ROZDZIAŁ 4: MECZ G - H

283 11 0
                                    

Nie ociągaj się – mruknęła Hermiona, kiedy Weasley wyziewał się tuż nad pękatą książką, trzymając w ręku jakieś kolorowe dropsy. To, że razem z chłopcami chodziła codziennie wieczorem do biblioteki weszło w jej krew tak mocno, że od razu po kolacji jej nogi same wiodły ją na czwarte piętro. Zarówno Ron jak i Harry już nawet nie protestowali, ich przyjaciółka była w tej kwestii nieubłagana, nie chciała marnować ani jednego dnia by dowiedzieć się jak najwięcej o magicznych klejnotach. Poza tym oboje wiedzieli, że miała rację, przez trzy tygodnie regularnych wizyt w bibliotece natknęli się na różne ciekawe informacje, jednakże nie były one spektakularnymi odkryciami, których wciąż namiętnie poszukiwali.

– Oj przecież wiesz, że jutro mamy mecz i powinniśmy... – zaczął tłumaczyć się, ale Potter skutecznie uciszył go podstawiając mu książkę, którą śledził, pod nos. Była stara, może nawet podchodziła pod kategorie antyku z racji tego, że była napisana ręcznie, zamiast zwykłego druku.

Weasley przyjrzał się starannie pochylonemu pismu i przeczytał go na głos:

– Zaiste, nie można samemu panować nad światem. Świat bowiem łączy się z paru części, tak jak żywioły w naszej kulturze – powietrze, ogień, woda i ziemia. Co to ma być? – bąknął w końcu Ron, odrywając się od lektury.

Po reakcji Hermiony, która z piskiem przybiegła w jego stronę i po znaczącym spojrzeniu przyjaciela powrócił do odczytywania książki, choć miał nieodpartą ochotę zanurzyć się w kolejnej, a tę rzucić z powrotem gdzieś do Pottera.

Woda i ziemia – powtórzył i zaczerpnąwszy głośno powietrze kontynuował znudzonym głosem. – Każdy z nich ma swój równoważnik – ekwiwalent, który służy za element zastępczy, tak więc kolejno powietrze zmienia się w ducha niematerialnego, ogień w ducha natury, woda to duch spragnionych towarzyszy bogów, a ziemia w ducha materialnego...

– Oczywiście – przerwała przejęta Hermiona, wręcz wyrywając książkę z jego dłoni. Jej podkrążone ze zmęczenia oczy stały się wprost wyłupiaste, a cera przybrała jeszcze mętniejszy kolor.

– Co jest takie oczywiste? Ja nic nie rozumiem – Ron miał rację, jego mina z kolei wyrażała zdezorientowanie, jakby właśnie przeczytał coś, co było przetranskrybowane w obcym języku.

– To nic trudnego. Każdy z nich ma swój równoważnik – powtórzyła gorączkowo. Czuła, że nareszcie znaleźli coś pożytecznego i niemal nie uściskała Harry'ego, który przejął od rudzielca dropsy i zaczął je pożerać, najprawdopodobniej by się czymś zająć. Wiedziała, że teraz byłby gotów włożyć sobie zapałki do oczu, byleby tylko nie usnąć w tak ważnym momencie. – Ziemia, to coś co się widzi – duch materialny, podobnie jak ludzie, stworzenia z krwi i kości, a naszyjnik daje możliwość panowania nad nimi – przemówiła stanowczym tonem, choć ani Potter ani Ron nie dali jej do zrozumienia, by w pełni pojęli o czym mówi. – Powietrze z kolei to mieszanina gazów, których nie widzimy, czyli duch niematerialny – istoty pozaziemskie, a możliwość ich poskromienia zapewnia berło.

– To mamy już naszyjnik i berło, tak? – zapytał Harry lekko nieobecnym głosem, ale pomimo to mężnie analizował jej słowa.

– Tak, pozostałe dwa to pierścień oraz miecz. Pierścień daje możliwość kierowania zwierzętami więc musi symbolizować wodę, bo spragnieni towarzysze bogów to metafora.

– Metafora? – zabrał głos Weasley.

Granger spojrzała na przyjaciela oziębłym spojrzeniem, zawsze w podobnych momentach zastanawiała się czy kiedykolwiek przywyknie do braku oczytania ze strony chłopców.

– W starożytnej Grecji tak właśnie mówiono na centaury – towarzysze boga, bodajże Dionizosa.

Harry mocno się wyziewał i przysiadł na jednym z krzeseł.

COR CORDIUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz