Harry obudził się z potężnym bólem głowy, pulsującym żywo w jego czaszce. Na pół przytomny wymacał palcami przyczynę swojego złego samopoczucia; gdzieś z tyłu czuł wyraźnie zlepione włosy od krwi, choć nie potrafił uzasadnić dlaczego został ranny. Za to od razu przypomniał sobie minione wydarzenia – to, jak byli już prawie pewni, że przekonali Indian do siebie, by na końcu zostać przez nich uśpieni. Podniósł powoli powieki do góry, w ciemności wyławiając przed sobą sylwetkę znajomej mu osoby. Byli w niedalekiej odległości, na upartego mógłby go nawet dotknąć, ale niestety mowy o odwiązaniu siebie nawzajem nie było. Zabini również czymś oberwał i to mocniej niż on. Widział jak przez mgłę, że chłopak miał posiniaczoną twarz. Na dodatek był przywiązany łańcuchem do ściany tak ciasno, że nawet nie miałby możliwości wstać.
Gryfon sam próbował się podnieść, niestety napotkał mocny opór ze strony lin, które wciąż obezwładniały jego obolałe ciało.
Nie bał się o siebie. Bał się o Ginny i o to, co ci nieznajomi Indianie mogli chcieć jej zrobić, byle tylko pozyskać od niej potrzebne im informacje. Bo nawet jeśli ich intencje w stosunku do rudowłosej były z początku szczere, strach było myśleć jaki gniew może ich okiełznać, gdy tylko zorientują się, że dziewczyna tak naprawdę nic nie wie, bądź powieli informacje już podane.
Zerknął w bok i zauważył, że ocknął się w samą porę, akurat wtedy gdy jakiś młody Indianin, który pilnował chłopców, zaczął pochrapywać przy biurku. Miał on być chyba strażnikiem, miał ich pilnować by przypadkiem nie uciekli, co jemu samemu wydało się niedorzeczne – tak jakby Indianie sądzili, że czarodzieje potrafią roztopić łańcuch oczami, czy chociażby przerwać liny jednym chrząknięciem...
– Kurwa mać – dobiegł do niego "ubolewający" głos Blaise'a.
– Dobrze, że się obudziłeś – szepnął do Zabiniego Potter, ale drugi chłopak nie był aż tak entuzjastycznie nastawiony.
– A co? Zrekompensujesz mi przerwany sen o wili? – odparł naburmuszony, otwierając oczy. Zmierzył szybko otoczenie, natychmiast ściszając głos po ujrzeniu drzemiącego Indianina. – Dlaczego jestem przykuty do ściany, a ty nie? To niesprawiedliwe, wolę być związany liną niż łańcuchem...
– A może – Harry wziął kilka głębszych wdechów by się uspokoić – postrzegają cię jako większe zagrożenie ode mnie – uśmiechnął się z samozadowoleniem spostrzegając, że Ślizgon od razu przestał marudzić. – Powiesz mi dlaczego mam ranę na głowie? – podparł się łokciem, by usiąść i wypatrzyć jakąkolwiek rzecz, która pomogłaby mu przeciąć więzy. Ku jego rozpaczy, mimo wielu przedmiotów porozrzucanych na podłodze, nic się nie nadawało.
– Nic nie pamiętasz? – Blaise zacmokał pod nosem. – No to ładnie...
– Co nie pamiętam? – Gryfon porzucił wszystkie zajęcia, wpatrując się oniemiało na swojego rozmówcę.
– Jak kołysanka zaczęła grać zatkałeś uszy i kazałeś mi zrobić to samo – Ślizgon przyglądał mu się sceptycznie, jakby nie wierzył w rzekomą bajkę o amnezji. – Serio nic nie pamiętasz?
Dopiero teraz Potterowi zaczęły się przypominać jakiś urywki. Jego słowa, to jak Indianie pojęli ich przekręt i jak złość dodała mu bezmyślnie animuszu.
– Na mnie nie patrz, ja dostałem przez przypadek – odezwał się Zabini wzruszając ramionami.
– Nieważne, dosięgniesz do tego kija nad tobą? – zmienił temat Harry, przyglądając się niczym zahipnotyzowany wesołemu ogniu, ujarzmionemu w postaci pochodni, na długiej lasce przymocowanej do ściany. Był parę metrów nad chłopakiem, gdyby tylko udało się...
CZYTASZ
COR CORDIUM
FanficDruga część opowiadania SUPRA VIRES. Po fiasku planu Pansy, zakładającego śmierć Dracona Malfoya, nadchodzi siódmy i zarazem ostatni rok nauki w Hogwarcie. Zaskakująca wiadomość obiega nagle cały magiczny świat - w Proroku Codziennym pojawia się zdj...