowo Nora się tu czuje. Lubię
swobodę, z jaką przechodzi przez kuchnię, jej proste plecy i pełne usta ułożone w półuśmiech świadczący o zrelaksowaniu. Otwiera lodówkę i wkłada do niej
mleko. Odwracam wzrok, kiedy się schyla, żeby wziąć z dolnej półki dzbanek
pełen zimnej wody. Próbuję nie pozwolić swojemu umysłowi rozmyślać zbyt długo
o tym, jak ciasne są jej białe spodnie. To nie do końca dresy, ale też nie spodnie do
jogi. Nie obchodzi mnie, czym są – jej tyłek wygląda niewiarygodnie, kiedy
naciąga się na niego materiał i podkreśla kształt melona.
Ma na sobie przypominającą trykot do baseballa bluzkę – jej podciągnięte do
łokci długie rękawy są innego koloru niż korpus. Gęste, ciemne włosy związała
w wysoki kucyk, a na skarpetkach ma kreskówkowe obrazki bekonu i jajek. Widać
jej nagi brzuch, ale nie patrzę na niego, wiedząc, że nie będę mógł przestać.
Nora podchodzi do piekarnika i wyciąga blachę ciastek… a może to słodkie
bułeczki? Pewnie tak. Zazwyczaj za nimi nie przepadam – Grind sprzedaje tylko
niewiarygodnie zdrowe słodkie bułeczki, które smakują jak ziarna pokryte oliwą
z oliwek zapieczone w chlebie z trawy pszenicznej. Nie dla mnie.
To, że moja mama piekła jak zawodowy cukiernik, sprawiło, że wszelkiego
rodzaju ciastka i ciasta upieczone przez kogoś innego zawsze wydawały mi się
nieciekawe. Nasz dom był pełen słodyczy – pewnie dlatego byłem pulchny jako
dziecko. Muszę pracować odrobinę ciężej niż normalni ludzie, żeby móc jeść to, co
lubię, i nie przybierać na wadze. Uświadomienie sobie tego zabrało mi trochę
czasu, ale cieszę się, że w końcu powiedziałem sobie prawdę. Pamiętam, jak to
było, kiedy dupki w mojej szkole przestały mieć powód, żeby śmiać się z mojej
wagi – nie żeby nie znaleźli sobie innego powodu, by traktować mnie
beznadziejnie – ale czułem się mentalnie i fizycznie lżejszy i zacząłem nabierać
większej pewności siebie niż kiedykolwiek wcześniej.
Tessa i Nora w tym tygodniu codziennie krzątały się w kuchni, ale ja
chowałem się w swoim pokoju, próbując dokończyć prace domowe albo po prostu
idąc spać z wycieńczenia po pracy. Nawet w snach słyszę niezadowolone głosy
klientów patrzących na wiszącą na ścianie tablicę z menu.
„Yyyy, macie tu frappuccino? Jak w Starbucksie?”
„Dlaczego nie ma mleka z nerkowców?”
„Jaka jest różnica między cappuccino a latte?”
Pracowałem dziś tylko trzy godziny, ale ten tydzień mnie wykończył. Jednak
mimo zmęczenia chyba nie chcę się dziś chować w swoim pokoju. Chcę pogadać
z Tessą, a nawet z Norą. Nienawidzę tego ucisku w klatce piersiowej, kiedy Nora
na mnie patrzy, tego, jak zawsze przyciąga swoim wzrokiem mój wzrok.
Postanawiam dziś być trochę bardziej towarzyski. Przebywanie z ludźmi mi
posłuży, nawet jeśli to tylko one dwie.
Nora zdejmuje słodkie bułeczki z gorącej blachy i kładzie je na kratce do
ostygnięcia. Pachną jagodami. Siadam przy niewielkim trzyosobowym stoliku
i patrzę, jak Nora porusza się po kuchni. Bierze plastikową torbę pełną żółtej masy i przekręca ją, tworząc pulchny trójkąt polewy. Następnie nasadza metalową
końcówkę na róg foliowego rożka i wyciska polewę na każdą z bułeczek.
Nora mówi coś o tym, jak polewa poprawia smak bułeczek, ale jestem zbyt
zajęty próbą upewnienia się, że mój wzrok nie pozostaje na jej tyłku nawet
odrobinę za długo, by naprawdę jej słuchać.
Nagle też uderza mnie pytanie, czy powinienem z nimi tu być, czy nie. Nie
chcę stać im na drodze.
– Jak w pracy? – pyta Tessa.
Zanurza palec w misce gęstego ciasta, w którym pływają niebieskie kulki.
Może to jagody? Otwiera usta i wkłada sobie palec do ust.
Spoglądam na Norę, która znów podciąga rękawy. Sprawia to, że zauważam
materiał na dole jej bluzki. Wygląda, jakby został odcięty nożyczkami, żeby ukazać
dolne dziesięć centymetrów jej brzucha. Normalnie by mi to nie przeszkadzało. Ani
trochę. Nie mogę sobie wyobrazić, by komukolwiek to przeszkadzało, chyba że
byłby, jak ja, torturowany pokusą, którą jest Nora, jednocześnie wiedząc, że nic
z tego nie będzie.
Jej skóra jest o kilka odcieni ciemniejsza niż moja i nie mogę odgadnąć jej
pochodzenia tylko dzięki patrzeniu na nią. Wiem jednak, że jest mieszaniną czegoś
pięknego i unikalnego. Nie jestem pewien, co to konkretnie jest, ale migdałowy
kształt jej oczu jest uderzający, podobnie jak jej ciemne brwi i gęste rzęsy
rzucające cień na wysokie kości policzkowe. Bluzka, którą ma na sobie, wygląda
na niej doskonale, podobnie jak każdy inny trendy strój, w którym ją widziałem.
Ma pełne biodra, i trudno odwrócić wzrok od tego, jak białe bawełniane spodnie
przywierają do jej tyłka.
Czy ja już tego nie mówiłem?
Dam sobie kilka sekund, żeby na nią spojrzeć, naprawdę na nią popatrzeć.
Nie zaszkodzi pogapić się przez sekundę czy dwie… prawda?
Jest tak bardzo nieświadoma mojego spojrzenia, pragnienia, by powieść
palcami po nagiej skórze jej pleców. Moje myśli zabierają mnie do świata,
w którym Nora leży obok mnie, a moje palce przebiegają po jej opalonej skórze.
Pragnąłbym zobaczyć ją zaraz po wyjściu spod prysznica. Jej włosy byłyby mokre
i kręciły się na końcach, jej skóra byłaby zroszona, a kiedy mrugałaby oczami, jej
ciemne rzęsy wydawałyby się jeszcze czarniejsze na tle skóry…
– Tak źle, co? – pyta Nora.
Potrząsam głową. Byłem tak zatopiony we własnych myślach, że nie
odpowiedziałem na pytanie Tessy o mój dzień. Mówię jej, że było jak zwykle –
dużo ludzi i szybkie tempo. Pierwsze kilka tygodni college’u to pracowity czas dla
kawiarni, nawet po drugiej stronie mostu na Brooklynie.
Nie zanudzam ich szczegółami tego, że odpadła końcówka kranu, oblewając
Aidena wodą od stóp do głów. Nie mogę powiedzieć, że się nie śmiałem, kiedy odwrócił wzrok – był strasznie wkurzony z powodu zepsutej fryzury. Było to
jeszcze śmieszniejsze przez to, że sam postanowił kombinować przy kranie,
twierdząc, że wie, jak naprawić przeciek.
Draco… znów powstrzymany.
Tessa mówi mi, że wzięła dodatkowe zmiany na kolejne dwa weekendy, a ja
wiem, że wspomnienie o rozkładzie pracy oznacza, że bardzo chce wiedzieć, kiedy
przylatuje Hardin, żeby móc utrzymać dystans. Powinienem jej powiedzieć, że
w przyszłym tygodniu, i zamierzam, ale poczekam do wyjścia Nory, żeby Tessa
miała trochę czasu w samotności, by przyzwyczaić się do tego pomysłu
i zdecydować, jak się przygotować.
Patrzyłem na to, jak światło w oczach Tessy niknie każdego dnia, kiedy jest
sama w mieście, jednocześnie słysząc o tym, jak Hardin świetnie sobie radzi pod
wpływem grupy nowych przyjaciół i rad terapeuty. Naprawdę myślę, że jest z nim
coraz lepiej i że czas z dala od Tessy jest mu potrzebny, nawet jeśli tego
nienawidzi.
Jeśli ci dwoje nie skończą jako małżeństwo z grupką upartych kudłatych
dzieciaków, stracę całą wiarę w miłość.
Nienawidzę słowa „terapeuta”. Bardzo stygmatyzuje ono osoby, które
spędzają całe życie na usiłowaniu leczenia innych.
Z jakiegoś powodu uznano za nieodpowiednie rozmawianie o swoim
terapeucie przy automatach z wodą w pracy, a jednak plotkowanie o życiu kolegów
z pracy jest całkowicie akceptowalne. Czasem priorytety świata są zupełnie
pogmatwane.
– Masz wieści od mamy? – pyta mnie Tessa.
Nora znów swobodnie porusza się po kuchni. Myje kratki i moczy gąbkę, by
wytrzeć blaty, podczas gdy ja opowiadam Tessie o tym, jak moja młodsza siostra
wykorzystuje brzuch mamy do treningu piłkarskiego.
– Przysięga, że mała Abby będzie pierwszą wybraną w drafcie do ligi MLS –
mówię im.
Mama opowiada, że nocami doskwierają jej coraz silniejsze bóle – jej ciało
robi miejsce dla rosnącego dziecka. Ale nie narzeka – czuje podziw i fascynację dla
tego, jak jej ciało się zmienia w jej wieku, i jest nieskończenie wdzięczna, że miała
zdrową ciążę bez sensacji.
– Przestałam słuchać przy tym MLD dra-coś tam – ćwierka Nora, a jeden
z kącików jej ust unosi się w rozbawieniu.
Delikatnym rozbawieniu. W jej oczach zawsze wydaje się pogrywać
odrobina nudy, jakby jej życie aż do teraz było z jakiegoś istotnego powodu
znacznie bardziej ekscytujące.
– Mówiłem o piłce nożnej. W ogóle nie oglądasz sportu? – pytam.
Wiem, że Tessa nie ogląda. Nora potrząsa głową.
– Nie. Wolałabym już wydłubać sobie oczy i zjeść je z keczupem.
Śmieję się z jej bardzo szczegółowej i dość makabrycznej odpowiedzi.
– No cóż.
Sięgam po bułeczkę, którą zdążyła już pokryć polewą, a ona zatrzymuje
moją dłoń chwilę przed tym, jak ją chwytam.
– Musisz dać polewie zastygnąć – wyjaśnia, nie puszczając mojej dłoni.
– Jakieś trzy minuty – dodaje Tessa.
Dłoń Nory jest taka ciepła.
Dlaczego nie puszcza?
I dlaczego nie chcę, żeby to zrobiła?
Miałem zapominać o pociągu, jaki do niej czuję. Miałem się przyzwyczaić
do swojego miejsca we friendzonie. Ciągłe głupie pytanie samego siebie, dlaczego
czuję to czy tamto, wydaje się bezcelowe, ale próbuję zacząć nieco bardziej
kontrolować samego siebie, a zadawanie pytań wydaje się na to dobrym sposobem.
Muszę sobie wciąż przypominać, żeby pozostawać we friendzonie. Trudno
to zrobić, kiedy ona tu siedzi i patrzy na mnie w ten sposób, dotykając mnie w ten
sposób, ubrana w ten sposób.
Zerkam w dół na nasze dłonie – jej jest ciemniejsza niż moja – a kiedy nasze
spojrzenia się krzyżują, chyba sobie przypomina, że nie powinna tak trzymać mnie
za rękę. Przyjaciele nie trzymają się za ręce.
Dzwoni telefon Tessy, a Nora podskakuje. Jej policzki nagle się czerwienią,
a ja chcę znów jej dotknąć, ale mi nie wolno.
– To mój szef. Odbiorę – mówi Tessa.
Zerka na nas przez chwilę w milczeniu, jakby pytała, czy można nas
zostawić samych.
Nora uśmiecha się do niej nieśmiało, mówiąc oczami to, czego nie mogą
powiedzieć jej usta – ani moje.
Z każdym krokiem Tessy w przedpokoju powietrze w kuchni gęstnieje. Nora
znajduje sobie zajęcie – ściąga blachę z blatu i wrzuca ją do zlewu. Odkręca wodę,
bierze butelkę płynu do mycia naczyń i zaczyna szorować. Nie wiem, czy
powinienem po prostu stać niezręcznie i patrzeć, jak myje blachę, czy raczej iść do
pokoju i spędzić kolejną noc w samotności.
Wyciągam telefon i przewijam przez ostatnie kilka esemesów, które
dostałem. Jeden od Posey – mem o baristach. Wstrząsa mną cichy śmiech,
a ramiona Nory odwracają się w moją stronę.
Wydaje się, że się powstrzymuje, zanim całkowicie się do mnie odwróci.
Bierze butelkę mydła i znów ściska. Okrąża ją chmura małych wściekłych
bąbelków, a ja zauważam, że wciąż szoruje tę samą blachę.
Robię w milczeniu krok w jej stronę i spoglądam do zlewu. Blacha jest czysta, nie ma żadnych pozostałości ciasta, poza grubą i całkowicie niepotrzebną
warstwą piany. Jej dłonie pracują nad już czystą blachą, a ja zbliżam się do niej
o kolejny krok. Zahaczam stopą o nogę jednego z drewnianych kuchennych
krzeseł, a ona podskakuje na ten dźwięk.
– To jak tam u ciebie? Coś nowego? – pytam, trochę jakbym wcześniej z nią
nie rozmawiał i nie potknął się właśnie o krzesło.
Nora unosi ramiona, biorąc głęboki wdech, a później potrząsa głową – jej
ciemny kucyk kołysze się tam i z powrotem wraz z ruchami jej głowy.
– Nie bardzo – mówi po prostu, wkładając dłonie z powrotem do zlewu.
Wreszcie spłukuje blachę i kładzie ją na drutach suszarki przy zlewie.
Gdzie się podziewa Tessa? Chciałbym, żeby wróciła i przerwała niezręczną
atmosferę panującą w tej kuchni.
– Jak w pracy? Dalej ci się tam podoba? – Cholera, po prostu nie potrafię się
zamknąć.
Nora znów wzrusza ramionami i słyszę, jak mówi:
– Jest okej.
– Jesteś na mnie zła czy coś? – pytają za mnie moje usta.
Zła na mnie? Czy mam pięć lat i pytam Cartera, czy jest zły, że moja mama
przypadkiem przejechała jego zabawkę na podjeździe?
Zanim mogę posunąć się dalej i sprawić, że sprawy między nami staną się
jeszcze bardziej niezręczne, Nora odwraca się i staje naprzeciwko mnie. Łuk jej
gardła wydaje się pulsować, a jej pierś unosi się i opada powoli. Moja klatka
piersiowa płonie – to uczucie pustki jest tu nie na miejscu, nie z powodu kogoś
prawie obcego.
– Zła na ciebie? Za co?
W jej oczach jest szczerość, kiedy do mnie mówi. Jej usta są wydęte i czeka
na odpowiedź, której udzielenie z jakiegoś powodu jest dla mnie trudniejsze, niż
powinno być.
Masuję dłonią kark, myśląc, myśląc, myśląc, wciąż myśląc.
– Za wszystko? Sprawę z Dakotą, pocałunek i…
Kiedy Nora otwiera usta, żeby coś powiedzieć, zatrzymuję się w pół zdania,
żeby jej pozwolić. Opiera łokieć o blat i skupia wzrok na mnie. Patrzy uważnie
i w tej chwili żałuję, że nie znam jej na tyle dobrze, by wiedzieć, co myśli i jak się
czuje. Nie mogę nic z niej wyczytać, nieważne, jak bardzo chcę.
Zazwyczaj dobrze sobie radzę z rozumieniem ludzi i ich zachowania.
Najczęściej widzę, co ktoś czuje, nawet jeśli z całych sił próbuje to ukryć. Szybki
ruch oczu, by spojrzeć na drugą stronę pokoju, albo subtelne przesunięcie ciężaru
ciała… jest milion sposobów na to, by odczytać czyjeś myśli.
– W ogóle nie jestem na ciebie zła. Zrobiło się trochę bałaganu, to prawda –
mówi, a coś w sposobie, w jaki jej głos się łamie pod koniec zdania, sprawia, że czuję się nieswojo.
Nigdy nie chciałem niczego bardziej, niż dowiedzieć się, co ukrywa.
Jej cała postać przypomina mi coś zagadkowego, najbliższe możliwe
w zwykłym życiu przybliżenie tajemnicy, którą trudno rozwikłać, ale która dręczy
cię wciąż perspektywą rozwiązania.
– Landon, powodem, dla którego…
Ale jej głos urywa się na dźwięk skrzypienia adidasów na czystej
wykafelkowanej podłodze.
Odwracam się. Białe adidasy stojące na podłodze przechodzą w parę nóg
obleczonych w ciasny materiał. Należą do szczupłej postaci ubranej w mieniące się
tutu i czarne body.
Dakota mierzy Norę wzrokiem, stojąc zaledwie kilkanaście centymetrów ode
mnie, i wydaje się mutować w coś większego, coś mroczniejszego i silniejszego.
Dakota prostuje ramiona i wypina pierś, żądając uwagi.
– Dakota…
Instynktownie robię krok w jej stronę, oddalając się od Nory.
– Więc tu jesteś? – powiedziała.
Przez chwilę jestem dość skołowany, a potem orientuję się, że nie mówi do
mnie. Patrzy teraz na Norę.
Nora spogląda mi w oczy.
– Nie, po prostu byłam tu z Tessą…
Dakota przerywa jej w pół zdania.
– Kazałam ci wyjść, a nie biec do niego.
Jestem taki zdezorientowany tym, co się dzieje. Głos Dakoty wznosi się jak
wściekły przypływ, gotowy pochłonąć moje miniaturowe mieszkanie na
Brooklynie.
– Mówiłam ci, żebyś trzymała się od niego z daleka – mówi Dakota. – Jest
nie dla ciebie. Zgodziłyśmy się.
Oczy Dakoty są zmrużone jak szparki, a Nory wielkie jak spodki; wciąż
wydaje się zaszokowana tym, że widzi Dakotę w kuchni.
– Lepiej pójdę.
Nora sięga po szmatkę do naczyń, żeby wytrzeć ręce. Robi to szybko,
a Dakota i ja stoimy w ciszy, kiedy wychodzi z kuchni, nie patrząc na żadne z nas.
Drzwi frontowe się otwierają i zamykają w mniej niż dwadzieścia sekund i Nora
znika, nie żegnając się nawet z Tessą.
Wychodzi tak szybko, a ja jestem w takim szoku, że nie miałem nawet
szansy za nią iść.
Przez chwilę zastanawiam się, czybym to zrobił i jak zareagowałaby na to
Dakota.

Nothing more Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz