ROZDZIAŁ 2: BERŁO I MIECZ

369 10 6
                                    

Nicolette dotarła akurat na sam początek spotkania Zakonu Feniksa. W salonie nigdy nie widziała aż takiego tłumu ludzi, było ich tylu, że większości nawet nie rozpoznała, starając się po cichu zająć wolne miejsce obok Tonks. Od razu zauważyła, że salon został powiększony magicznie, proporcje wnętrza zostały zmodyfikowane na potrzeby posiedzenia, wydłużając komnatę w stronę zachodnią.

– Część z was już wie, po co się zebraliśmy – przemówił Albus Dumbledore, podnosząc się z fotela, przykrytego szydełkowanym pokrowcem. Nie był on szykowny, ale nadawał szczególny charakter wnętrzu, jak gdyby za jego sprawą cały salon ogarniał posmak przytulnego domku. – Doszły mnie informacje jakoby Voldemort stworzył kolejny magiczny przedmiot.

Po komnacie przebiegł szmer, wypełniony cichymi odgłosami niedowierzania od tych z osób, które nie były wcześniej wtajemniczone w tę wiadomość. Dumbledore kiwnął głową i Remus Lupin przejął pałeczkę, także wstając ze swojego miejsca.

– Wraz z Albusem znaleźliśmy wiadomości o klejnotach pożądanych przez Czarnego Pana. Do naszyjnika i sygnetu, o których dowiedzieliśmy się dużo wcześniej, dochodzą dwa kolejne przedmioty – berło i miecz. Na szczęście miecz nie będzie łatwo stworzyć, nawet dla kogoś tak obeznanego w dziedzinie Czarnej Magii jak Voldemort...

– Czyli berło już jest w posiadaniu Sami-Wiecie-Kogo? – wtrącił jakiś starszy jegomość pod ścianą. Nicolette przyjrzała mu się i ze zdziwieniem zauważyła podobieństwo pomiędzy nim a Korneliuszem Knotem, Ministrem Magii. Czyżby to był jego jakiś krewny, bądź nawet brat?

– W rzeczy samej, Sam – wyręczył Lupina nonszalancko Dumbledore, podchodząc odrobinę do Remusa. Oboje wymienili się cicho spostrzeżeniami na temat czegoś, co trzymał w ręku młodszy czarodziej, po czym były nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią wręczył kopię pewnego rysunku co drugiej osobie w salonie.

Nicolette zerknęła wraz z Tonks na ruchomy obraz. Przedstawiał on położoną ukośnie krótką laskę, godło najwyższej władzy znanej ze średniowiecza, zdobionej w całości ze srebra z punktowo umiejscowionymi pozłoceniami. Najdziwniejszym w tym wszystkim był nie sam przedmiot, zachwycający bogactwem i splendorem, ale oprawa z kamieni naturalnych, bo obok poświaty z brylantów znajdowały się w nim rzadko spotykane perły Tahitańskie o barwie "pawiej", z naturalnym pryzmatem oraz zmienną kolorystyką na powierzchni samej perły.

– Piękny – wychrypiała Tonks do Nicolette, sprowadzając ją tym stwierdzeniem na ziemię.

– Taak – przyznała przeciągle, wciąż czujnie badając wzrokiem niesamowite berło.

– Szkoda tylko, że perły przynoszą nieszczęście tym, którzy je kupują – mruknęła Nimfadora z niesmakiem. Widać było, że sama chętnie nie miałaby nic przeciwko perłowej propozycji na swojej szyi.

– Naprawdę? – zapytała Nicolette, z rozkojarzeniem odrywając wzrok od bogato zdobionego przedmiotu.

– Nie słyszałaś o tym przesądzie?

– Nie – przyznała.

– Już w starożytności mawiano o trzech tysiącach nimf morskich – zaczęła wyjaśnienia Tonks, wciąż z ubolewaniem zerkając w kierunku magicznego berła. – Okeonidach, których zastygłe łzy zmieniały się w perły, wylane za przystojnych młodzieńców ginących w morzu. W średniowieczu z kolei ogólnie przyjęte źródła mawiają o łzach niewinnie skrzywdzonych przez los, które zostały skrzętnie zebrane przez anioły, przypieczętowane zaklęciem zamykającym je w muszlach morskich sworzeń.

– Dużo wiesz na ten temat – powiedziała Mercier, przerywając niemal monolog Nimfadorze.

– Lubię legendy – odparła uprzejmie, po chwili dodając tym samym łagodnym tonem. – Poza tym perłom przypisywano moc leczniczą, każdy chciałby poznać przepisy na nieuleczalne klątwy, niestety nie wszyscy zainteresowani umieją się z nimi obchodzić. Z tego co słyszałam sproszkowane perły uleczają rozmaite dolegliwości, od problemów z sercem ludzkim na zaburzeniach psychicznych kończąc – dodała chichocząc pod nosem, na co Mercier uśmiechnęła się gorąco.

COR CORDIUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz