STRACH

1.1K 54 5
                                    

Cornelia

Wpatrywałam się w list, napisany starannym i drobnym pismem Czarnego Pana. Informował, że oczekuje mnie w Malfoy Manor w piątek. Wiedziałam, że ten moment nadejdzie, ale chciałam odwlec go jak najbardziej. Udało mi się trochę ponad dwa miesiące. Nie wiedziałam, jak się przygotować do tego spotkania i po co dokładnie mam się zjawić w rezydencji Malfoyów. Wstałam z łóżka i podeszłam do łóżeczka Charlie. Zerknęłam na nią. Spała tak spokojnie, zupełnie nie zdając sobie z niczego sprawy. Była taka niewinna, a już musi brać udział w wojnie. Usiadłam na krześle przy biurku i z szuflady wyjęłam pergamin i pióro. Naskrobałam wiadomość do taty, mówiąc mu o liście od Voldemorta. Wiedziałam, że będzie się denerwował i obawiał o moje bezpieczeństwo, ale wolałam nie myśleć co by było, gdybym mu nie powiedziała. Po chwili namysłu wysłałam też liścik do Theo z pytaniem, czy także dostał takie zaproszenie.

...

Miałam być sama. Bałam się jeszcze bardziej. W nocy z czwartku na piątek nie zmrużyłam oka i to wcale nie przez Charlotte. Nie mogłam usnąć, bo była przerażona perspektywą spotkania. Od czwartej byłam na nogach. Wypiłam melisę na uspokojenie, ale zbyt dużo to nie dało. Naszykowałam dla siebie koszulę i wyprasowałam ją jednym zaklęciem. Wybrałam też ubranko dla mojej córki i nie pozostało mi nic jak tylko czekać.

Tata pojawił się po mnie punktualnie o dziewiątej. Poprawiłam swoje ciuchy, owinęłam Charlie kocykiem od Pansy, założyłam jej wełnianą czapkę, którą zrobiła dla niej babcia Eileen i razem z tatą przeniosłam się do Malfoy Manor. Sama nie mogłam się jeszcze teleportować, bo nie zdałam egzaminu. Gdybym była w Hogwarcie wtedy pewnie miałabym już go za sobą.

Stanęłam przed drzwiami do gabinetu Czarnego Pana. Nie miałam z nim dobrych wspomnień. Ostatnim razem jak tu byłam Theo dostał Cruciatusem. Zapukałam lekko i poprawiłam córkę na rękach. Usłyszałam zaproszenie, więc ostrożnie niemal trzęsąc się ze strachu weszłam do pomieszczenia.

- Dzień dobry, Panie – powiedziałam podchodząc do biurka. Mój głos lekko drżał, mimo moich starań aby był pewny.

- Usiądź – powiedział od razu. Przełknęłam ślinę i spełniłam polecenie. Spojrzał najpierw na mnie, potem na Charlie.

- Panie, to jest właśnie Charlotte – powiedziałam po chwili. Dalej przyglądał się jej w milczeniu. Nie wiedziałam co mam robić. Czułam się strasznie niezręcznie.

- Słyszałem – powiedział po chwili i wstał z tronu, obszedł biurko i stanął po mojej lewej stronie. Był bardzo blisko, nachylił się nad moją córką. – Słyszałem pewną plotkę – powiedział i spojrzał w moje oczy.

- Jaką? – zapytałam od razu. Voldemort ruszył z miejsca i stanął za mną.

- O tym, że Theodore nie jest ojcem twojego dziecka – powiedział, a ja zaśmiałam się lekko.

- Ciekawe, kto rozsiewa takie plotki. Komuś musi bardzo zależeć, żeby nam zaszkodzić, skoro tak kłamie – odpowiedziałam. Nerwy jakoś ze mnie zeszły. Wiedziałam, że muszę grać i zrobić to jak najlepiej umiem. Czarny Pan wrócił na swoje miejsce za biurkiem i spojrzał na mnie ze swoim przerażającym uśmiechem.

- Nie jest ważne kto. Ważne, że ktoś ma podstawy, żeby tak sądzić – oparł łokcie na blacie i złączył swoje palce, opierając o nie brodę. – Zastanawiam się tylko dlaczego miałabyś kłamać.

- Ja nie kłamię. Owszem ja i Theo nie byliśmy wcześniej razem, ale gdy dowiedziałam się o ciąży zdecydowaliśmy, że dla dobra naszego dziecka będziemy parą, a potem weźmiemy ślub – Wyjaśniłam, a on spojrzał na śpiącą dziewczynkę, trzymaną przeze mnie na rękach. Nagle drzwi się otworzyły. Wszedł przez nie Rudolf Lestrange. Czarny Pan spojrzał na niego wściekły.

Cornelia Snape / Harry Potter - Czas na wybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz