Ciemne chmury pokrywały tego dnia niebo nad zamkiem Redmont. W ostatnich promieniach słońca góra zabłysła czerwonym światłem. Z powodu ciszy, która otaczała zamek już z daleka można było usłyszeć tupot kopyt. Zaspani strażnicy przetarli powieki. Zza widnokręgu zaczął wyłaniać się jakiś kształt. Coraz szybciej zbliżał się do murów zamkowych nabierając coraz wyraźniejszych kształtów. Strażnik, tak jak pozostali jego koledzy za późno zorientowali się co się dzieje. Nim któryś z nich zdążył ostrzec pozostałych już leżał na kamiennym podłoży z strzałą w lewej piersi. Podobny los cichej śmierci spotkał pozostałych wartowników. Gdy "kształt" stanął u stóp zamkowych murów można było stwierdzić, że bitwa o barona własnie się zaczęła.
Will
Według planu Halta najpierw ja i on zabijamy strażników w północnych murach strzałem w serce.
Odchaczone.
Teraz kolej na Emmę. Ta miała zająć się strażnikami z murów południowych.
Emma
Patrząc na wschodzące słońce, które po chwili znikło za chmurami przywołałam wiatr. Coraz większe skupienie pozwalało mi na wzywanie potężniejszch prądów powietrznych. Skupiłam się jeszcze bardziej i powoli wiatr zaczął unosić mnie ku górze. Niczym duch przeleciałam nad całym zamkiem. Zatrzymałam się nad murami południowymi. Sięgnęłam ręką do skórzanej torby przewieszonej przez ramię. Powoli wyciągnęłam trzy tuziny sztyketów pojedynczo wyrzucając je w górę. Jednak te zamiast spadać poddały się potędze wiatru i zawisły koło mnie w powietrzu. Teraz, z połączoną mocą grawitacji i wiatru sztylety zaczęły z pełną prędkością spadać na wartowników wroga.
Patrząca na to z góry Emma uśmiechnęła się. Mało kto wiedział, że jest sadystką. Cicho krzycząc jeden za drugim strażnicy padali nieżywi w kałuży krwi.
Will
Emma zapewne wykonała swoje zadanie.
Odchaczone.
Teraz rozpoczęła się trzecia faza jakże wybitnego planu Halta. Ja i Halt rozdzielamy się, ja jadę w stronę murów zachodnich, a Halt jedzie do ukrytej w krzakach Veroniki do murów wschodnich.
Popędziłen Wyrwija."Może san byś sobie pobiegał? Niby taki "wojownik" a biegać to już nie chce"
Wyrwij prychnął, a ja tylko zachichotałem. Dojeżdżałem do ukrytych za małym rowem dwudziestu wojowników. Wyrwija zostawiłem w cieniu pobliskiego drzewa i rzuciłem mu jabko na pożegnanie.
"Umrzyj wreszcie"
-Ja ciebie też!-odpowiedziałem i podczołgałem się do wojowników.-Gotowi?-spytałem.
-Jasne!-odpowiedzieli razem szeptem.
Pięciu wojowników wstało i zaczęło biec hałasując jak najgłośniej. Oczywiście nasi (nie)zaspani strażnicy "bardzo" szybko zareagowali. Już po pięciu minutach w stronę biegnących poleciały pierwsze strzały. Jednak zmęczone ręce wartowników nie radziły sobie z cięciwą. Strzały ledwie przelatywały dziesięć metrów. W tym czasie stanąłem sobie wygodnie i niezauważony przez "zajętych" strażników wypuściłem piętnaście strzał w ciągu siedmiu sekund. Nim zdołałem opuścić łuk zz oddali rozległy się ciche krzyki także zaspanych strażników.
Halt
Plan załatwienia wschodnich murów był taki sam jak Willa. Auraleńscy żołnierze odwracają uwagę strażników, a ja bez żadnych problemów eliminuję potężnych przeciwników jakimi są upici i zaspani wartownicy.
Will
Teraz, po załatwieniu straży wszyscy mieliśmy spotkać się przed główną bramą.
Odchaczone.
Czas na punkt czwarty.
Emma wlatuje nad dziedziniec, a my szturmujemy.
Szybko wyważyliśmy ogromną bramę, dzięki dwóm pniom specjalnie przywiezionych na tą okazję przez żołnierzy. Oczywiście zewsząd zbiegli się przeciwnicy. Ja i Halt trzymając się z tyły strzelaliśmy w wrogów, którzy dzięki wietrze Emmy mieli utrudnione poruszanie się.
Żołnierze zabijali wszystkich wrogów kierując się w stronę jednej z niższych wieży, w której według królewskiego szpiega jest przetrzymywany Arald.
Nagle wyczułem czyjąś obecność za sobą. Szybko odłożyłem łuk i wyjąłem sztylety w ostatniej chwili parując cios zadany dwoma mieczami. Spojrzałem na atakującego. Jego łysą głowę przecinała ogromna blizna. Ogromny mężczyzna chodził w krótkich szortach całkowicie odsłaniając umięśniony, potężny sześciopak. Znów zaatakował. Zdziwiony uniknąłem pełnego gracji i szybkości cięcia.
Jego postura nie ukazywała jego zwinności i sprawności, która była - na nieszczęście Willa, bardzo duża. Jednak Willa jeszcze większa. Jego przeciwnik przewyższał go siłą, ale nie sprytem i zwinnością. Will z łatwością uniknął następnych ciosów po czym sam zadał szybkie i zdecydowane ciosy sztyletami. Poraniony przeciwnik wrzasnął doniośle z bólu i zaatakował. Zaskoczony potęgą tego ataku Will nie zdołał uniknąć tego ciosu. Wielkie miecze przeciwnika niemal odcięły drobną rękę Willa. Przed oczami Willa pojawiły się czarne plamki. Jednak zaczął szybko myśleć. Nie może tu zginąć. Muszę uratować Aralda!
Wróg zamachnął się. Nagle, tuż przy mojej twarzy ostrze zatrzymało się. Wykorzystałem sytuację i uciekłem na bezpieczną odległość trzech metrów. Patrząc na to, co się działo oczy wyskoczyły mi z orbit. Ręce przeciwnika zamieniły się w kamień! Magiczne zjawisko rozprzestrzeniało się po całym ciele. Po chwili z wroga został tylko kamienny posąg.
-Widocznie zdążyłem na czas.- odwróciłem się do Zacka. Ten trzymał ten sam, czerwony kamień, który jaśniał teraz czerwonym światłem, które po chwili zblakło i znikło. Zanim zdążyłem powiedzieć cokolwiek upadłem z pluskiem na kałuże mojej własnej krwi. Ręka bolała i piekła niczym najgorszy stan piekielny. Ledwo wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Jak przez mgłe zobaczyłem czerwone światło i Zacka, który powiedział cicho jedno, niezrozumiałe słowa.
-Medicium.
Nagle ręka przestała mnie boleć. Ból i pieczenie zupełnie znikło. Co się stało?!
Jednak to nie czas na pytania. Właśnie w tej chwili wojownicy utorowali drogę do wieży. Rzuciłem podziękowania Zackowi i pobiegłem w stronę wieży.
-Teraz będzie tylko trudniej.-pomyślałem.
-----------------------------
Hej! Krótko. Albowiem jetem leniwy i mam brak weny na pisanie rozdziału zebrałem się dopiero dziś, bo mam super humor. Przecież koniec roku. Ta książka niedługo się kończy no więc. Pa. Do później...😂😂😂

CZYTASZ
,,Zwiadowcy"- Nowy początek
FanfictionBaron Arald został poważnie ranny. Nawet sam Malcolm nie jest wstanie go uleczyć bez tajemniczego zioła. Lady Sandra jest załamana. Tylko miłość potomków bohaterów Auralenu może uratować Aralda. Jak się to skończy? Czy Arald wyzdrowieje? Jeśli chce...