1

412 44 16
                                    

-Szybciej, przyjacielu!- Will poklepał Wyrwija po łbie.
Spokojnie, zdążymy!
-Ha,ha!Wiem, że zdążymy, ale Arald prosił, żebyśmy pomogli mu ze zbroją. Wiesz, jak ten turniej jest ważny dla Aralda!-Will wytłumaczył wszystko Wyrwijowi.
No dobra, pobiegnę szybciej.
-Kochany z ciebie konik, Wyrwij.
Wszyscy mi to mówiął!
-Jasne! A teraz galop!- krzyknął rozbawiony Will.
----------------- Arald---------------------------
-Gdzie jest ten chłopak?!-Arald był na skraju załamania nerwowego.
Nagle baron Redmontu usłyszał ciche, ledwo dosłyszalne uderzania kopyt o suchą ziemię.
Zza wzgórza wyłonił się mały konik, którego dosiadał równie drobny jeździec.
-No nareszcie! Gdzie byłeś?- spytał zniecierpliwiony baron.
-Miałem zadanie od króla w zachodniej części królestwa.- Zwiadowca zszedł z konika, który zaczął spożywać suchą trawę.
-Szybciej, Willu!Po następnej walce, ja walcze o puchar lenna Carway!-Arald wszedł do obozu dla uczestników. Przez chwilę przepychali się przez tłum sprzedawców, zbrojmistrzów i uczestników.
Wreszcie doszli do namiotu Aralda. Weszli do sierodka i zaczęli wybierać zbroję.
-Hmmmm... Lżejsza, szybsza i słabsza czy ciężka powolna i mocna?-spytał baron.
-Ja bym wziął tą lekką.-powiedział Will.
- Bedę w niej szybszy i więcej uników uda mi się zrobić.-Arald głowił się którą wybrać.
-Fiuuuuuuuu!-Will gwizdną donośnie, a baron podskoczył.
-Co ty do diaska robisz?!-mężczyzna pocierał rękoma ogłuszone uszy.
-Zobaczysz.-powiedział tajemniczo Will.
------------------WYRWIJ----------------------
Will z Araldem odeszli,a ja zacząłem skubać trawkę. -Mmmmm... Ale chrupiąca!-pomyślałem.
Potem podszedłem pod jabłoń, uderzyłem łebkiem i natychmiast w moją końską głowę uderzyły trzy pyszne jabłuszka. Zajadałem błogo, a potem się zdrzemnąłem.
-Fiuuuuuuu...!-głośny gwizd obudził mnie donośnie.
To Will go wzywał, wstał i pobiegł do pana.
Wszedłem w tłum ludzi.
Szedłem za głosem pana.Wszycy patrzyli na mnie jakbym był duchem. W sumie rzadko widzi się konia, który spokojnie idzie przez tłum. Doszedłem do namiotu, w którym wyczułem Willa.
Gdy wszedłem do namiotu Will uśmiechnął się, a baron patrzył na mnie rozbawiony.
-Wyrwij, którą zbroję powinien wziąć Arald?-spytał pan, a ja podszedłem do dwóch zbroi.
Powąchałem ciężką.
Fu!
Śmierdziała gnojem!
Podszedłem do lekkiej i znów powąchałem.
Mmm...
Ta pachniała jabkami.
Szturchnąłem lekką i podszedłem do Willa, który podał mi jabko. Z chęcią je schrupałem.
--------------------WILL-------------------------
-Dobry konik!-podałem mu jabko.
-No to bierzesz tą lekką.-zwróciłem się do barona, który tarzał się ze śmiechu.
Kilku przechodni zajrzało do środka, a zobaczywszy Zwiadowce, jego konia z jabkiem w gębie i najsławniejszego Barona Sir Aralda tarzającego się ze śmiechu natychmiast wycofywali się z pomieszczenia.

Will uśmiechnął się do Aralda.
-Jeszcze tylko miecz, rękawice, buty, ochronę nóg, chełm, nakolanniki i nałokietniki.-powiedział złośliwie Will.
-------------------ARALD-----------------------
Godzinę później...
Wyszliśmy z namiotu i udaliśmy się na arenę. Byłem już przygotowany na walkę finałową. Miałem na sobie pełną zbroje, dobraną przez Wirwija, który teraz szedł dumnie na czele trzyosobowej(a raczej dwuosobowej z jednym koniem) grupy.
Doszliśmy na arenę i udaliśmy się do ,,szatni" dla uczestników.
Wyrwij dostał rozkaz ,,zostań"więc posłusznie przystanął, a Will życzył mi powodzenia.
Niepewnie wszedłem do szatni.
-------------------WILL--------------------------
-Oby mu się udało!- pomyślałem.
Poprowadziłem Wyrwija na trybuny. Gdy konik zajął pięć miejsc, a jedno obok niego zaczeliśmy oglądać końcówkę walki o 2 miejsce. Po chwili jakiś tam Sir Michael powalił na ziemię Sir Jacka.
Zabrzmiały trąby.
Baron lenna Craway zaczął mówić:
-Ogłaszam, że walka finałowa o puchar lenna Craway miedzy Baronem lenna Redmont Araldem, a Sir Patrickiem z lenna Norgathe zostaje rozpoczęta!-baron Craway'u machnął żółtą flagą.
-Start!-wrzasnął.
Na salę wbiegli zawodnicy i natychmiast naparli na siebie.
Sir Patrick miał na sobie ciężką zbroje rycerza i dwa sztylety u pasa.
Arald zamachnął się i uderzył Sir Patricka. Ten jednak zablokował uderzenie i podciął nogi dla barona Redmontu.
Arald upadł na ziemię i zmylił przeciwnika udają uderzanie.
Zdezorientowany przeciwnik nie wiedział przez chwilę co się stało. Arald wykorzystał moment i rzucił w przeciwnika sztyletem.
Sztulet wbił się w ręke osłabiając ataki Patricka. Nagle Wyrwij zarżał ostrzegawczo. Spojrzałem na niego, a walka trwała w najlepsze.
Wyrwij znów zarżał.
Zbliżało się niebezpieczeństwo.
Wyrwij machnął głową w stronę małego mężczyzny w fiolerowym płaszczu, który celował w Aralda z kuszy.
Genoweńczyk!
Strzała opuściła kuszę i wbiła się w rękę barona.
-Nieeeee!-wrzasnąłem.
------------------------------------------------------
Cześć! Mam nadzieje, że nie zanudzam w pierwszym rozdziale. Proszę pisać opinie w komentarzach! Mam nadzieje, że będzie dużo gwiazdek i komentarzy.
Dzięki!
Bajooooo!
P.S. Informacje w tej książce mogą być wymyślone lub prawdziwe!

,,Zwiadowcy"- Nowy początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz