– Nie o to mi chodziło... – zaperzyła się Hermiona, momentalnie blednąc na oczach przyjaciół.
– Jakoś dziwnie to wyraziłaś – odparła jej uszczypliwie rudowłosa, ciskając w stronę przyjaciółki rozżalone spojrzenie.
– Posłuchaj, ja po prostu uważam, że najlepiej będzie jeśli pozwolimy mu przeleżeć, przespać czy co tam on nie robi w tej chwili... Nie powinniśmy mu przeszkadzać, a tym bardziej budzić na siłę – wyjaśniła rzeczowo swoją opinię, ale ku jej niezadowoleniu nikt jej nie poparł. Westchnęła gorzko, ostatnimi siłami próbując przekonać swoich towarzyszy. Zwróciła się w tym celu w stronę transparentnego młodzieńca, uciekając się do jego własnych słów. – Williamie, sam mówiłeś, że Harry jest jakby już martwy, według mnie musi pozostać w takim stanie przez dwanaście godzin, wtedy proces się odwróci – wlepiła błagalne spojrzenie w twarze bliskich jej osób by chociaż rozważyli podobną ewentualność.
– Masz rację – przyznał duch swoim martwym głosem, przez co Ron mimowolnie się wzdrygnął.
– To może się udać... – zapewniła gorąco.
Draco wyłączył się zupełnie z tego, o czym rozprawiali Gryfoni. Wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że stan Harry'ego może się wkrótce ustabilizować, a nawet wrócić do normy, więc dla niego samego ta wiadomość była co najmniej na miarę przebudzenia chłopaka.
Oparł się o metalową poręcz łóżka, a jego myśli same skierowały się do problemu, który towarzyszył mu od czasu śmierci Alexa Dołohowa. Tak, jego kłopoty były znacznie bardziej zagmatwane niż nieruszającego się Pottera.
Sam nie wiedział czy wierzyć w słowa jakie Śmierciożerca wyjawił mu w ostatnich minutach życia. Z jednej strony to, co wtedy powiedział było niedorzeczne, z drugiej, nie miał powodu by kłamać. Do tego dochodziły listy z pogróżkami i ostateczna śmierć jego ojca, jakieś dziewięć miesięcy temu. Wszystko razem sklejało się w jedną całość, która niestety, okazując się prawdą zwiastowała najgorszy omen w każdym wierzeniu na świecie. Omen śmierci.
Malfoy musiał przyznać, że niewiele wiedział na temat klątw, a już tym bardziej takich, które ciążyły na całym rodzie. A przecież przez tę właśnie informację Lucjusz dał się zaprowadzić w miejsce, z którego nigdy nie wyszedł (co najwyżej jego ciało zostało wyniesione). Słowa klątwa na rodzie miały kluczowe znaczenie i o ile jeszcze na sto procent nie był pewien co mogły oznaczać, o tyle wkrótce miał się tego dowiedzieć.
– Draco – poczuł jak jego siostra ciągnie go za rękaw, dlatego przeciągnął nieobecny wzrok w jej stronę. – Słyszysz? Zabini mówi, że Snape wrócił, a ty chciałeś się z nim wiedzieć.
Od razu spojrzał w lewo, gdzie przy drzwiach widniała sylwetka Blaise'a. Musiał tak się zamyślić, że nawet nie usłyszał, kiedy Ślizgon wszedł do sali szpitalnej i nawet kiedy zwracał się bezpośrednio do niego.
Zabini dał mu zaraz znak głową by wyszedł na zewnątrz, co też uczynił bez uprzedniego wyjaśnienia Nicolette czy któremukolwiek z Gryfonów, dlaczego ta sprawa była aż tak ważna.
Bo była i to bardzo – Severus Snape jako że uchodził za Mistrza Eliksirów na pewno doskonale zdawał sobie sprawę, co określano terminem klątwa, nie mówiąc o tym, że od zawsze Severus pragnął uczyć w szkole Obrony Przed Czarną Magią. Dlatego też nadawał się on idealnie na osobę, która udzieliłaby mu kilku wskazówek.
– Podobno dopiero wrócił, ale mamy niewiele czasu – mruknął zdawkowo Blaise, jak tylko blondyn zamknął za sobą drzwi. – Znowu gdzieś wyjeżdża – dodał na widok uniesionych w geście zapytania brwi Dracona.
CZYTASZ
COR CORDIUM
FanfictionDruga część opowiadania SUPRA VIRES. Po fiasku planu Pansy, zakładającego śmierć Dracona Malfoya, nadchodzi siódmy i zarazem ostatni rok nauki w Hogwarcie. Zaskakująca wiadomość obiega nagle cały magiczny świat - w Proroku Codziennym pojawia się zdj...