12

125 19 9
                                        

-Nie, kurna Wyrwij.-zażartowała Maddie.
-Aleee... Co ty tu robisz?
-Nie wiesz?-spojrzała na mnie pytająco.
-No nieeeeeee...-dalej byłem zszokowany.
-Też będe zwiadowca, a raczej zwiadowczynią.-uśmiechnęła się. Jej uśmiech był taki piękny.
-Co?! To super!-podeszłem i przytuliłem ją. Jednak przypomniałem sobie, że jest księżniczką.
Oderwałem się od niej.
-Wybacz ja...-nie skończyłem.
-Tak, tak rozumiem.-powiedziała wyraźnie zawiedziona.
-------------------MADDIE---------------------
Zaskoczył mnie tym przytuleniem. Nie odepchnęłam go. Po chwili gwałtownie oddalił się odemnie. Byłam bradzo zawiedziona. Chciałabym tkwić w jego ramionach na zawsze.
-Wybacz ja...-zaczął.
-Rozumiem.-popatrzyłam na Willa, który z trudem powstrzymywał śmiech.
-Tak, śmiej się śmiej.-rzuciłam zażenowana.
-No dobra.-Will już się opanował.-To rozpakuj się, a potem Zack pokaże ci jak się strzela.
-Ok.
Po chwili stałam na łucznicy razem z Zackiem.
-Patrz, musisz mocno naciągnąć cięciwę i puścić w odpowiednim momencie. O tak.-wziął strzałe i z prędkością światła wystrzelił.
Otworzyłam szeroko oczy.
-Wow. Teraz ja.-wzięłam łuk, nałożyłam strzałę i puściłam strzałę. Cięciwa mocno rozcięła moją dłoń. Krzyknęłam z bólu.
-Spokojnie.-Zack wziął moją dłoń
i rozmasował rane. Zarumieniłam się.
-Może to ci pomoże.-nałożył mi na dłoń skórzaną rękawiczkę.
-Spróbuj teraz.-posłał mi promienny uśmiech.
Powtórzyłam strzał. Cięciwy nawet nie poczułam. Ale strzała wbiła się 3 metry przedemną.
-Spokojnie.-powiedział znów Zack.-Poćwiczysz i będzie dobrze.
Przez następne pięć tygodni uczyłam się strzelać, walczyć sztyletami, skradać się zlewać z otoczeniem, tropienia śladów, odczytywanie godziny ze słońca i księżyca, gotować, sprzątać, a i poznała swojego nowego BFF czyli Zderzaka, który... Zresztą wiecie jak potoczyła się historia z koniem. Dalej mam kilka siniaków.
Pewnej środy, pewnego roku pewnego dnia pewnej godziny Zack zapytał się.
- No bo... Chciałem cię zabrać na spacer...-spóścił nieśmiało wzrok.
Myślałam, że nigdy nie zapyta.
-Jasne! To za godzine!-poszłam się wyszykować.
---------------------ZACK------------------------
Jechałem poszukać fajnego miejsca na spacer. No tak! Już wiem.
Godzinę później czekałem na Maddie przed chatką taty. Po kilku minutach wyszła.
-Cześć!-podszedłem do niej i złapałem ją za ręke. Mnie samego zdziwił ten gest. Ale Maddie nie stawiała oporu. Po półgodzinnym spacerze dotarliśmy nad małe jeziorko w którym się kiedyś kąpałem.
Zaczeliśmy rozmawiać. Wpadłem na pewien pomysł.
Zdjąłem powoli koszulkę i spojrzałem na Maddie.
Ona patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
---------------------MADDIE-------------------
Patrzyłam na jego wyrzeźbiony brzuch.
-Zdejmij pelerynę.-powiedział.
Posłusznie zdjęłam szaro-zielone przykrycie.
Podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce. Oparłam głowę o jego tors. Poczułam wodę i zrozumiałam, że wbiegł ze mną do jeziora.
Zaśmiałam się cicho. Ten to ma pomysły. Pływaliśmy przez ponad godzinę.
-Chyba musimy już iść.-powiedział Zack, a ja wpatrzona w jego kaloryfer nie odpowiedziałam.
-Halo?! Jeśli masz nie masz siły iść to to załatwie. Nienakładając koszulki gwizdnął. Po kilku sekundach z krzaków wyłonił się Gwóźdź. Zack sprytnie skoczył na konia i posadził mnie na swoich kolanach. Zarumieniłam się i oparłam głowe o jego nagi tors. Poczułam jak obejmuje ramionem w pasie. Usnęłam oparta o jego brzuch.
Obudziły mnie krzyki. Otworzyłam oczy i nie mogłam się nadziwić. Zack walczył z pięcioosobową grupą Skottów. Jego nagi brzuch lśnił od potu i... od krwi! Dopiero teraz zauważyłam, że ma ranę na ramieniu i na nodze. Wyglądały bardzo poważnie.
Nagle zrozumiałam co krzyczał.
-Uciekaj Maddie! Uciekaj szybko!-wrzasnął. Największy Skott przygwoździł Zacka do ziemi. Rozciął mu klatke piersiową sztyletem.
Ostatkami sił chłopak szepnął.
-Uciekaj!Proszę!-i stracił przytomność.
Chwyciłam saksę i rzuciłam. Nóż powalił na ziemię dużego Skotta. Zabiłam go. Wyjęłam mniejszy nóż i zabiłam następnego Skotta. Wyjęłam procę i nałożyłam pocisk. Zakręciłam trzy razy i strzeliłam. Pocisk trafił Skotta w głowe zostawiając po sobie spore zagłebienie.
Niestety jeden z trzech powalił mnie na ziemię i wbił miecz w ramie. Wrzasnęłam. Skott dalej ciął mnie sztyletem. Byłam cała w krwi i pocie. Ostatnie co zobaczyłam to bełt strzały wystający z piersi Skotta.
I zemdlałam.
------------------------------------------------------
Cześć!
Przepraszam za dłuuuuuugie niedodawanie rozdziałów. Teraz będą częściej, bo zaczyna się majówka.
Przypominam o konkursie!
Proszę o gwiazdki i komentarze!
Bajoooooo!!!
Nienormalny!

Przypominam o konkursie!Proszę o gwiazdki i komentarze!Bajoooooo!!!Nienormalny!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jesteście wspaniali!

,,Zwiadowcy"- Nowy początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz