ROZDZIAŁ 37: POCZĄTEK I KONIEC DNIA

330 11 0
                                    

Jak zawsze to w salonie miało się odbyć spotkanie. Tyle że tym razem trudno było je nazwać spotkaniem Zakonu Feniksa. Wiele z osób, które przybyły do siedziby, wcale nawet nie należało do zgromadzenia utworzonego przed laty przez Albusa Dumbledore'a. Do Grimmauld Place zaczęło zjeżdżać się tylu czarodziejów, że przerastało to wyobrażenia Gryfonów. Bliźniacy Fred i George (którzy przybyli jako jedni z pierwszych) wydłużali magicznie komnatę coraz bardziej, choć wciąż wydawało się brakować miejsc.

Hermiona rozejrzała się za przyjaciółmi, przeciskając się pomiędzy tłumem witających się mężczyzn, wymieniającymi się uściskami i gratulacjami. Malfoy szedł tuż za nią.

– Nalot Gryfonów, aż mnie mdli – docierały do niej co chwilę jego złośliwe komentarze, jednak wolała je olać, tłumacząc sobie, że ona również nie czułaby się komfortowo w towarzystwie jakiejś setki, bądź więcej Ślizgonów, w tym osób, które gardziły jej nazwiskiem.

Harmider, który narastał, był jeszcze bardziej uciążliwy. Miała wrażenie jakby nie słyszała własnych myśli, co dopiero dyrektora, który lada moment miał wygłosić ogłoszenie. Podejrzewała, że będzie ono zawierało informacje typu: "Greyback został zabity", bądź: "Śmierciożercy są już w drodze do Azkabanu", jednak nie spodziewała się zobaczyć dzisiaj słusznej postury czarodzieja, Ministra Magii we własnej osobie.

A on, co tu robi? – pomyślała pojmując, że korpulentny mężczyzna również będzie chciał dodać swoje trzy gorsze, co niestety wydłuży spotkanie.

Jak zdążyła już uchwycić spojrzeniem, taskając mijających ją ludzi, żaden z bliskich jej osób nie został zabity w bitwie pod Balodą: gdzieś przemknęli jej bliźniacy z Lee Jordanem, Tonks szukająca Lupina, ojciec chrzestny Harry'ego, pani Molly (która dodatkowo pocałowała ją w czoło) i wiele innych. Powrócił też nawet Kingsley, Moody oraz inni Aurorzy, którzy zostali tymczasowo zjawami. Jak się okazało to właśnie dlatego Zakon tak długo przebywał w Indiach – szukał zaginionych, którzy właściwie wcale nie zaginęli, tylko zostali zastąpieni za pomocą amuletów przez Śmierciożerców.

– Ginny! – Hermiona pomachała żywo ręką, kiedy rudowłosa, jej brat, Harry i Neville zeszli ze schodów, wyławiając wśród czarodziei znajome sylwetki osób.

– Nigdy nie widziałam tu aż tylu ludzi – powiedziała z zachwytem Weasleyówna, ale Ron wydawał się nie być tak szczęśliwy zbiegającym się tłumem.

– Ja też i wkurza mnie to, że ludzie, którzy nie przyczynili się do pokonania Greybacka popychają mnie jak śmieciem – zaprotestował na okazaną mu niegodziwość rudzielec.

Wystarczyło jedno spojrzenie na twarz Malfoya, żeby być pewnym, że chciał on ten wywód jakoś skomentować, więc Granger posłała blondynowi ostrzegawcze spojrzenie. Nie była pewna czy miał warknąć coś w stylu: "Ty wieprzleju też", czy śmiejąc się zapytać: "Odrastanie skóry musi boleć, co nie?", jednak miała świadomość, że to zdenerwowałoby jej przyjaciela, a była w tak dobrym nastroju, że byłaby gotowa pobić kogoś, byle tylko nie zakłócił on magicznej atmosfery tego wieczoru.

– Gdzie Zabini? – zapytał zamiast tego Draco.

– Jeszcze w pokoju – usłyszał odpowiedź, którą dała mu Nicolette, stojąca za nim. Blondynka przeprosiła grzecznie pulchną czarownicę, przeciskając się do grupki przyjaciół. – Właśnie stamtąd wyszłam. Saisza uparła się, że będzie czuła się niezręcznie słuchając tego wszystkiego i Blaise próbuje ją chyba przekonać, że trzy czwarte osób weźmie ją za czarownicę – uśmiechnęła się jakby chciała zasugerować, że Indianka wcale zachwycona z jego wypowiedzi nie była. – W każdym bądź razie Saisza wie o hipnozie i Zabini będzie musiał wykazać się czymś więcej niż tylko siłą Ślizgona.

COR CORDIUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz