27.

752 42 22
                                    

Dla MOD-MAJ. Proszę bardzo upierdliwcze... I w ogóle to kończę z nazwami rozdziałów, bo i tak zawsze zapominam xD

Pov. Vanyamë

Nadszedł czas kolacji. Usiadłam przy stole, naprzeciw Legolasa, który cały czas posyłał mi uśmieszki. Lecz naszą miłą atmosferę przerwało gwałtowne otwarcie drzwi. Wstaliśmy. Do sali jadalnej wszedł dostojny elf. Miał jasno brązowe włosy, ostre rysy twarzy. Leggy zaczął szybciej oddychać.
-Siadajcie-powiedział król, a za nim weszła jego rodzina. Królowa, którą poznaliśmy już wcześniej, oraz jej czwórka dzieci. Usiedliśmy. Mój ukochany patrzył nieswojo wokół.
-No braciszku dawno się nie widzieliśmy-powiedział Lerodiell.
-Ciekawe dlaczego?-prychnął Legolas.
-Co tam u tatusia?-kpił sobie król dalej.
-Kochanie, proszę przestań-wtrąciła się królowa.
-Ależ ja tylko rozmawiam z bratem. Pytałem się co u ojca? Masz mi odpowiedzieć, jestem królem.
-Jesteś nikim-odparł Legolas i wstał.-Jak mogłeś zostawić ojca po śmierci matki?! Jak mogłeś go tak po prostu nasz opuścić?-wyszeptał.
-Mogłem, to jego wina, że porwali Elandiela, że zamordowali matkę i to on doprowadził do rozpadu tej "rodziny".
Legolas wyszedł. Siedziałam zmieszana nie wiedząc co myśleć.
-Przepraszam-wstałam i również opuściłam jadalnię.
Leggy stał za rogiem, masując się po skroniach.
-Nie przegiąłeś?-spytałam cicho. Popatrzył na mnie.
-Należało mu się. Nie obchodzi mnie co sobie myśli. Niech robi co chce, ale niech trzyma się od nas z daleka-odparł książę. Przytaknęłam skinieniem głowy.

-Chodźmy do ciebie-zaproponowałam, a on zgodził się bez wahania. Weszliśmy do jego komnaty, zamknęłam drzwi. Leggy rzucił się na łóżko z rozżalonym westchnieniem. Usiadłam obok.
-Powiesz mi o co wtedy poszło?-spytałam ostrożnie.
-Długa historia...-próbował się wykręcić.
-Mamy czas-powiedziałam zadziornie. Uśmiechnął się i wyprostował do pozycji siedzącej.
-Lerodiell obwinia adar o śmierć naneth. Ale to nie była jego wina. Tego wieczoru wszystko było inne... Choć nic nie pamiętam, opowiadał mi tak Beliand. Było Święto Gwiazd, a matka miała dla ojca miłą wiadomość. Po raz kolejny spodziewała się dziecka-mowił przejęty Legolas, widać było, że zależało mu by nic nie pomylić.-Ale wszystko się popsuło. Pałac zaatakowali orkowie i elfowie, którzy przeszli na stronę cienia. Ci, u których i my, Vanyamë, byliśmy w odwiedzinach. Oni porwali matkę, torturowali ją, by na końcu... zabić-zakończył Leggy patrząc w jakiś punkt przed sobą, którego nie było dane mi widzieć. Położyłam mu rękę na plecach. Ocknął się.
-Wiesz, że nawet za nią nie tęsknię? Wiem, że tam jest jej lepiej, że omijają ją wszystkie te tragedie, które nam się przytrafiły. Poza tym nie jest sama, dołączyli do niej Beliand i Elandiel.
-Racja. Ja swojej rodziny nie pamiętam dobrze. Moja matka zrezygnowała z majątku dla miłości i zamieszkali w jakiejś wiosce. Jednak zostali z niej wypędzeni, gdy ludzie dowiedzieli się, że moi rodzice to elfy. W sumie zajęło im to dużo czasu, bo aż sześć lat. Miałam też brata, pięcioletniego. Nic nie pamiętam z tego jak nas wyrzucali, bo pięć miesięcy to za mało by coś pamiętać, nawet dla elfa. Udaliśmy się do Rivendell, ale okazało się, że w wiosce była jakaś epidemia. Wszyscy zachorowaliśmy, a zdołali ocalić tylko mnie-powiedziałam. Usiadł tak, że nasze twarze były teraz bardzo blisko. Pocałowaliśmy się, ale on nagle przerwał tą przyjemną chwilę. Zdziwiona spojrzałam na niego pytająco.
-Wyjdziesz za mnie, prawda?-spytał, a ja poczułam się jak w raju.
-A jak myślisz?-znów połączyłam nasze wargi. Mimo wszystko to jeden z lepszych dni mojego życia.

***
Pov. Trzecia osoba


Potężny jak dotąd król Thranduil, czuł się teraz bezradny. Patrzył na wymarsz swoich wojsk z lekkim podziwem, jaką potęgę stanowią. Ale on wcale nie chciał tej walki. Błagał, modlił się, aby tylko jego dzieci przeżyły. On jest nic nie wartym mordercą, ale taka niewinna Namessi? Co ona złego zrobiła w ciągu swojego życia?
-Hir-nin, idziesz?-spytał Feren, który stanął obok niego. Pomimo, że elf nie odzyskał pełni sił, powiedział, że chce tam być. Skoro jego dziecko jest bezpieczne, może spokojnie odejść do małżonki. Thranduil zna tą bezradność, to wahanie się. Przy życiu utrzymywały go tylko dzieci, teraz już wszystko jedno. Ruszyli, cała dostojna armia. Elrond zawiadomił swoich synów, że wojska Rivendell mogą się przydać, ale na razie nie dotarli. Jeszcze nie świta, a żołnierze Mrocznej Puszczy już muszą się zmagać z wyprawą.

***
Dzień później

Thranduil i jego wojska zatrzymali się na miejscu, w którym miała się stoczyć bitwa. Była to ogromna polana z ruinami jakiejś twierdzy. Wszyscy wiedzieli, że niebezpieczeństwo jest blisko. I nie mylili się. Już po jakiejś godzinie na horyzoncie zjawiły się wojska wroga. Thranduil i jego dowódcy zaczęli formować szyki. Tak samo siły zła.
Król wydał rozkaz strzału. Najpierw dzielni wojownicy naprężyli łuki, a potem wszyscy w jednym momencie puścili cięciwy. Strzały wyleciały w powietrze. Walka zaczęła się na dobre...

Thranduil był w samym środku walczących. Gdzieś co jakiś czas migał mu Elrond, ale było to rzadko, gdyż oboje byli pochłonięci walką. Król powoli przemieszczał się w stronę ruin twierdzy. Wtem jakiś elf rzucił się na niego.
-Witaj zdrajco!-warknął Thranduil i z satysfakcją przyszykował się do starcia. Jednak drugi elf był szybszy, to on zadał pierwszy cios. Jednak władca zrobił unik.
-Ze mną nie tak łatwo...-szepnął by dodać sobie samemu otuchy. Po w miarę krótkiej walce, udało mu się dostać do ruin.
Lecz nagle zobaczył coś co kompletnie wytrąciło go z równowagi.
-Namessi?!-krzyknął przerażony, widząc jak jego jedyna córka stara się uporać z grupą orków. I właśnie wtedy nie zdawał sobie sprawy, że stoi jak najbardziej na widoku.
T

o były ułamki sekund, gdy kątem oka zauważył lecący w jego stronę sztylet. Nie zdążył zrobić uniku. Jęknął gdy sztylet gładko zatopił się w jego boku. Złapał się wkoło ostrza i zaczął szukać sprawcy tego wszystkiego. Starał się ni zwracać uwagi na palący ból i wyjął miecz. Orkowie po niedługim czasie znaleźli się obok niego. Chciał się bronić, ale przed oczami widział już czarne plamy Pod palcami czuł gorącą ciecz, jego krew.
Nie... Przecież był wytrzymałym elfem! Nie mógł się poddać!
A jednak... Coś się z nim stało. Jest mniej odporny na ból. Zamknął oczy słysząc tylko jakieś przymulone głosy. Nastała ciemność...

Kroniki Ardy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz