Rozdział trzynasty

153 2 0
                                    

Kiedy docieram do klubu, zauważam, że jest mniejszy, niż się
spodziewałem. Byłem kiedyś w klubie w centrum Detroit i był dwa razy większy
niż ceglany budynek, przed którym teraz czekamy. Nie wygląda też jak te
z filmów, przed których drzwiami zawsze stoi przesadnie umięśniony, władczy
mężczyzna, a mała podkładka z klipsem i słuchawka w uchu dają mu siłę, by
podnieść albo zrujnować samoocenę kobiet, które w przeciwnym razie nigdy nie
poświęciłyby mu ani chwili. Proste kiwnięcie głową, kiedy odpina aksamitną linę,
nadaje wartość dwóm godzinom, które spędziły na przygotowaniach. Jeśli każą ci
czekać długo, jesteś nikim. Przynajmniej to każe ci poczuć - to dość porąbane.
Wszystko to jednak tylko na pokaz - ten facet pewnie spędza noc
w samotności i wcale nie czuje się ze sobą lepiej następnego ranka. Jego przygoda
z władzą kończy się po dwunastu godzinach. Po tym wciąż nienawidzi samego
siebie i wciąż się wścieka, że nie dostał tej jedynej, wielkiej szansy, na którą
przecież zasłużył, z panną, o której marzył, ani numeru telefonu jakiejś atrakcyjnej
kobiety, której nawet nie starał się traktować z szacunkiem. Smuci mnie trochę, że
w 2016 roku ludzie wciąż przejmują się tym, czy zostaną wpuszczeni do klubu na
podstawie wyglądu. Próbuję z całej siły nie dać się w to wciągnąć, ale wiem, że tak
właśnie się dzieje.
W związku z tym czuję wyjątkową ulgę, że to miejsce takie nie jest. To mały
budynek z czerwonej cegły na rogu ulicy zaraz obok rzędu foodtrucków
zaparkowanych na pustym placu. Na chodniku jest znacznie większy ruch niż na
ulicy, po której przejeżdża tylko kilka zielonych taksówek i tesla.
Kiedy patrzę na lśniącą w świetle latarni czarną karoserię tesli, czyjaś dłoń
dotyka mojego ramienia. Odwracam się i widzę Norę - zrobiła makijaż, na oczach
ma szare cienie. Jest ubrana w czarne spodnie, które wyglądają, jakby ktoś je
namalował na jej pełnych udach. Jej biodra są schowane pod czarną koszulą
z nadrukowanym symbolem Adidasa. Wygląda na to, że potraktowała ją
nożyczkami i wycięła dekolt w kształcie litery V w miękkiej bawełnie. Na T-shirt
narzuciła czarną marynarkę; ma też białe tenisówki. Jest swobodna i zadowolona
ze swojego wyglądu - nie moja liga.
Jest stanowczo zbyt ładna.
Zbyt seksowna.
Zbyt... wszystko.
Po tym jak Nora puszcza moje ramię, stoi po prostu w ciszy naprzeciwko
mnie i wygląda, jakby na mnie czekała. Nie wiem, co robić, więc po prostu na nią
patrzę. Spora grupka osób dołącza do nas na chodniku, kiedy czekamy przed
wejściem. Wreszcie spogląda w kierunku drzwi baru.
- Idziemy? - pytam nerwowo.
Jej lśniące usta układają się w uśmiech i kiwa głową. Widzę, jak przygląda
się mojemu strojowi, i nie mogę powstrzymać zawstydzenia spowodowanego
doborem ubrań.
Czy trzeba było założyć luźniejsze spodnie? Czy podwinięte rękawy to
przesada?
Wzrok Nory wreszcie przestaje taksować moje ciało i kieruje się ku wielkim
oknom baru.
- Tak, idziemy.
Później, wskazując do środka, dodaje:
- Już zajęły stolik.
Mam wrażenie, że wyglądam, jakbym nie pasował do tego miejsca.
Wchodząc za Norą do środka, piszę esemesa do Tessy, żeby poinformować ją, że
tu jestem. Czuję się trochę winny, że zadręczam ją esemesami, żeby tu przyszła.
Wiem, że wolałaby być w domu i czytać pozakreślane strony swojej ulubionej
książki. Znacznie lepiej czułaby się przykryta kocem, płacząc z powodu błędów
i nieszczęśliwego losu tych postaci i żałując, że jej związek nie skończył się jak
jedna z jej powieści.
Ale leżenie w łóżku i cierpienie nie jest dla niej dobre. Poza tym przydałaby
mi się inna znajoma twarz w tym nieznajomym terytorium.
Kiedy otwierają się drzwi do klubu, na chodnik wylewa się łagodna
elektroniczna muzyka. Bit jest fajny - leniwy, ale szybki, łagodny, ale
skomplikowany. Przyspieszam i robię jeden krok więcej, żeby zbliżyć się do Nory
i spróbować zacząć rozmowę.
- Często tu tańczycie? - pytam, kiedy wchodzimy.
Odwraca się do mnie i przesuwa palcem wskazującym po środku moich ust.
- Nikt tu nie tańczy.
Uśmiecha się do mnie tak, jak matka uśmiecha się do dziecka, któremu musi
wyjaśnić najprostszą logikę.
Kiedy się rozglądam, uświadamiam sobie, że to w ogóle nie jest klub.
Dlaczego, do cholery, po prostu nie wygooglowałem nazwy tej budy? To typowa
miejscówka dla hipsterów i jest w niej spory tłum. Małe drewniane stoliki,
przytłumione światło, industrialny wystrój. Grupy ludzi zebranych przy barze
śmieją się i wychylają przyrządzone na miejscu koktajle. Mężczyzna o białych
włosach potrząsa szklanką z płynem w jaskrawych kolorach, a wszyscy patrzą,
wiwatując, kiedy wylewa jej zawartość na warstwę lodu. Skwierczy, a z kubka
unosi się chmura dymu. Jestem pod wrażeniem.
Kiedy podchodzimy do baru, spoglądam na Norę i patrzę, jak wyraz jej
twarzy zmienia się z ciekawości w całkowity sceptycyzm. - Barman! To najsłabszy trick z podręcznika! - krzyczy wystarczająco
głośno, by adresat usłyszał ją mimo muzyki.
Rozglądam się dookoła, zauważając, że wszystkie twarze są teraz zwrócone
w naszym kierunku. Nora nie ucieka wzrokiem - patrzy prosto w oczy mężczyzny,
kiedy ten się do niej odwraca.
- Ech. Powinienem był wiedzieć, że to ty.
Ma na twarzy wyraz czystego wkurzenia, ale tylko udaje. Widzę po tym, jak
cały czas na nią patrzy, że dobrze ją zna - wystarczająco dobrze, by się z nią droczyć.
Przez moment dzwoni mi w głowie irracjonalna myśl, że może kiedyś się
spotykali... albo może teraz się ze sobą spotykają.
Nora uśmiecha się i opiera o bar.
- Cześć, Mitch.
Wykorzystuje blat baru jako półkę na piersi. A on to zauważa. Wyraźnie mu
się to podoba. Patrzę, jak bezwstydnie gapi się na jej otwarty dekolt.
Jej bluzka jest bardzo krótka, a dekolt wycięty w literę V bardzo rozprasza,
zwłaszcza w połączeniu z tymi cholernymi dżinsami - nigdy nie widziałem, żeby
ktoś wyglądał tak dobrze w tak prostym stroju.
- Nie chmurz się, to do ciebie nie pasuje - mówi radosnym głosem w moje
ucho Tessa.
Czy aż tak wszystko po mnie widać? Przybieram neutralną minę i próbuję to
zracjonalizować. Nigdy nie byłem zazdrosny. Dakota doprowadziłaby kogoś ze
skłonnością do zazdrości do szału swoją tendencją do flirtowania i tym, jak bardzo
wydawała się pociągać wszystkich chłopaków w naszej szkole. Dobrze sobie z tym
radziła, by nie pokazywać mi, że wciąż muszę z kimś o nią walczyć - zawsze była
moja i nie czułem potrzeby, żeby przejawiać niedojrzałą zazdrość albo
dramatyzować z tego powodu.
- Kiedy tu dotarłaś? - pytam, odwracając głowę, żeby przestać gapić się na
Norę.
- Przed chwilą, w pracy było dziwnie pusto.
Wzdycha i wzrusza ramionami, jakby wolała być gdziekolwiek, tylko nie tu.
Jest w uniformie z pracy - czarne spodnie i biała koszula na guziki. Z torebki
wystają jej sznurki od fartuszka. Co za zawodniczka i przyjaciółka.
Napalony barman przyskakuje do Nory ze swoim szerokim uśmiechem
i doskonale ostrzyżonymi włosami. Jestem pewien, że to miły gość. Ma ramiona
amerykańskiego futbolisty i posturę Adama Levine'a. Niski, ale muskularny. To
dziwna kombinacja, ale rozumiem, że może być pociągająca.
Nora wyciąga ręce, żeby go przytulić, a on pochyla się i daje się wziąć
w ramiona. Kontuar jest jedyną rzeczą, która powstrzymuje tę dwójkę od pełnego
kontaktu ciał. Odwracam wzrok i udaję, że rozglądam się po pomieszczeniu, ale kątem oka widzę, że wciąż się przytulają.
Rozglądam się po barze. Wszystkie nazwy drinków są napisane kredą na
dużej tablicy za barem, a kiedy słyszę, jak Nora zamawia dwa spośród nich,
sprawdzam ich skład. W Listach do Kochanka znajdują się gin, malina i coś, czego
nie potrafię przeczytać. Knot-So-Manhattan to połączenie whiskey, wermutu
i bitterów. Obok spisanej ręcznie listy składników widnieje niewielki ręcznie
narysowany węzeł.
Czytam dalej ekscentryczną listę robionych tu koktajli, uznając, że skoro
Nora ma jakieś dwadzieścia pięć lat i najwyraźniej zna barmana, nie będziemy
mieli problemu z tym, żeby podano nam alkohol. Nie piję za często - sześciopak
wystarczyłby mi pewnie na jakiś miesiąc - ale chciałbym się dziś napić.
Wyszliśmy kilka razy z Tessą, a kiedy dostaliśmy menu z koktajlami, często
udawało się nam dostać drinki bez pokazywania dowodów. Tak, zdarza się nam
czasem żyć na granicy prawa.
Tessa nie pasuje do tego miejsca, gdy tak stoi i ciągnie za rąbek swojej
obszernej białej koszuli.
- Pójdę do łazienki - mówi, a ja kiwam głową i stoję niezręcznie w miejscu,
czekając, aż Nora przypomni sobie, że tu jestem.
Gapię się na Mitcha, który staje się coraz bardziej atrakcyjny... i coraz
bardziej wstrętny. Nie powinien robić drinków albo coś? Teraz zostałem sam
z Norą i jednym z najbardziej atrakcyjnych facetów, których kiedykolwiek
stworzono.
Ten typ mężczyzn pojawił się na świecie po to, żeby sprawić, by faceci tacy
jak ja czuli się niedostatecznie dobrzy. Jego zęby są doskonale proste i bielsze niż
nowe trampki. Znów na nie spoglądam, obracając się na piętach moich butów
i próbując się nie gapić. Może trzeba było zrobić sobie przerwę na toaletę z Tessą -
wiecie, jak to zwykle robią dziewczyny?
Zanim udaje mi się odejść, Nora odrywa się od Pana Seksownego - który
jest zbyt seksowny, by pracować w takim małym barze - i bierze mnie pod rękę.
Kiedy dotyka mojej skóry, czuję, że jej dłonie są zimne. Sięgam po nie, biorę je
w swoje i pocieram. Rozgrzewają się niemal momentalnie, razem z moimi
policzkami, które płoną z powodu mojej bezczelności. Dzięki Bogu jest tutaj
ciemno.
Spogląda na mnie - w jej oczach tli się ciekawość. Opuszcza wzrok i patrzy
na nasze ręce, na mój gest, i się uśmiecha. Lampy zwisające z sufitu się poruszają,
rzucając cienie i światło na jej ciało. Odsłonięta skóra na jej szyi i klatce piersiowej
lśni pod ich powolnym tańcem. Nora przypatruje mi się, ja się jej przypatruję - nie
mogę przestać.
Spoglądam na Pana Seksownego, który nie zwraca na nas uwagi. Trochę
szkoda. Żałuję, że nie może tego zobaczyć... Co jest ze mną nie tak? Muszę przestać tyle gadać z Hardinem. Zamienia
mnie w dupka.
Neurotycznego dupka.
Nora nie zrywa kontaktu wzrokowego.
- Pójdziemy usiąść?
Utrzymywanie z kimś kontaktu wzrokowego przez tak długi czas jest trochę
niepokojące, zwłaszcza z piękną dziewczyną, której już w pewnym sensie
przyznałem, że mi się podoba. Kiedy mnie pocałowała, moje ciało odpowiedziało
w sposób, który przekonał mnie, że zawsze czekało na nią i na taki pocałunek.
Nora odwraca się z powrotem do baru, dziękuje Mitchowi, a później podaje
mi drinka, w którym tkwi czerwona lukrecjowa wstążeczka związana w węzeł.
W szklance jest też wykałaczka, na której końcu znajduje się odwrócony do góry
nogami drapacz chmur. Jestem pod wrażeniem. Do ścianki szklanki Nory
przytwierdzona jest karteczka. Przyjmę, że to liścik. Jestem podwójnie pod
wrażeniem.
Nora wciąż na mnie patrzy, a ja przypominam sobie, że powiedziała, iż
powinniśmy usiąść. Kiwam głową, chcąc oddalić się od zawalonej ludźmi okolicy
baru. Rząd stolików również wygląda na dość zatłoczony, ale tam przynajmniej
będziemy mogli usiąść. Muzyka jest fajna - cicha i spokojna, z dobrym bitem. Nie
ma parkietu do tańca - to koktajlbar z kilkoma przekąskami w menu, a nie klub
nocny. Wciąż nie mogę uwierzyć, że nie sprawdziłem tego miejsca w necie,
zamiast bez sensu się zastanawiać.
Nora łapie mnie palcami za nadgarstek i prowadzi na tyły pomieszczenia,
które staje się tym ciemniejsze, im bardziej oddalamy się od baru, aż wreszcie
zatrzymujemy się przy stoliku, wokół którego siedzi pełno kobiet. Podnoszą wzrok
i kiwają nam głowami. Wciąż zadziwia mnie to, jak blisko siebie ludzie są gotowi
siedzieć w tym mieście. Stoliki są ustawione jeden koło drugiego i słychać
wszystko, co mówią ludzie dookoła ciebie, chociaż muzyka jest tak głośna, że to
może nie jest wielki problem. Kilka miejsc przy stołach jest pustych, a Nora
wskazuje mi gestem, żebym na jednym z nich usiadł. Siada naprzeciwko mnie
i podnosi kieliszek, żebyśmy się trącili. Palcem odsuwam lukrecję i drewniany
budyneczek, żeby móc się napić.
Jasna cholera, smakuje jak benzyna! Skądś wiedziałem, że tak będzie.
Uśmiecham się do niej, ale potrząsam głową i macham rękami nad drinkiem.
- Chyba spasuję.
Nora wybucha śmiechem, zakrywając usta i kiwając głową.
- Nie winię cię! Zrobił naprawdę mocne.
Z uśmiechem popycha do mnie szklankę z wodą. Bierze mojego drinka
i wącha, marszcząc nos pod wpływem ostrego zapachu, a potem odsuwa go na
krawędź stołu, z dala ode mnie. Podoba mi się to, że Norze nie przeszkadza, jeśli nie będę pił. Pociąga
kolejny łyk i oblizuje pokrytą różowym cukrem krawędź szklanki. Odczepia liścik
i otwiera skrzydełko koperty. Daję jej chwilę na przeczytanie wiadomości, a potem
sięgam ręką po kartkę. Prycha i przewraca oczami, widząc ckliwą wiadomość.
Bawi się palcami cienkim łańcuszkiem naszyjnika, kiedy czytam:
Droga kochanko, nie otwieraj nowych drzwi,
jeśli coś kryje się za starymi.
Śmieję się i oddaję jej liścik. To sprytny marketing. Gdy się zastanawiam,
czy zmieniają napisy na liścikach, a jeśli tak, to jak często, Nora wygląda, jakby
czuła się trochę niezręcznie, kiedy zaczyna mnie przedstawiać swoim
przyjaciółkom.
- Melody - wskazuje na ładną Azjatkę.
Ma grube kreski na powiekach, narysowane idealnie prostą linią
i zakończone kropką.
- Cześć - mówi Melody, patrząc to na Norę, to na mnie.
Następna dziewczyna ma na imię Raine, potem jest Scarlett, Maggy - twarze
szybko zaczynają się ze sobą zlewać, bo tak naprawdę chcę porozmawiać z Norą
sam na sam. Chcę ją spytać o to, co robiła od przyjazdu z Waszyngtonu, jaką kawę
lubi, jaka jest jej ulubiona pora roku - ogólnie poznać ją lepiej, bo chociaż
poznaliśmy się już jakiś czas temu, nigdy nie spędziliśmy razem za dużo czasu.
Zauważam, że znajoma Nory o imieniu Maggy coś mówi i stuka w ramię
dziewczynę obok siebie - i nagle świadomość sytuacji rozpala się we mnie jak
zapałka w ciemności.
Maggy to Maggy.
Maggy...
Co oznacza, że...
Dziewczyna uderzona w ramię odwraca się, a jej twarz przybiera na mój
widok wyraz zdziwienia. Na pewno umysł daje mi się we znaki.
Patrzy na mnie Dakota - jej oczy natychmiast się rozszerzają, a usta
zaciskają w grymasie oszołomienia.
- Landon? - pyta, szeroko wytrzeszczając oczy.
Ale jest coś dziwnego w tonie jej głosu - mam wrażenie, że zauważyła moją
obecność znacznie wcześniej, niż ja zauważyłem ją.
Wbija we mnie wzrok, wysysając co do grama ekscytację, którą czułem,
kiedy tu wchodziłem. Właśnie w takich chwilach desperacko pragnę mieć portal,
przez który mógłbym przeskoczyć do jakiegokolwiek innego miejsca poza tym,
w którym się właśnie znajduję. Zgodziłbym się nawet na to, żeby znaleźć się
w samym środku bitwy o Helmowy Jar. Niestety, nie znalazłem jeszcze sposobu, by teleportować się do mojej ulubionej serii filmów.
Kiedy miałem szesnaście lat, ciocia kupiła mi zestaw Lego z Władcy
Pierścieni i próbowałem ułożyć scenkę z właśnie tej walki. Było to zbyt
skomplikowane, i się poddałem. Dakota wytrzymała dłużej niż ja - włożyła
maleńkie łuki i strzały w dłonie co najmniej pięćdziesięciu elfom. Jako dziecko
lepiej radziła sobie z lego, a teraz, jako dorosła, znacznie lepiej radzi sobie ze
znajdowaniem słów, kiedy są potrzebne. Więc oto jestem i oto ona - gapi się na
mnie, a potem na Norę, a potem z powrotem na mnie. Patrzę, jak składa to
wszystko w głowie i zaczyna rozumieć, że to Nora mnie przyprowadziła.
Jej migdałowe oczy zwężają się w szparki, kiedy odwraca się do Nory
i prycha:
- I to ma być ten seksowny koleś, o którym gadałaś?
Seksowny? Co? Spoglądam w kierunku baru, chcąc za niego wpełznąć. To
spotkanie nie przebiega zbyt dobrze.
Nora przewraca oczami z krótkim śmiechem i pokazuje język Dakocie.
- No to mnie wkopałaś, Dakota.
O nie. Nie rozumie nawet, co tu się dzieje. W tonie, którym Nora zwraca się
do Dakoty, jest coś dziwnego - jakby między jej słowami czaiło się coś
nieprzyjemnego.
Tessa podchodzi do nas, a kiedy zauważa, że Dakota siedzi na drugim końcu
tego samego stolika, co Nora i ja, zastyga w bezruchu. Wygląda na równie
zdezorientowaną co Dakota. Moje umiejętności rozwiązywania problemów nagle
wyparowały i siedzę tu jak idiota niemający nic do powiedzenia.
Dakota odwraca się z powrotem do Nory, a ja próbuję wymyślić, co mogę
powiedzieć, żeby to wszystko nabrało odrobiny sensu. Nie chcę zrobić sceny.
Wolałbym, żeby stało się tysiąc innych ohydnych rzeczy, niż żeby wywołać tu
jakąś awanturę.
- Więc jak długo się spotykacie? - pyta.
- Nie spotykamy... - mówię w tej samej chwili, w której Nora, głośniej niż
ja, mówi: „Od niedawna, to nowa sprawa".
Nora spogląda na mnie, a mnie zapada się klatka piersiowa. Jest
zdezorientowana moją odpowiedzią.
„Od niedawna"? Co to znaczy „od niedawna"? Czy my się spotykamy? Czy o to w tym chodzi?
Pocałowała mnie tylko raz, a poza kilkoma sytuacjami, kiedy Tessa przez
kilka minut była pod prysznicem albo właśnie wracała do domu z pracy, w ogóle
nie spędziliśmy ze sobą czasu sam na sam. Powiedziałbym, że ledwo co naprawdę
rozmawialiśmy.
Oczy Dakoty zaczynają się wypełniać łzami i widzę, że ładuje swoją broń.
Buduje w głowie oskarżenia, konstruuje teorię, która pozwoli jej zrozumieć sytuację. Rzadko bywałem po tej stronie jej gniewu i z jakiegoś powodu czuję
pewną satysfakcję. Prawie się nie kłóciliśmy, będąc razem. Często krzyczała, ale
nie na mnie. Nigdy na mnie.
- Nie jesteśmy razem - czuję znów potrzebę jej powiedzieć.
Pozostałe trzy kobiety przy stoliku zaczynają szeptać, prawdopodobnie
tworząc własną interpretację rozgrywającej się przed nimi opery mydlanej.
Spoglądam na Norę, która zaczyna orientować się w sytuacji.
- Wy... się znacie? - pyta.
- Czy się znamy? - głos Dakoty robi się niższy, pełen rezerwy, kiedy macha
dłonią pomiędzy Norą a mną.
No dalej, portal. Wciągnij mnie i zabierz stąd, do cholery.
Dakota wbija we mnie wzrok, jakbym był jakimś drapieżnikiem, czymś,
przed czym musi uciec. Okropieństwo. Siedzi kilka krzeseł ode mnie, ale i tak
widzę, jak bardzo jest zdenerwowana. Wbija palce w krawędź stołu i wytrzeszcza
w moim kierunku oczy, próbując wyciągnąć ze mnie odpowiedź.
- Tak, znamy się. Znamy się od bardzo dawna.
Dakota robi przedstawienie. Odseparowała się od tej sytuacji. Próbuje
zachować chłód i spokój, nie pokazywać innym, jak bardzo poruszyła ją ta
sytuacja. Bierze jeden ze stojących przed nią kieliszków i nie patrząc na jego
zawartość, wychyla szybkim ruchem.
Nora oddycha tak głęboko, że jej ramiona unoszą się i opadają - nic nie
mówi. Wszyscy teraz patrzą na mnie.
Jedno palące spojrzenie.
Jedno spojrzenie pełne wyczekiwania.
Dwa kolejne palące spojrzenia.
Tessa spogląda teraz na telefon - w niczym mi nie pomoże.
A więc trzy palące spojrzenia...
...i jedno przewrócenie oczami.
Dakota chwyta torebkę z oparcia i przepycha się obok mnie. Próbuję
chwycić ją za ramię, ale wyszarpuje się, prawie przewracając stojące obok mnie
krzesło.
Patrzę, jak odchodzi. A kiedy się odwracam, znajduję się twarzą w twarz
z Norą.
- Ty jesteś tym jebanym gościem. Eksem-nerdem z Michigan.
Jej ton jest prawie zupełnie obojętny, choć słychać w nim nutkę
zażenowania. Wstaję.
Eksem-nerdem? Właśnie tak myśli o mnie Dakota?
Czy tak teraz mówi o mnie Dakota? Tak opisuje mnie nowym znajomym,
których poznała w mieście?
Spoglądam z powrotem w kierunku wyjścia i zauważam włosy Dakoty, która popycha drzwi i znika.
Nie mogę sobie wyobrazić, jak musi się czuć. Myśli, że spotykam się z Norą
i okłamałem ją wcześniej, mówiąc, że muszę się uczyć.
Właśnie dlatego nigdy nie kłamię. Nie wiem, dlaczego uznałem, że
kłamstwo to dobry pomysł, powinienem był wiedzieć już wcześniej, że nic dobrego
nigdy nie wynika z kłamstwa. Poza kilkoma przypadkami, kiedy udawałem, że
wiem, o czym mówi, kiedy tak naprawdę nie miałem pojęcia, nigdy nie musiałem
jej okłamywać.
Czyjaś dłoń chwyta mnie za ramię i odwraca. Znów jestem twarzą w twarz
z Norą i widzę jej wyzywającą minę - każe mi wybierać. Jej brew jest uniesiona
ponad świdrującymi mnie oczami - oczami, w które miałem nadzieję patrzeć przez
całą noc. Miałem nadzieję, że będę poznawał kobietę, która ma dość pewności
siebie, by obdzielić cały bar, iskrę dość jasną, by oświetlić miasto.
Jak mogę wybrać? Ledwo ją znam.
Nora milczy i stoi w bezruchu - tylko jej oczy do mnie mówią. Jeśli wyjdę
z Dakotą, to czy kiedykolwiek jeszcze się do mnie odezwie?
Dlaczego myślenie o tym tak bardzo mi przeszkadza?
Ale nie mogę pozwolić Dakocie wyjść stąd samej tak późno w nocy. Jest
zdenerwowana, a ja mam wrażenie, że nie mam pojęcia, jak bardzo potrafi być
nieprzewidywalna. Tendencje do autodestrukcji to jej największy wróg.
- Przepraszam - tylko tyle mam czas powiedzieć Norze, zanim wychodzę za Dakotą w noc.

Nothing more Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz