Rozdział dwudziesty trzeci

147 2 0
                                    

Ostatecznie postanowiłem zgłosić się do dwóch znajomych – aspiryny
i gatorade’a – co oznaczało wycieczkę do delikatesów na dole.
Ellen pracuje, a skoro jutro są jej urodziny, zabiłem trochę czasu, pytając, co
będzie robić (nic wielkiego), i jak sądzi, co kupią jej rodzice (znów nic wielkiego).
To brzmi okropnie. Próbuję więc trochę ją podpytać, co lubi, żeby może kupić jej coś fajnego.
W drodze powrotnej zadzwoniłem do mamy i kilka minut pogadałem z nią
i Kenem.
Kiedy wracam do mieszkania, rozłączam się i słysząc hałasy dobiegające
z salonu, stwierdzam, że Dakota się obudziła. Wchodzę i widzę, że patrzy na mnie
trochę zdezorientowanym wzrokiem, mówiącym „gdzie się, u diaska,
podziewałeś?”, więc kładę telefon na stole tak powoli, jak tylko mogę.
Robię to głównie dla komicznego efektu, ale rzeczywiście czuję się, jakbym
był zamknięty w pokoju przesłuchań albo czymś w tym rodzaju. Tyle że w tym
pokoju są serowe krakersy i gatorade. Więc może nie dokładnie jak w pokoju
przesłuchań.
Chociaż… Dakota byłaby bardzo seksowną policjantką. Wyobrażam sobie
jej ciało w ciasnym uniformie, stworzonym tylko po to, żebym mógł go z niej
ściągnąć. Jednak jej obecny wyraz twarzy wskazuje na to, że gdyby była gliną,
aresztowałaby mnie. I to nie w seksowny, żartobliwy sposób w stylu „przykuj mnie
do łóżka i pieść”.
– Rozmawiałem z mamą i Kenem. Poszli dziś do lekarza zobaczyć, jak
rozwija się mała Abby – mówię z nieco fałszywym uśmiechem.
Nie fałszywym w tym sensie, że nie cieszę się ze zdrowia małej ani że Ken
wciąż jest po uszy zakochany w mamie, ale fałszywym, bo nagle dostaję paranoi,
że Dakota usłyszała, jak rozmawiam z mamą o Norze chwilę przed odłożeniem
słuchawki.
Ale Nora to moja przyjaciółka, nawet jeśli daleka. Tak czy inaczej, gdyby
Dakota usłyszała, jak mówię o niej mojej mamie, tylko dolałoby to oliwy do ognia
zazdrości, którą pielęgnuje w odniesieniu do swojej współlokatorki. Zapałka w jej
dłoni już teraz płonie dość jasno i chcę, żeby zrozumiała, że nie ma się czym
martwić. Nora nie dałaby mi szansy, nawet gdybym się o nią starał. Byłyby kłopoty
przez jej przyjaźń z Tessą, a ja i tak ledwo co ją znam – więc o co w ogóle chodzi?
Dakota wstaje i rozciąga plecy.
– To jak się ma? – pyta. – Abby. Jak sobie radzi w brzuszku?
Wypuszczam delikatnie napięty oddech – nie wiedziałem nawet, że go
wstrzymuję – i wchodzę do kuchni z moimi łupami. Dakota idzie za mną, obejmuje mnie za szyję i opiera głowę na moim ramieniu. Jej miękkie, pachnące kokosem
włosy dotykają mojego policzka.
– Wszystko w porządku. Przez moment mieli takie głosy, jakby trochę się
martwili, ale chyba po prostu za dużo myślę.
Czuję ciepły oddech Dakoty na skórze.
– Za dużo myślisz? Ty? Co ty nie powiesz?!
Chichocze, a jej śmiech jest piękny jak cała ona.
Wyciągam dłoń i delikatnie ściskam jej ramię.
– Cieszę się, że wszystko z nią w porządku. Cały czas nie mogę się
przyzwyczaić do myśli, że twoja mama jest w ciąży w jej wieku.
Najwyraźniej uświadamiając sobie, jak zabrzmiały jej słowa, szybko próbuje
wybrnąć z sytuacji i dodaje:
– Nie w złym sensie. Jest najlepszą mamą, jaką kiedykolwiek widziałam,
i razem z Abby jesteście szczęściarzami, że ją macie, nieważne, w jakim wieku.
Nie znam jeszcze bardzo dobrze Kena, ale z tego, co mi mówisz, będzie świetnym
tatą.
– To prawda – mówię i całuję ją w ramię, odkładając przekąski do szafek.
– Miejmy tylko nadzieję, że Abby będzie bardziej przypominała ciebie niż
Hardina.
Znów się śmieje, a ja czuję się, jakby moją skórę przebijały drobne igiełki.
Nie podoba mi się to, w jaki sposób to powiedziała. Ani trochę.
– Co to ma znaczyć?
Zdejmuję jej ramiona z moich i odwracam się, żeby stanąć naprzeciwko niej.
Twarz Dakoty zdradza zaskoczenie moją reakcją.
Może przesadziłem?
Nie sądzę.
– Tylko żartowałam, Landon. Nie miałam nic złego na myśli. Po prostu tak
bardzo się od siebie różnicie.
– Każdy jest inny, Dakota. Nie do ciebie należy ocenianie go. Albo
kogokolwiek innego.
Wzdycha i siada przy kuchennym stole.
– Wiem. Nie próbowałam go oceniać. Jestem ostatnią osobą, która może
kogokolwiek oceniać. – Spogląda na swoje dłonie. – To był gówniany żart, więcej
już tak nie powiem. Wiem, że Hardin dużo dla ciebie znaczy.
Moje ramiona się rozluźniają i zaczynam się zastanawiać, dlaczego tak
szybko się poirytowałem. Gniew przyszedł jakby znikąd, chociaż to prawda, że
męczy mnie, kiedy ludzie niepotrzebnie krytykują mojego przyrodniego brata.
Dakota wydaje się żałować swoich słów… a Hardin faktycznie potrafi być
trudny do zniesienia. Naprawdę nie mogę jej winić za to, jaką ma o nim opinię.
Znała go tylko jako gościa, który rozwalił kredens pełen naczyń, ofiarowanych przez babcię mojej mamie. I jako gościa, który nie chciał jej nazywać jej
prawdziwym imieniem.
Hardin ma taki zwyczaj, że udaje, że nie zna imienia żadnej kobiety poza
Tessą. Więc Dakota stawała się „Delilah” za każdym razem, kiedy się do niej
odzywał. Nie wiem, dlaczego to robi, a czasem rzeczywiście się zastanawiam, czy
naprawdę nie zapomniał imion wszystkich kobiet poza Tessą.
Pomiędzy nimi dwojgiem zdarzały się już dziwniejsze rzeczy.
Ale wolałbym nie spędzać całej nocy, sprzeczając się z Dakotą o jedną
uwagę.
– Dobrze. Pogadajmy po prostu o czymś innym. Czymś lżejszym – sugeruję.
Skoro już przeprosiła i wydaje się, że naprawdę nie miała przez swój
komentarz nic złego na myśli, chcę zapomnieć o tej sytuacji. Chcę z nią
porozmawiać. Chcę posłuchać o jej dniach i jej nocach.
Chcę leżeć obok niej w łóżku i wspominać nasze szalone nastoletnie czasy,
kiedy urządzaliśmy sobie maratony filmowe, mimo że następnego dnia trzeba było
iść do szkoły, i jedliśmy na wyścigi pierożki z pizzy na mojej kanapie. Mama nigdy
nie pytała mnie, dlaczego zżeram kolejne paczki pierożków o smaku pepperoni.
Miała powody, żeby się zastanawiać, co robię, kiedy zacząłem prosić o różne ich
rodzaje z innymi dodatkami, bo wiedziała, że ich nie cierpię. Ale ani razu nie
spytała mnie, dlaczego Dakota je aż tyle za każdym razem, kiedy przychodzi.
Myślę, że wiedziała, że skoro dwie litrowe puszki piwa kosztują mniej więcej tyle
samo co torba pierożków z pizzy, były marne szanse, że w zamrażarce Dakoty
będzie jakiekolwiek jedzenie, a co dopiero firmowe przekąski.
– Dziękuję.
Dakota spogląda w dół, a ja uśmiecham się i zbliżam się do niej.
– Chodź tu, ty…
Schylam się nagle i podnoszę ją do góry, a ona piszczy.
Jest lekka, nawet lżejsza, niż pamiętam, ale świetnie jest trzymać ją znów
w ramionach.
Dwadzieścia dwa kroki do kanapy nie wystarczą, żeby nadrobić ostatnie
kilka miesięcy, ale kładę ją na poduchach. Lądując, jej ciało wydaje delikatny,
głuchy odgłos, a później odbija się na kilkanaście centymetrów, co sprawia, że
Dakota znów piszczy.
Robię krok w tył, a ona natychmiast wstaje na równe nogi i zaczyna mnie
gonić z szerokim uśmiechem. Chichocze z zaczerwienioną twarzą
i rozczochranymi włosami.
Kiedy się na mnie rzuca, zeskakuję jej z drogi. Ślizgam się po grubym
dywanie, który miałem przykleić drugiego dnia po wprowadzeniu się, i skaczę na
krzesło, omijając opuszki jej palców o zaledwie kilka centymetrów. Coś pode mną
skrzypi. Naprawdę mam nadzieję, że nie złamię tego cholernego krzesła.
Zeskakuję z niego i ślizgam się w skarpetkach po podłodze. Tracę
równowagę, a kiedy mięśnie moich nóg wysilają się bezskutecznie, żeby mnie
wyprostować, uświadamiam sobie, że moje spodnie są tak cholernie ciasne, że nogi
wyginają mi się w bolesny, nienaturalny sposób. Siedząc na podłodze, podwijam
jedną nogę i przekręcam się, a Dakota biegnie w moją stronę. Ma zmartwiony
wyraz twarzy, kładzie mi jedną dłoń na ramieniu i drugą pod moją brodę,
zmuszając, żebym na nią spojrzał. Nie mogę przestać się śmiać i boli mnie brzuch,
a z nogą wszystko w porządku.
Panika Dakoty zmienia się w rozbawienie, a jej śmiech to moja ulubiona
melodia.
Łapię ją za ramiona i ściągam na dół, na moje uda. Obejmuje moją szyję
i przyciąga bliżej, żebym ją pocałował.
Jej usta są bardziej miękkie niż mój dotyk i nie po raz pierwszy tracę dla niej
głowę, wodząc swoim językiem po jej języku.

Nothing more Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz