ROZDZIAŁ 21: ŚMIERĆ ŚLIZGONA

186 10 0
                                    

Harry przeszedł chwiejnym krokiem parę metrów w Zakazanym Lesie. Miał wrażenie jakby dźwigał jakieś sto kilogramów na ramionach, co utrudniało mu przebycie zaplanowanego dystansu. Nogi miał jak dwa patyki, one z kolei nie chciały podołać noszenia takiego olbrzymiego ciężaru, kiwając się raz za razem, przez co "Voldemort" chodził jakby był pijany. Na dodatek, co tylko pogarszało sprawę, Harry wciąż miał sucho w gardle – przypominało mu to uczucie piasku w buzi, bardzo niemiłe zresztą uczucie.


Ciężko ci, przyznaj – odezwał się szyderczy głos w jego głowie. A pomyśleć, że wystarczyłoby zdjąć amulet, mógłbyś zaoszczędzić sobie wielu cierpień – szybko wywnioskował, że Voldemort powrócił do swojej dawnej taktyki.


– Nie dbam o to, co stanie się ze mną.


Tak twierdzą tylko ci, którzy sami nie wiedzą co mówią, bądź wcale tak nie myślą.


Chłopak zacisnął mocno zęby. Prądy, które odczuł po raz pierwszy o godzinie czwartej, dawały mu się we znaki coraz mocniej, do tego stopnia, że przez nie myślał, że mógłby razić napięciem elektrycznym.

Bolała go chyba każda cześć ciała. Każda z osobna i każda część razem, ostatnie godziny bycia w ciele Riddle'a przypominały mu wydłużone konanie przed śmiercią. Tak jakby naprawdę wraz z końcem Czarnego Pana i z niego miało ulecieć istnienie. Dziwne, ale tylko ta jedna myśl podtrzymywała go przy zdrowych zmysłach by nie oszaleć z powodu bodźców bólu pikujących w różnych miejscach jego nadwerężonego chodzeniem ciała.

Upadek Czarnego Pana, kres Toma Riddle'a, dekadencja Sami-Wiecie-Kogo. Schyłek ciemnej ery w dziejach czarodziejów nazywanej końcem Lorda Voldemorta.

Zdolności, które posiadał, od razu pozwoliły mu wyłowić kroki gdzieś za sobą. Mimo ogólnego złego stanu w jakim się znajdował, usłyszał je bardzo wyraźnie. Ktoś skradał się za nim.

– Harry – głos ewidentnie wskazywał na Rona.


To nie jest twój przyjaciel – stwierdził z pewną stanowczością w głosie Voldemort. Ten tutaj chce cię zabić, to Śmierciożerca, domyślił się prawdy. Powinieneś pierwszy wykonać ruch, zanim on zrobi to najpierw. Zabij go, nim on zrobi nam krzywdę!


– Ron – Potter odwrócił się. Słowa Lorda nie przestraszyły go, jeśli Weasley okazałby się nieprawdziwym, co najwyżej naprawdę straciłby życie, ale przecież nie o jego ciało i nie o jego duszę tu się rozchodziło.

Rudzielec trzymał w ręku pelerynę niewidkę.

– Miałeś zostać w chacie, ja pobiegłem tylko po płaszcz dla ciebie – wyrzucił mu, jednak widok zgiętego wpół mężczyzny, który właśnie oparł się o drzewo, uwolnił go od wszystkich negatywnych emocji. – Mogę coś dla ciebie robić? – zapytał finalnie.

– Nie dam rady iść dalej – zamilknął na chwilę Harry by choć na moment odpocząć. – Która godzina?

– Chyba coś koło jedenastej – odparł Weasley.

– A nie wiesz czy daleko jesteśmy od Hogwartu?

Ron rozejrzał się po Zakazanym Lesie. Według niego było jeszcze bardzo daleko od zamku, ale niech skona za kłamstwo, nie był w stanie wyznać prawdy.

– Pewnie nie, ale na moje oko to lepiej będzie jak zostaniesz tutaj – wiedział, że zwierzęta z lasu będą go omijały jak tylko wyczują jego obecność, dlatego pozostanie tutaj było najlepszym rozwiązaniem.

COR CORDIUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz