Rozdział siedemnasty

137 3 0
                                    

– To kuchnia – dodaję, kiedy zaczyna mówić o trzecim powodzie, dla
którego nie możemy być razem.
Przegapiłem pierwsze dwa, bo nie mogłem znieść bycia jednym z tych gości,
którzy się gapią – kategorii, do której właśnie twierdziłem, że się nie zaliczam. Na
swoją obronę mogę powiedzieć, że kiedy wypowiadała słowa mające się złożyć w wymówki, jednocześnie poprawiała stanik. Trudno było nie gapić się na jej
miękkie cycki rozpychające się to w jedną, to w drugą stronę.
– Kuchnia doprowadza nas do szaleństwa – mówię, a później rozbijam dwa
jajka o krawędź miski i mieszam je łyżką.
Jeśli nie chce, żebym ją całował, nie będę tego robił. Mogę zignorować to,
jak boleśnie moje ciało jej pragnie.
Mogę.
Jestem prawie pewien.
Nora przygląda mi się – wygląda na zadowoloną, że mimo wszystko nadal
robię śniadanie. Sięgam po trzecie jajko. Kiedy wylewam olej na patelnię,
podchodzi i bierze karton mleka z blatu. Dodaje przynajmniej pół szklanki więcej
do miski i otwiera szufladę ze sztućcami. Wyciąga widelec i miesza nim jajka. Jej
ruchy są znacznie szybsze niż moje łyżką i odsuwam się, delikatnie kłaniając się jej
kuchennemu szefostwu.
Docenia mój gest i wybucha śmiechem, chociaż deszcz prawie zagłusza ten
dźwięk. Chciałbym, żeby przestało padać, bo wtedy mógłbym lepiej słyszeć jej
uroczy głos.
Nora otwiera wieczko jednego z plastikowych pojemników z pociętymi
warzywami. Wrzuca na patelnię garść cebuli, a później papryki, i czeka z dodaniem
jaj. Podczas gdy bez trudu okazuje mi swoją wyższość w sztuce gotowania, opiera
się o blat i patrzy na mnie.
– Tessa to moja przyjaciółka, a kiedy między nami pojawią się jakieś
problemy, mogę ją stracić.
To był powód numer cztery? Może pięć?
– Oboje mamy za dużo emocjonalnego bagażu – dodaje.
Siedem, może osiem, jeśli policzymy swoje wyniki oddzielnie?
– Ile masz powodów, dziesięć? – mówię swobodnie. – A może chciałabyś
pójść ze mną pobiegać, żeby wymienić wszystkie przyczyny, dla których nie
możemy być przyjaciółmi?
– Nie mówiłam, że nie możemy być przyjaciółmi. Mówiłam o tym
wszystkim – mówi, machając rękami dookoła przed sobą.
Wyobrażam sobie, jak biegnie obok mnie, wymieniając słowo po słowie powody. Ja też mam ich kilka, tylko że nie jestem tak chętny jak ona, żeby je
wypowiadać. Wciąż macha dłonią między naszymi ciałami. Postanawiam ją
powkurzać, ale tylko trochę.
– Mówisz o powietrzu? Azocie i tlenie…?
Wyciąga wolną rękę w moją stronę i kładzie mi ją na ustach, spoglądając na
mnie wzrokiem w rodzaju „zamknij się, ty uroczy sukinsynu”, który przeszywa
mnie jak strzała Kupidyna.
Ups, dobrze, że nie powiedziałem tego głośno.
– Mówię o całowaniu się. O głaskaniu i pieszczotach.
Jej wzrok pada na moje usta i tam zostaje.
– Nie mam pojęcia, jak głaskanie psów i kotów może stanowić problem… –
zaczynam, ale dłoń wraca natychmiast na moje usta.
– Nie możemy wciąż tego robić i pozwolić wszystkiemu wymknąć się spod
kontroli. Twoja eks jest moją współlokatorką, mieszka ze mną, wie, gdzie śpię. –
Uśmiecha się, ale sądzę, że tylko w połowie żartuje. – Myślałam po prostu, że
moglibyśmy nawzajem odwrócić swoją uwagę od bagażu emocjonalnego, który
mamy… Tessa opowiedziała mi o waszym zerwaniu.
Jej oczy wypełniają się współczuciem…
A ja jakoś nie cierpię, kiedy ludziom robi się mnie żal.
Ale kiwam głową.
– Rozumiem. Nie byłem pewien, co myślisz, co czujesz, a próbowałem
zapomnieć o Dakocie – tłumaczę.
Kiwa głową.
– Cieszę się, że tak było. Ale umówmy się, żeby zachowywać się po
przyjacielsku. Bez dotykania, bez całowania – mówi coraz wolniej, a oczy
odwracają się ode mnie – stanowczo bez łapania za uda… I bez skubania po
uszach, bez wsadzania języka do gardła… – Chrząka i prostuje plecy.
Ja również chrząkam i szukam ręcznika, którym mógłbym wytrzeć moje
spocone dłonie.
Plączę się w jej słowach i wracam do tego, co było dwie minuty temu, kiedy
byłem opanowany przez jednego z tych gości z romantycznych książek. Była jedno
jęknięcie od tego, żebym zaczął mówić rzeczy w rodzaju „zniewolę cię, moja
panno” najbardziej uwodzicielskim głosem, jaki znam.
W mojej głowie pojawia się lista komedii romantycznych, które prowadzą
moje myśli.
– Następnym krokiem w tej umowie jest to, żebyś zaproponowała relację
w rodzaju „przyjaciele z dodatkami”. Będziemy się o to sprzeczać przez jakieś
trzydzieści sekund, zanim się nie zgodzimy – mówię. – Miesiąc później jedno z nas
się zakocha i zrobi się bałagan. Cięcie; kolejny miesiąc później mamy doskonały
związek albo kompletną katastrofę. Nie ma trzeciej opcji. To całkowicie bezdyskusyjny fakt, który udowodniły filmy.
Podoba mi się to, że mogę zupełnie się przy niej nie cenzurować. Zrobiłem
z siebie głupka więcej niż raz, więc powinna się już do tego przyzwyczaić. Nie
mamy żadnej przeszłości, więc niczego ode mnie nie wymaga. Śmieje się i kiwa
głową. Jej omlet jest już zrumieniony, a moja kuchnia pachnie fantastycznie.
Zsuwa jedzenie z patelni na talerz i zdmuchuje delikatną chmurkę pary, która unosi
się nad daniem.
– Zgadzam się. – Nora zakłada luźny kosmyk włosów za ucho. – Możemy
z łatwością uniknąć całego tego bałaganu teraz i zgodzić się być przyjaciółmi. Nie
mam czasu na to, żeby skakać sobie do oczu w restauracjach z dwudziestoletnimi
dziewczynami, które i tak nie powinny pić publicznie.
W jakiś sposób jej ton sprawia, że wydaje się znacznie starsza, a ja czuję się
jak dziecko, któremu zwraca uwagę mama.
– Buduję karierę w dobrze prosperującym mieście i nie chcę tego spieprzyć
przez jakiegoś uroczego dzieciaka z college’u.
To, że używa słowa „dzieciak”, kłuje moje już i tak zranione ego. Mam
prawie dwadzieścia jeden lat i więcej wspólnego z ludźmi w wieku moich
rodziców niż z „dzieciakami” z college’u. Już dwa razy na kampusie zatrzymywali
mnie studenci, którzy wzięli mnie za profesora – wyglądam dojrzale. To prawda:
moja mama też tak mówi.
Ech. Tak polegać na ocenach mamy… może rzeczywiście jestem tylko
dzieciakiem. To trochę boli.
Nie pomyślałbym, że Nora widzi we mnie kogokolwiek innego poza
rówieśnikiem, ale najwyraźniej jestem dla niej tylko jakimś dzieciakiem
z college’u, który miał jej dać chwilę rozrywki od czegoś innego.
– W takim razie przyjaciele. – Częstuję ją uśmiechem, a ona kiwa głową. Od
tej pory będę wobec Nory i Dakoty zachowywał się tylko po przyjacielsku.
Nie pozwolę, żeby wywiązała się jakaś awantura.
Nie ma szans.

Nothing more Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz