Rozdział 11

1K 109 22
                                    

Pierwszy mecz Quidditcha w sezonie odbył się między Gryfonami a Krukonami. Gryffindor wygrał mecz przewagą stu punktów, na co Chris nie zareagował entuzjastycznie. Miał wrażenie, że bez Alex na ataku jego Ślizgońska drużyna straciła na wartości.

Któregoś deszczowego wtorku Alex spławiła swoich przyjaciół po lekcji transmutacji i dosyć niepewnym krokiem podeszła do profesorki, która obrzuciła ją chłodnym spojrzeniem znad swoich wąskich okularów.

- Coś się stało Alex?

- Ja mam pewne pytanie. Nie mogłam znaleźć odpowiedzi na nie w bibliotece, więc zwracam się do pani. Mam nadzieję, że mi pani pomoże.

- Słucham.

Profesor McGonagall odłożyła pióro i skupiła całą swoją uwagę na Alex.

- Czy jest ktoś w Hogwarcie, kto zna go lepiej niż wszyscy inni? Ktoś, kto mógłby mi powiedzieć o nim więcej niż to, co wszyscy wiedzą? – zapytała. McGonagall spojrzała na nią zdziwiona.

- Myślę Black, że powinnaś się zwrócić do swojego ojca w tej sprawie. Nikt inny niż on i jego przyjaciele nie odkryli lepiej murów tej szkoły.

Alex pokiwała przecząco głową.

- Nie, oni nie wiedzą – odparła przekonana.

- To może powinnaś się wybrać do profesora Dumbledore'a? - powiedziała. – Czego ty tak właściwie szukasz, Black?

- Jakie jest hasło do gabinetu? – zapytała.

- Smok ziejący ogniem.

- Dobrze, dziękuję pani bardzo.

- Nie wiem, co kombinujesz Black, ale bądź ostrożna! - zawołała jeszcze profesor McGonagall, zanim Alex opuściła klasę. Uśmiechnęła się krótko do nauczycielki, a potem pobiegła przed siebie do dwóch gargulców strzegących przejścia do gabinetu dyrektora. Podała hasło, wspięła się po schodach i zapukała w drzwi.

- Proszę!

- Dzień dobry – przywitała się, wchodząc do okrągłego pomieszczenia. Na ścianach wisiały portrety dyrektorów, na regałach stały tysiące grubych książek, których zapach roznosił się po gabinecie. Za biurkiem, na którym stały srebrne instrumenty, siedział Albus Dumbledore. Feniks Faweks siedział na swojej oręży lekko znudzony.

- Dzień dobry Alex. Co cię sprowadza w moje skromne progi?

- Mam pytanie – powiedziała, siadając na krzesełko, które wskazał dyrektor. – Jest ono dosyć dziwne, ale chyba tylko pan może mi pomóc.

- Ciekaw jestem. Jak mogę ci pomóc?

Kątem oka Alex zauważyła, że dyrektorzy z portretów przysłuchują się tej rozmowie.

- Czy zna pan może kogoś, kto mógłby mi powiedzieć o Hogwarcie więcej niż wiedzą wszyscy inni? – powtórzyła pytanie, które chwilę temu zadała profesor McGonagall. Dumbledore spojrzał na nią zdziwiony znad swoich okularów połówek.

- No Alex, rzeczywiście dziwne pytanie, ale myślę, że mogę ci pomóc. Ja i poprzedni dyrektorzy. – Tu ręką pokazał na portrety. – Co konkretnego chcesz wiedzieć?

- Czy gdzieś w Hogwarcie jest ukryta jakaś komnata miłości albo coś w tym stylu?

Fineas Black prychnął tak głośno, że oboje się na niego spojrzeli, a potem spojrzenia Alex i Dumbledore'a się skrzyżował. Dyrektor zacmokał.

- Hogwart skrywa wiele tajemnic i legend i rzeczywiście istnieje jedna, która mówi, że gdzieś w tych murach ukryta jest komnata słowików. Podobno Rovena Ravenclaw zbudowała tę komnatę dla swojej córki Heleny. Była ona wyjątkowej urody, a jej śpiew przypominał śpiew słowików. Gdy nieszczęśliwie zakochana dziewczyna musiała opuścić Hogwart, by uciec przed przeciwną związkowi matką, razem z ukochanym rzuciła czar na to miejsce. Odtąd komnata łączy kochanków, pomaga im odnaleźć i wyznać swoją miłość, załagodzić kłótnie. Czasem słychać w niej cichy ptasi śpiew. Ale to tylko legenda droga Alex. Nikt nigdy nie odnalazł tej komnaty, tak jak nikt nigdy nie odnalazł Komnaty Tajemnic.

Better LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz