Obudzić się z ogromnym bólem w krzyżu, było całkiem normalne po parogodzinnej drzemce na fotelu. Wiedzieć, że powinna spojrzeć na osobę leżącą przed nią, już niekoniecznie. Unikała go wzrokiem, wycofując się chyłkiem z pomieszczenia. Usłyszała na dole głosy – głosy, które na pewno nie czas było jeszcze słyszeć. Rozradowana zbiegła po ciemnych schodach, gdzie w równych odstępach czasu usadowiony został rząd zmniejszonych głów skrzatów domowych na tabliczkach na ścianie. Na samym dole napotkała dwójkę znajomych i choć początkowo głosy wzięła za Rona i Neville'a okazało się, że wrócili Blaise i Harry.
– Macie? – skrzeczała podrygując dookoła dwójki, ale jej przyjaciel wytrzeszczył na nią oczy, próbując zasłonić ciałem malutkie drzwi tuż za sobą.
– Hermiono, nie patrzyłaś w kalendarz? – zapytał powściągając brwi i kiedy pokręciła głową, zrobił zawiedzioną minę.
Natychmiast podbiegła w podskokach do kalendarza ściennego w kuchni, choć nigdy nie zwróciła uwagi, żeby tam cokolwiek wisiało. Wytrzeszczyła oczy na datę: jedenasty sierpień.
– Zdałam! – to Ginny z jej promienisto rudymi włosami wpadła do Grimmauld Place, machając jak szalona kartką w dłoni. – Już mogę się teleportować! – zaśpiewała przy akompaniamencie Rona i Neville'a, którzy zmaterializowali się (jakby chcieli pokazać dobre strony szybkiego transportu czarodziejów) po obu stronach rudowłosej.
Wszyscy byli tak podekscytowani sukcesem Ginny, że nawet nie zauważyli, kiedy Hermiona wróciła do salonu i dostrzegła drzwi pilnie strzeżone przez Pottera. Były malutkie, jak gdyby specjalnie stworzone dla małego dziecka, ale jakimś cudem udało jej się je popchnąć i przez nie przecisnąć. W ciasnym tunelu, przez który brnęła na czworaka, jarzyły się ściany rozmaitymi odcieniami kolorów: atracytrynowy, błękit pruski, lila, modry, płowy, szafranowy, zieleń wiosenna, akwamaryna i setki innych, jaki znał świat. Na samym końcu tunel zaczął się zniżać delikatnie ku dołowi i zanim się obejrzała już dotarła pod kolejne drzwi. Były odrobinę większe niż te w Grimmauld Place, ale otwarcie ich okazało się o niebo trudniejsze. Dyszała i sapała napinając mięśnie, byle tylko klamka ustąpiła, ale ta wydawała się celowo stawiać opór. I kiedy porzuciła już nadzieję, wycieńczona odwracając się tyłem do drzwi, poczuła jakby ktoś otworzył je od wewnątrz, przez co wpadła do pomieszczenia, lądując na przysłowiowych "czterech literach".
Na szpitalnym łóżku, podobnym do tych polowych w Hogwarcie z metalowymi poręczami, spoczywało ciało. Nad nim z kolei koczował masywny gad, o szeroko rozstawionych łapach i giętkiej szyi. Na szczycie głowy miał ledwo widoczny zrogowaciały grzebień, przeciągnięty aż do grubego, spiczastego kolcami krętego ogona. Był wężem, aczkolwiek najdziwniejszym jaki miała okazję oglądać w życiu. Jego łuski, podobnie jak ściana w tunelu, mieniły się różnymi kolorami, z każdym jej krokiem zmieniając odcień.
– Bazyliszku, pozwól mi zobaczyć kto to jest – powiedziała cicho do gada, mając na myśli spoczywające obok niego ciało.
Podchodząc bliżej uważnie śledziła ogon zwierzęcia, który poruszał się nadwrażliwie, jakby bał się zagrożenia z jej strony. Żółte oczy z rombowymi źrenicami przypatrywały jej się w rekompensacie.
Nie poznała od razu nieboszczyka. Był jakby wypatroszony – nie pozostała w nim żadna rozpoznawalna cecha, oprócz jasnych włosów, które były odrobinę dłuższe niż ostatnim razem, gdy z nim rozmawiała. Miał lekko uchylone szare usta i taką samą cerę, a jego zęby zaciśnięte były tak mocno, że nie wyobrażała sobie by którykolwiek człowiek mógł mieć tak mocny zgryz.
– Draco – na czole poczuła sporadycznie występujące kropelki potu. Wyglądał tak błogo że gdyby nie wiedziała, że był martwy, myślałaby, iż spał. Ból wpadał jej przez oczy, wędrował w każdy nawet najmniejszy punkt jej ciała, napawając je coraz bardziej rozszerzającą się mgłą, tak, że po chwili nic już nie widziała. Dotknęła z obawą jego ręki, zauważając jak bardzo jest daleka, lodowata, niczym kogoś, kto przez parę godzin bawił się w śniegu, zapominając o rękawiczkach. Wargi jej drżały a zęby szczękały, gdy spostrzegła, że za bazyliszkiem ktoś jeszcze stał, wyginając usta w odważnym uśmiechu.
CZYTASZ
COR CORDIUM
FanfictionDruga część opowiadania SUPRA VIRES. Po fiasku planu Pansy, zakładającego śmierć Dracona Malfoya, nadchodzi siódmy i zarazem ostatni rok nauki w Hogwarcie. Zaskakująca wiadomość obiega nagle cały magiczny świat - w Proroku Codziennym pojawia się zdj...