Po tygodniu Lisa wyszła ze szpitala. Szpitala w budynku rzecz jasna. Od razu pojechała do swojej przyjaciółki, która prosiła ją o kontakt.
-Jestem. Żyje! -wskoczyła przez okno.
-Lisa! Wreszcie! Patrz co dla nas mam! -Chae pokazała dziewczynie pizze.
-Zajebiścieee. Mów co tam u Ciebie -Lisa usiadła na łóżku i wzięła kawałek pizzy.
-No słuchaj. Mam ploteczki. Ji-hyo jest w cionszy!
Lisa odłożyła pizze i wybuchła śmiechem tak, że aż spadła z łóżka.
-Lisa debilko! Dopiero co wyszłaś ze szpitala a ty już spadasz mi łóżka! Jeszcze znowu się połamieszi co! Chuja będą Ci prostować!
-Sory sory, ale nie mogłam. Mów dalej.
-No to tak. Mamy nowego wychowawce na następny rok. Podobno ma długiego i zgrywa niedostępnego.
-Normalne. Co dalej?
-Lecimy za dwa tygodnie do Tajwanu. Ja, ty, Jiwon, Hanbin. Wszystko załatwili. Gdyby ten hajs był chociaż nie kradziony... ale Jebać. Teraz ty mów jak z Jiwonem.
-Zjem pizze i do niego idę -powiedziała Lisa.
I tak zrobiła. Poszła do budynku z buta, bo motor w naprawie. Wjechała na piętro, na którym trenował teraz Jiwon.
Weszła do sali.
Chłopak walił w worek.
-Jiwon -powiedziała Lisa.
Bobby odwrócił się.
Po jego ciele spływal pot, który opływał umieśniony brzuch chłopaka. Usta miał rozchylone, a włosy potargane.Serce Lisy zatrzymało się. Na chwilę. Długą chwilę. Bardzo długą chwilę. Parę sekund.
-Hm...?
-Chciałam tylko... -szepnęła.
Podeszła do chłopaka i pocałowała go. To był długi, namietny i pełen tęsknoty pocałunek.
-To znaczy...że znów będziesz moją dziewczyną? -spytał chłopak.
-Zawsze nią byłam.
-Idziemy na kebsa?
-Jasne.
YOU ARE READING
Young Wolves
Werewolf-Poznałam nowych ludzi, poznałam swoją pierwszą miłość, jestem czym jestem, właściwie to nie wiem czym dokładnie jestem. Ty potrzebujesz pomocy, a ja nie wiem co mam zrobić. Przypadkiem puścić kierownicę przy 200 km? -Cokolwiek zrobisz. Będę Cię wpi...