-Szybciej, przyjacielu!- Will poklepał Wyrwija po łbie.
Spokojnie, zdążymy!
-Ha,ha!Wiem, że zdążymy, ale Arald prosił, żebyśmy pomogli mu ze zbroją. Wiesz, jak ten turniej jest ważny dla Aralda!-Will wytłumaczył wszystko Wyrwijowi.
No dobra, pobiegnę szybciej.
-Kochany z ciebie konik, Wyrwij.
Wszyscy mi to mówiął!
-Jasne! A teraz galop!- krzyknął rozbawiony Will.
----------------- Arald---------------------------
-Gdzie jest ten chłopak?!-Arald był na skraju załamania nerwowego.
Nagle baron Redmontu usłyszał ciche, ledwo dosłyszalne uderzania kopyt o suchą ziemię.
Zza wzgórza wyłonił się mały konik, którego dosiadał równie drobny jeździec.
-No nareszcie! Gdzie byłeś?- spytał zniecierpliwiony baron.
-Miałem zadanie od króla w zachodniej części królestwa.- Zwiadowca zszedł z konika, który zaczął spożywać suchą trawę.
-Szybciej, Willu!Po następnej walce, ja walcze o puchar lenna Carway!-Arald wszedł do obozu dla uczestników. Przez chwilę przepychali się przez tłum sprzedawców, zbrojmistrzów i uczestników.
Wreszcie doszli do namiotu Aralda. Weszli do sierodka i zaczęli wybierać zbroję.
-Hmmmm... Lżejsza, szybsza i słabsza czy ciężka powolna i mocna?-spytał baron.
-Ja bym wziął tą lekką.-powiedział Will.
- Bedę w niej szybszy i więcej uników uda mi się zrobić.-Arald głowił się którą wybrać.
-Fiuuuuuuuu!-Will gwizdną donośnie, a baron podskoczył.
-Co ty do diaska robisz?!-mężczyzna pocierał rękoma ogłuszone uszy.
-Zobaczysz.-powiedział tajemniczo Will.
------------------WYRWIJ----------------------
Will z Araldem odeszli,a ja zacząłem skubać trawkę. -Mmmmm... Ale chrupiąca!-pomyślałem.
Potem podszedłem pod jabłoń, uderzyłem łebkiem i natychmiast w moją końską głowę uderzyły trzy pyszne jabłuszka. Zajadałem błogo, a potem się zdrzemnąłem.
-Fiuuuuuuu...!-głośny gwizd obudził mnie donośnie.
To Will go wzywał, wstał i pobiegł do pana.
Wszedłem w tłum ludzi.
Szedłem za głosem pana.Wszycy patrzyli na mnie jakbym był duchem. W sumie rzadko widzi się konia, który spokojnie idzie przez tłum. Doszedłem do namiotu, w którym wyczułem Willa.
Gdy wszedłem do namiotu Will uśmiechnął się, a baron patrzył na mnie rozbawiony.
-Wyrwij, którą zbroję powinien wziąć Arald?-spytał pan, a ja podszedłem do dwóch zbroi.
Powąchałem ciężką.
Fu!
Śmierdziała gnojem!
Podszedłem do lekkiej i znów powąchałem.
Mmm...
Ta pachniała jabkami.
Szturchnąłem lekką i podszedłem do Willa, który podał mi jabko. Z chęcią je schrupałem.
--------------------WILL-------------------------
-Dobry konik!-podałem mu jabko.
-No to bierzesz tą lekką.-zwróciłem się do barona, który tarzał się ze śmiechu.
Kilku przechodni zajrzało do środka, a zobaczywszy Zwiadowce, jego konia z jabkiem w gębie i najsławniejszego Barona Sir Aralda tarzającego się ze śmiechu natychmiast wycofywali się z pomieszczenia.Will uśmiechnął się do Aralda.
-Jeszcze tylko miecz, rękawice, buty, ochronę nóg, chełm, nakolanniki i nałokietniki.-powiedział złośliwie Will.
-------------------ARALD-----------------------
Godzinę później...
Wyszliśmy z namiotu i udaliśmy się na arenę. Byłem już przygotowany na walkę finałową. Miałem na sobie pełną zbroje, dobraną przez Wirwija, który teraz szedł dumnie na czele trzyosobowej(a raczej dwuosobowej z jednym koniem) grupy.
Doszliśmy na arenę i udaliśmy się do ,,szatni" dla uczestników.
Wyrwij dostał rozkaz ,,zostań"więc posłusznie przystanął, a Will życzył mi powodzenia.
Niepewnie wszedłem do szatni.
-------------------WILL--------------------------
-Oby mu się udało!- pomyślałem.
Poprowadziłem Wyrwija na trybuny. Gdy konik zajął pięć miejsc, a jedno obok niego zaczeliśmy oglądać końcówkę walki o 2 miejsce. Po chwili jakiś tam Sir Michael powalił na ziemię Sir Jacka.
Zabrzmiały trąby.
Baron lenna Craway zaczął mówić:
-Ogłaszam, że walka finałowa o puchar lenna Craway miedzy Baronem lenna Redmont Araldem, a Sir Patrickiem z lenna Norgathe zostaje rozpoczęta!-baron Craway'u machnął żółtą flagą.
-Start!-wrzasnął.
Na salę wbiegli zawodnicy i natychmiast naparli na siebie.
Sir Patrick miał na sobie ciężką zbroje rycerza i dwa sztylety u pasa.
Arald zamachnął się i uderzył Sir Patricka. Ten jednak zablokował uderzenie i podciął nogi dla barona Redmontu.
Arald upadł na ziemię i zmylił przeciwnika udają uderzanie.
Zdezorientowany przeciwnik nie wiedział przez chwilę co się stało. Arald wykorzystał moment i rzucił w przeciwnika sztyletem.
Sztulet wbił się w ręke osłabiając ataki Patricka. Nagle Wyrwij zarżał ostrzegawczo. Spojrzałem na niego, a walka trwała w najlepsze.
Wyrwij znów zarżał.
Zbliżało się niebezpieczeństwo.
Wyrwij machnął głową w stronę małego mężczyzny w fiolerowym płaszczu, który celował w Aralda z kuszy.
Genoweńczyk!
Strzała opuściła kuszę i wbiła się w rękę barona.
-Nieeeee!-wrzasnąłem.
------------------------------------------------------
Cześć! Mam nadzieje, że nie zanudzam w pierwszym rozdziale. Proszę pisać opinie w komentarzach! Mam nadzieje, że będzie dużo gwiazdek i komentarzy.
Dzięki!
Bajooooo!
P.S. Informacje w tej książce mogą być wymyślone lub prawdziwe!
![](https://img.wattpad.com/cover/105371647-288-k990676.jpg)
CZYTASZ
,,Zwiadowcy"- Nowy początek
FanfictionBaron Arald został poważnie ranny. Nawet sam Malcolm nie jest wstanie go uleczyć bez tajemniczego zioła. Lady Sandra jest załamana. Tylko miłość potomków bohaterów Auralenu może uratować Aralda. Jak się to skończy? Czy Arald wyzdrowieje? Jeśli chce...