Will
Plan Zacka polegał na zabiciu karzełka po czym ubrać jego ubrania i udawać, że ja to karzełek. Zwykle nie zgodziłbym się na zabicie człowieka, ale po tym co zrobił mojemu synowi przystałem na to bez wachania. Najpierw prędko opatrzyliśmy Zacka.
Po chwili czekanie usłyszeliśmy kroki. Szybko chwyciliśmy po sztylecie i lekko związaliśmy siebie nawzajem. Oczywiście byliśmy w pełni wolni ponieważ sznury tylko narzuciliśmy ma ręce i nogi. Sztylet trzymaliśmy za plecami w dłoniach.
Po chwili karzełek wszedł do chatki niczego się nie spodziewając.
-No! Pragnienie zażegnane, więc wracamy do przedstawienia.-maluch zatarł ręce.
-Już żałuję, że kupiliśmy bilety na to przedstawienie.-powiedziałem z miną niewiniątka.
-Ty bezczelny! Zaczynasz jak ten smarkacz pyskować?!-wrzasnął karzełek po czym powoli podszedł do mnie.
-Mam nadzieję, że umyłeś zęby.-odparłem z bardziej niewinną minką niż przedtem.
Usłyszałem chichot. Zacka wyraźnie rozbawiła moja riposta.
Karzełek pochylił się nademną po czym powiedział.
-Coś mi tu śmierdzi...-rzekł.
-To pewnie ty.-odparłem beznamiętnym tonem.
-Jak śmie...-nie zdążył bo szybkim, a wręcz błyskawicznym ruchem podciąłem mu gardło. Karzełek padł na ziemię.
Zack podszedł do niego i przyłożył mu sztylet do gardła.
-Co robisz?-spytałem zdziwiony jego zachowaniem.
-Niespodziankę dla strażników.-powiedział po czym powoli zaczął kroić szyje karła.
Po kilku minutach głowa całej bandy została...no...ekhem...bez głowy.
-Urocze!-powiedziałem.
-Wiem.-odrzekł Zack podziwiając swoje dzieło.
Podszedł do drzwi obok, których stał wieszak na płaszcze. Zack nabił na niego głowę karła i postawił go przed drzwiami.
-Gotowe.-oznajmił Zack.Szybko nałożyłem ubrania karła i lekko skrępowałem Zacka.
-To do roboty!-pomyślałem i zgarbiłem się po czym otworzyłem drzwi.
Wyszedłem przez drewniane drzwi i skierowałem się przez las do groty, w której więziono resztę naszej drużyny. Po drodze spotkaliśmy kilku strażników, ale ci nie rozpoznali mnie.
Gdy miałem wejść do groty usłyszeliśmy krzyk jednego z strażników.
-Atakują! ATAKUJĄ BAZĘ! Alarm!-wrzeszczał.
-Co? Ktoś atakuje?-spytałem zdumiony.
----------------------
Kilka minut temu...Halt Emma i "wojownicy" weszli do lasu. Według wskazówek otrzymanych od wioskowego geologa dowiedzieli się, że trzy kilometry na zachód lasu leży wielka jaskinia. To jest wejście do bazy.
-To tu.-szepnęła podekscytowana Emma.
-Dobra, wiecie co macie robić do dzieła!-szepnął Halt, po czym ruszył do przodu, a Emma i 20 wojowników. No raczej wieśniaków, ale 'wojownicy' brzmi bardziej profesjonalnie, ruszyła za nim.Jaskinia wyglądała niesamowicie. W wnętrzu widać było jasny blask pochodni. Halt dojrzał pierwszego strażnika. Strażnik też ich zobaczył, znaczy zobaczył Emmę i 20 mężczyzn, ponieważ niski zwiadowca był niezauważalny. Reakcja ciemnobrodego wielbiciela kawy była natychmiastowa. Błyskawicznie sięgnął po łuk, a po sekundzie w pierś nieszczęsnego strażnika wbiła się strzała z typowym dla Halta czarnym drzewcem.-Szybko.-rzucił Halt niespokojnym głosem. Po czym po namyśle dodał-Zostańcie tu, ja pójdę zobaczyć ilu strażników jest na wartach. No i może urządzę sobie trening łuczniczy.-powiedział to tak niewinny tonem, że aż Emma cicho zachichotała, lecz szybko stłumiła śmiech. Wiedziała, że to nie jest właściwy moment na śmiech.
-Do zobaczenia.-powiedziała dziewczyna, a później kazała "wojownikom" ukryć się w krzakach.
-Pamiętaj, że jak dam znak to wchodzicie.-odparł Halt bez uczuć. Jednak dziewczyna wiedziała, że w środku stary zwiadowca aż kipi.
-Jasne, pamiętam.-Emma pomachała mu na pożegnanie i wraz z "wojownikami" w krzakach.
Halt okrył się dokładniej płaszczem. Po kilku minutach natrafił na pierwszą przeszkodę. Na kamiennym balkonie stał strażnik z włócznią i łukiem. Zwiadowca natychmiast zastrzelił zaskoczonego strażnika. Taka sytuacja powtórzyła się z pięć razy. Wreszcie Halt, pewien, że na wartach nie ma już ani jednego strażnik.
-Już!- wrzasnął zwiadowca po czym dołączył do Emmy i "wojowników".
Wbili do jaskini tak gwałtownie, że jeden z strażników zawołał.
-Mamusiu!!Pomocy!- i zemdlał.
Halt szybko pozbył się kilku strażników swoimi czarnymi strzałami. Emma przystanęła u wejścia. Zebrała w sobie energię i wyrzuciła z siebie potężny podmuch wiatru. Wiatr powalił do nieprzytomności resztę strażników. "Wojownicy" patrzyli na kilkusekundową akcję z otworzonymi ustami. Emma jęknęła i opadła na kolana. Halt szybko do niej podbiegł.
-Wszystko w porządku?
-T-tak...-odprała Emma. Ten wysiłek kosztował ją dużo energii. Powoli wstała podpierając się na Halcie.
Nic nie mówiąc ruszyła do przodu.
Wyszli na duży plac otoczony wysokim, zniekształconym murem, który z zewnątrz wyglądał jak zwykła ogoromna jaskinia.
Halt strzelał, "wojownicy" walczyli, znaczy próbowali walczyć, ponieważ jedyne doświadczenie bitewne obecnych tu wieśniaków to odganianie widłami wilków próbujących podwędzić ziemniaki z pola.
A Emma...szła. Nie miała siły ani walczyć, ani władać wiatrem.
Wszyscy byli spięci i oczekiwali na starcie z głównymi siłami wroga. Przecież dla Aralda zostało jedynie kilkanaście godzin życia.
Na placu powoli formowały się siły wroga.
Ostateczna bitwa miała się zacząć już za chwilę...
CZYTASZ
,,Zwiadowcy"- Nowy początek
FanfictionBaron Arald został poważnie ranny. Nawet sam Malcolm nie jest wstanie go uleczyć bez tajemniczego zioła. Lady Sandra jest załamana. Tylko miłość potomków bohaterów Auralenu może uratować Aralda. Jak się to skończy? Czy Arald wyzdrowieje? Jeśli chce...