Rozdział dwudziesty drugi

123 3 0
                                    

Jest już siódma, a ponieważ nie miałem wieści od Dakoty od popołudnia,
piszę do niej esemesa, że nie mogę się doczekać, kiedy ją zobaczę.
Odpowiada buźką, która wygląda na zadowoloną. Nie potrafię odczytywać
emotek, ale postanawiam uznać, że jest raczej szczęśliwa niż znudzona.
Mam nadzieję, że mnie nie wystawi.
Naprawdę, naprawdę mam nadzieję, że mnie nie wystawi.
Trochę nie podoba mi się to, że stała się taka nieprzewidywalna. Naprawdę
duża cząstka mnie tęskni za czasami, kiedy byłem częścią jej życia. Byłem jej najlepszym przyjacielem i kochankiem. Dzieliła się ze mną myślami, nadziejami,
a nawet marzeniami. Razem marzyliśmy, razem się śmialiśmy – znałem każdą jej
myśl i każdą łzę, którą uroniła.
Teraz jestem kimś z zewnątrz i czekam, aż postanowi do mnie zadzwonić.
Tęsknię za czasami, kiedy w ogóle się nie zastanawiała, czy jest to warte jej czasu.
Dlaczego robię się tak bardzo przygnębiony? Muszę się rozchmurzyć
i przestać myśleć o tym, co najgorsze, jeśli o nią chodzi. Jestem pewien, że po
prostu jest zajęta i zadzwoni albo napisze, kiedy będzie mogła.
Gdyby miała po prostu się nie pojawić, powiedziałaby mi.
Chyba.
Leżę na łóżku i gapię się na mecz hokeja w telewizji – widzę, jak wielki
facet w zielononiebieskim trykocie zostaje przygwożdżony do szklanej bandy ze
szkła. San Jose Sharks. Rozpoznaję koszulki obu zespołów. Naprawdę nie zależy
mi na sukcesie żadnej z drużyn, ale nudzę się jak cholera i nie wiem, co robić, poza
gapieniem się w telefon i czekaniem na wieści od Dakoty.
– Landon… – Cichemu głosowi towarzyszy pukanie do drzwi mojej
sypialni.
To Tessa, a nie Dakota, a ja próbuję nie być zawiedziony. Prawie mówię jej,
żeby weszła, ale nie mogę tu po prostu leżeć i czekać na Dakotę. Mogę
przynajmniej pójść do salonu.
Tak, wiem, to wciąż żałosne, ale siedzenie na kanapie jest odrobinę mniej
żałosne niż leżenie w łóżku, prawda?
Wstaję i podchodzę do drzwi. Kiedy je otwieram, Tessa stoi w progu
w uniformie z pracy. Limonkowozielony krawat sprawia, że jej oczy wyglądają na
jeszcze jaśniejsze, a blond włosy zaplecione w długi warkocz spoczywają na jej
ramieniu.
– Cześć – mówi.
– Cześć.
Pocieram dłonią zarost na swojej szczęce i staję przed Tessą, żeby pójść
w kierunku salonu.
Moja przyjaciółka siada na drugim końcu kanapy, a ja opieram stopy na
stoliku kawowym.
– Co tam? Wszystko w porządku? – pytam ją.
– Tak… – zawiesza głos. – Tak sądzę. Pamiętasz tego gościa, Roberta?
Tego, którego poznałam, kiedy pojechaliśmy nad jezioro z twoją mamą i Kenem?
Próbuję sobie przypomnieć szczegóły tej wycieczki. Czerwone majtki
pływające w jacuzzi, Tessa i Hardin, którzy prawie ze sobą nie rozmawiali,
brunetka w czarnej sukience i zabawy w samochodzie z Hardinem i Tessą po
drodze.
Nie pamiętam gościa o imieniu Robert, chyba że… kelner?
O cholera, pamiętam go. Doprowadzał Hardina do szału.
– Tak, to ten kelner? – potwierdzam.
– Tak, kelner. To zgadnij, kto ze mną od dziś pracuje.
Unoszę brew.
– Nie ma mowy! Tu, na Brooklynie?
Co za porąbany zbieg okoliczności.
– A jednak! – na wpół żartuje, ale widzę, że tak naprawdę nie uważa tej
sytuacji za zabawną. – Wszedł, a ja byłam tak zaskoczona, widząc go tu, po drugiej
stronie kraju. Zaczyna szkolenie dokładnie wtedy, kiedy ja kończę moje. To
strasznie dziwne, prawda?
To stanowczo dziwne.
– Trochę tak.
– Jakby wszechświat chciał mnie poddać jakiemuś sprawdzianowi albo
coś. – Jest tak wyczerpana, że ledwo może wydobyć z siebie głos. – Myślisz, że to
nie problem, żebym się z nim przyjaźniła? Nawet nie zbliżam się do chwili, kiedy
będę gotowa, żeby się z kimś spotykać. – Rozgląda się po pokoju. – Ale
przydałoby mi się więcej przyjaciół. To nic złego, prawda?
– Jak to!? Inni przyjaciele poza mną? Jak możesz! – droczę się.
Tessa żartobliwie mnie kopie, a ja chwytam jej stopę w różowej skarpetce
i łaskoczę podeszwę. Krzyczy i rzuca się na mnie, ale łatwo ją powstrzymać.
Podnoszę ręce i obejmuję ją, uniemożliwiając jej zemstę, którą planowała.
Krzyczy, a później w całym mieszkaniu rozbrzmiewa jej śmiech.
Boże, ależ tęskniłem za jej śmiechem.
– Odważna próba – mówię, śmiejąc się i łaskocząc jej boki.
Znów zaczyna piszczeć, rzucając się jak ryba na haczyku.
– Landon! – krzyczy dramatycznie Tessa, próbując się uwolnić z mojego
uchwytu.
Tak musi wyglądać życie kogoś mającego siostrę. Nie mogę się doczekać, aż
mała Abby przyjdzie na świat. Muszę być w dobrej formie, żeby za nią nadążyć. Czasem się martwię, że różnica wieku między nami będzie zbyt duża, że nie będzie
chciała być blisko mnie.
Tessa wciąż wierzga, a ja trzymam ją już mniej ciasno. Ma wypieki
i zmierzwione włosy. Jej zielony krawat jest przerzucony przez ramię, a ja nie
mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem. Tessa pokazuje mi język. Słyszę
jakiś hałas i spoglądam w kierunku przedpokoju.
W progu stoi Dakota i z kamienną twarzą gapi się na mnie i Tessę na
kanapie.
– Hej. – Uśmiecham się do niej, czując ulgę, że mnie nie wystawiła.
– Cześć.
– Cześć, Dakota. – Tessa macha jedną ręką, próbując drugą naprawić
warkocz.
Wstaję z kanapy i idę w kierunku Dakoty. Ma na sobie biały T-shirt
opadający z jednego ramienia i ledwo zakrywający różowy sportowy stanik, który
ma pod spodem. Na nogach ma spodnie treningowe za kolano – elastyczny czarny
materiał ciasno obejmuje jej skórę.
– Wracam do pracy. Jeśli będziecie czegoś potrzebować pod moją
nieobecność, napiszcie esemesa – mówi Tessa.
Bierze torebkę ze stołu i chowa klucze do fartuszka.
Nie dokończyliśmy rozmowy o Robercie, ale nie sądzę, że czuje się przy
Dakocie wystarczająco swobodnie, żeby o nim rozmawiać. A poza tym to dość
dziwne, że jest tu i mieszka na Brooklynie. Gdyby to był komiks, przysiągłbym, że
to jakiś obleśny stalker albo szpieg.
Szpieg z pewnością byłby bardziej interesujący.
– Tak jest – mówię, kiedy wychodzi.
Odwracam się, by spojrzeć na Dakotę, i zauważam, że nie ruszyła się
z miejsca, w którym stała, kiedy weszła.
– Pięknie wyglądasz – mówię jej.
Walczy z uśmiechem.
– Tak pięknie… – Podchodzę i całuję ją w policzek. – Jak ci minął dzień?
Rozluźnia się i nie wiem, czy jest w złym humorze, czy nasze sam na sam po
tak długim czasie jest dla niej stresujące.
– Dobrze. Miałam jeszcze jeden casting, dlatego się spóźniłam. Przyszłam
tak szybko, jak mogłam. Chociaż wydaje się, że miałeś się czym zająć, kiedy
czekałeś – mówi z nutką sarkazmu.
– Tak, rozmawiałem z Tessą. Ostatnio jest jej dość ciężko. – Wzruszam
ramionami i sięgam po jej dłoń.
Kiedy pozwala mi ją wziąć, prowadzę ją na kanapę.
– Cały czas? Wciąż chodzi o Hardina? – pyta.
– Tak, zawsze o Hardina. Uśmiecham się delikatnie, próbując nie myśleć za dużo o jego wizycie
w następny weekend i o tym, że jestem cholernym tchórzem i wciąż nie
powiedziałem nic Tessie. Wie, że przyleci, ale nie wie, że tak niedługo.
Spróbuję na razie nie wspominać o tym nowym-starym kelnerze.
To przypadek, ale Hardin potraktuje go zupełnie inaczej.
– Cóż, mnie to wyglądało, jakby wszystko było z nią w porządku – mówi
Dakota, rozglądając się po salonie.
– Coś się stało? – pytam. – Wydajesz się zła albo coś? Jak poszedł casting?
Potrząsa głową, a ja sięgam po jej stopy i kładę je sobie na kolanach.
Ściągam jej adidasy i zaczynam masować podbicia. Dakota zamyka oczy i opiera
głowę na kanapie.
– W porządku, ale nie sądzę, żebym dostała rolę. Był otwarty dla wszystkich,
a kiedy wyszłam, kolejka była tak długa, że ludzie nie mieścili się w budynku. Ja
próbowałam jako trzecia… pewnie już o mnie zapomnieli.
Nie cierpię, kiedy ma tak niskie mniemanie o sobie. Czy nie wie, jak bardzo
jest utalentowana? Jak niezapomniana?
– Wątpię. Niemożliwe, żeby ktokolwiek mógł o tobie zapomnieć.
– Jesteś stronniczy.
Częstuje mnie nieznacznym uśmiechem, a ja odwzajemniam go, szczerząc
się od ucha do ucha.
– Nie sądzę – prycham. – Widziałaś się kiedyś?
Przewraca oczami i krzywi się, kiedy delikatnie ściskam jej palce u stóp.
Ściągam jej skarpetki, które przyklejają się do palców.
– Czy to krew? – pytam ją, powoli odrywając czarną bawełnę.
– Pewnie tak – odpowiada, jakby nie było to nic wielkiego.
Jakby przecięła się papierem i nawet nie zauważyła.
Rzeczywiście, to krew. Ma jej warstewkę na palcach… widziałem już
kiedyś, co baletki robią jej stopom, a wtedy tańczyła tylko amatorsko. Już wtedy
było źle. Ale teraz jest gorzej, niż kiedykolwiek widziałem.
– Jezu, Dakota.
Ściągam drugą skarpetkę.
– To nic takiego. Kupiłam nowe buty i jeszcze się nie rozchodziły.
Próbuje się odsunąć, ale kładę dłoń na jej nodze, by ją powstrzymać.
– Zostań tutaj.
Podnoszę jej stopy ze swoich kolan i wstaję z kanapy.
– Pójdę po myjkę – mówię.
Wygląda, jakby chciała coś powiedzieć, ale tego nie robi.
Biorę czystą myjkę z szafki w łazience i wkładam pod ciepłą wodę.
Sprawdzam, czy w szafce jest aspiryna, i potrząsam buteleczką. Oczywiście pusta.
Nie wyobrażam sobie, żeby Tessa mogła zostawić po sobie pustą butelkę
czegokolwiek, więc mogę za to winić tylko siebie.
Spoglądam w lustro, czekając, aż myjka się zamoczy, i próbuję
uporządkować włosy. Na górze robią się o wiele za długie. Z tyłu też przydałoby
się przyciąć – zaczynają się kręcić na szyi i jeśli nie chcę wyglądać jak Frodo,
muszę szybko pójść do fryzjera.
Zakręcam wodę i wyciskam jej nadmiar z myjki. Jest trochę za gorąca, ale
przestygnie, zanim dojdę do salonu. Biorę suchy ręcznik i wracam do Dakoty.
Ale kiedy wchodzę do pokoju, śpi na kanapie. Ma lekko otwarte usta
i szczelnie zamknięte oczy. Musi naprawdę być wyczerpana.
Siadam koło niej, uważając, żeby jej nie obudzić, i tak delikatnie, jak tylko
potrafię, przecieram myjką uszkodzoną skórę na jej stopach. Nie porusza się, tylko
leży w ciszy i śpi, podczas gdy oczyszczam jej rany i ocieram zaschniętą krew.
Za bardzo się wykańcza. Od krwawiących stóp do czystego wyczerpania,
które ma teraz wymalowane na twarzy. Chcę spędzić z nią trochę czasu, ale chcę
też dać jej odpocząć, więc zabieram poplamioną krwią myjkę i ręcznik, a potem
przykrywam jej śpiące ciało wziętym z krzesła kocem.
Czym mogę się zająć, kiedy śpi?
Tessa jest w pracy, Posey jest w pracy… i na tym kończy się moja długa lista
znajomych.

Nothing more Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz