Rozdział 20

974 99 12
                                    

- Prawdziwym panem Czarnej Różdżki stał się Draco Malfoy.

Twarz Voldemorta wykrzywił grymas przerażenia, ale trwało to krótko, natychmiast się opanował.

- Cóż za różnica? - zapytał cicho. - Nawet gdybyś miał rację, Potter, między nami niczego to nie zmienia. Nie masz już swojej różdżki z piórem feniksa, teraz wszystko zależy tylko od tego, który z nas zręczniej posługuje się magią... a kiedy cię zabiję, pójdę po Dracona Malfoya i...

- Za późno – przerwał mu Harry. – Utraciłeś swoją szansę. Byłem szybszy. Pokonałem Dracona parę tygodni temu. Zabrałem mu różdżkę. - Harry szarpnął lekko głogową różdżką, czując, że wszyscy utkwili w niej wzrok. - No więc pojąłeś już, jak się to wszystko skończyło? – szepnął. – Czy różdżka, którą masz w ręku, wie, że jej ostatni pan został rozbrojony? Bo jeśli wie... To ja jestem prawowitym panem Czarnej Różdżki.

Zaczarowane sklepienie nad ich głowami rozjarzyło się czerwonozłotą poświatą, gdy nad parapetem najbliższego okna pojawiła się krawędź oślepiającej tarczy słońca. Blask padł jednocześnie na ich twarze, tak że twarz Voldemorta nagle zapłonęła czerwienią. Harry usłyszał jego piskliwy krzyk nieomal w tej samej chwili, gdy sam krzyknął, celując w niego różdżką Dracona.

- Avada Kedavra!

- Expelliarmus!

Huknęło jak z armaty, a w martwym środku kręgu, po którym krążyli, wybuchły złote płomienie, znacząc miejsce zderzenia się obu zaklęć. Harry zobaczył, że zielony promień zderzył się z jego własnym, a Czarna Różdżka wyleciała w powietrze, teraz rzeczywiście czarna na tle rozjarzonej blaskiem wschodu słońca zaczarowanej kopuły, wirując w locie jak głowa Nagini, by pod samą kopułą zatrzymać się na moment i opaść ku swojemu panu, którego nie zabiła, a który wreszcie w pełni ją posiadł. A Harry, z nieomylnym instynktem szukającego, chwycił ją wolną ręką w tej samej chwili, gdy Voldemort runął do tyłu z rozkrzyżowanymi ramionami, a jego wąskie źrenice podbiegły do górnej krawędzi szkarłatnych oczu. Tom Riddle padł na posadzkę z pustymi rękami, jego ciało skurczyło się i zwiotczało, z podobnej do głowy węża twarzy znikł wszelki wyraz, zagościła w niej pustka. Voldemort był martwy, zabiło go jego własne odbite zaklęcie, a Harry stał z dwoma różdżkami w dłoniach, patrząc na skorupę swojego śmiertelnego wroga.

Wszystko zawirowało i sceneria zmieniła się nagle.

- To coś, co było ukryte w zniczu - zaczął - wypadło mi z rąk w Zakazanym Lesie. Nie wiem dokładnie gdzie, ale nie zamierzam tego szukać. Mam słuszność?

- Mój kochany chłopcze - rzekł Dumbledore, a mieszkańcy innych portretów unieśli brwi lub zmarszczyli czoła. - To mądra i odważna decyzja, ale mogłem się tego po tobie spodziewać. Czy ktoś wie, gdzie to upadło?

- Nie, nikt - odpowiedział Harry, a Dumbledore pokiwał z zadowoleniem głową. - Chcę jednak zatrzymać dar Ignotusa.

Dumbledore uśmiechnął się.

- Ależ oczywiście, Harry, należy do ciebie! Zatrzymaj ją, a kiedy nadejdzie czas, przekaż dalej!

- No i jest jeszcze to.

Uniósł w górę Czarną Różdżkę, a Ron i Hermiona spojrzeli na nią ze czcią, czego Harry, pomimo stanu skrajnego wyczerpania i oszołomienia, w jakim się znajdował, wolałby nie dostrzec. - Nie chcę jej - powiedział Harry.

- Co?! - odezwał się głośno Ron. - Odbiło ci?

- Wiem, że ma potężną moc - odrzekł cicho Harry - ale wolę swoją. Więc...

Better LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz