24. "Wakacje"

745 48 24
                                    

Po słowach Legolasa, Thranduil spojrzał na Elronda. Zapanowała totalna cisza. Nagle ktoś prawie że wyrwał drzwi. Była to Vanyamë, z przerażonym wyrazem twarzy. Uklękła pospiesznie przy łóżku Legolasa.
-Co ci się stało?! -Spytała.
-Nic ważnego-odparł spokojnie książę.
-No przecież nie jestem ślepa! Masz chore oczy! Zemdlałeś! To nie jest normalne-ujęła delikatnie jego dłoń. Elrond przyglądał się tej sytuacji, zastanawiając się, czy dobrze postąpił zaręczając dziewczynę z obcym dla niej facetem. Od elfki wręcz biła troska i miłość do Legolasa. Mógł się od razu domyślić, że coś będzie pomiędzy nimi
Ale teraz chyba za późno. Ślub choć przełożony, to i tak wszystko załatwione. Nie taktowne byłoby odwołanie wszystkiego.

Legolas patrzył Vanyamë prosto w jej szare oczy. Widział w nich zmartwienie.
-Za dużo razy tracisz przytomność-mruknęła cicho i położyła swoją głowę koło głowy księcia. Ten gest wszystkich utwierdził, że miłość pomiędzy tym dwojgiem, to nie mit.
-Pakujcie się-wystrzelił nagle milczący dotąd Thranduil. Zlęknieniona dwójka spojrzała na króla. On uśmiechnął się do nich słabo.-Wyjeżdżacie. Musicie odpocząć wszyscy od tych zmartwień.
-Ale dokąd?-spytała Vanyamë.

-Wyjeżdżacie do Lerodiella-ten spontaniczniy pomysł z początku wydawał im się nierozsądny, ale po chwili zaczął im się coraz bardziej podobać. Królestwo bez nich miało większe szanse na regenerację. To właśnie oni wprowadzali taką atmosferę. Naturalnie oczywiście wszyscy obchodzili żałobę, ale Beliand by nie chciał, żeby przez niego pogrążono się w wiecznym smutku. -Ale jak ty sobie poradzisz, ada?-spytał Legolas. Król wzruszył ramionami. Po rzekomej śmierci małego Elandiela, wraz z małżonką musieli sobie poradzić. Było im bardzo ciężko... Władca nadal się nie dowiedział, że jego syn tak naprawdę żył i ich uratował. Nie chcieli kazać mu przeżywać jego "drugiej" śmierci. Byłoby mu zbyt ciężko.

***
Pov.Vanyamë

Spakowana usiadłam na ławce na dziedzińcu. Przetarłam oczy ręką i zobaczyłam zbliżającego się do mnie Elronda. Wstałam.
-Mae govannen, wujku-Skinęłam głową na znak przywitania. Odwzajemnił tym samym i wyciągnął do mnie rękę z jakimś listem. Zwinięty w rulonik i związany rzemieniem budził moje podejrzenia, ale Elrond mnie uspokoił.
-To niespodzianka ode mnie. Ale obiecaj, że otworzysz dopiero jak będziesz u Lerodiella-powiedział stanowczo. Oczywiście zgodziłam się bez wahania. Po chwili na dziedziniec dołączyli moi towarzysze. Szczególnie rozbawił mnie Leggy, który miał w jednym ręku dwie walizki,a w drugim wiercącego się Eruantira. Dobrze, że to nie ja musiałam targać bagaż małego. No ale nie ważne. Po krótkich pożegnaniach, ruszyliśmy w drogę.

Pod wieczór zrobiliśmy obozowisko, gdyż jazda nocą to nie był dobry pomysł. Nie z małym dzieckiem, które nie potrafiło nawet walczyć. Strażnicy rozpalili ognisko, a ja siedziałam rozkoszując się tą częścią lasu, w której nigdy nie byłam. Eruś siedział mi na kolanach i bawił się patyczkami. Nagle zaczął powoli człapać w stronę ogniska. Gdy był już bardzo blisko, zorientowałam się, że przecież to jeszcze małe dziecko i nie rozumie niektórych rzeczy. Przybiegłam w ostatnim momencie, przed tragedią, bowiem Eruantir wsadziłby rączkę w płomienie. Dziecko zabrane od punktu zainteresowania zaczęło potwornie płakać. Westchnęłam cicho znów siadając i postanowiłam uśpić chłopca. Zaczęłam mu śpiewać różne elfickie pieśni. Już po dwóch pierwszych zaczęły kleić mu się oczka. Muszę powiedzieć, że nasze rodowe pieśni potrafią mieć nawet kilkaset zwrotek. Zawsze są tematyczne i dźwięczne. Najbardziej lubię tę o Nimrodel, lecz nie potrafię jej zapamiętać.
-Będziesz dobrą matką-powiedział nagle Legolas. Odstawiłam małego do namiotu i spojrzałam głębiej w jego oczy. Zaczął się do mnie zbliżać. No i w ten sposób złączyliśmy się w gorącym pocałunku, nie zważając na strażników, czy kogokolwiek. Po prostu skończyliśmy to,co kiedyś zaczęliśmy.

Rano obudziłam się wtulona w jego tors, a pomiędzy nas wcisnął się jeszcze Eruantir. Nie wiem kiedy zdążył się do nas przedostać, ale było to słodkie. Niestety musiałam ich obudzić, gdyż czas było ruszać w drogę. Potrąciłam łokciem Legolasa.
-Mmm...-mruknął cicho i odwrócił się jeszcze bardziej wtulając we mnie. Musiałam załatwić to bardziej brutalnie. Wyrwałam mu się i pobiegłam do jeziorka, by zaczerpnąć w dłonie trochę wody. Gdy to zrobiłam, pobiegłam i wylałam na niego to co zostało.
Podskoczył budząc przy okazji synka Ferena. Mały zaczął płakać. To się wrobiłam... Teraz jeszcze dziecko muszę uspokajać! No ale cóż, taka rola kobiety.

***
Pov.Trzecia osoba

-Co się stało?!-wrzask odbił się od kamiennych ścian. Wojownik zadrgał pod jego wpływem.
-No... Bo... Eladonowi się nie udało, zginął-mruknął mężczyzna.
Osoba siedząca na żelaznym tronie, walnęła pięścią w kolano.
-W ogóle nie można na was polegać!-wojownik skulił się, opuścił głowę w dół.
-Ale mam też dobre wieści panie. Nasi zwiadowcy wczoraj nad ranem zobaczyli grupę przemieszczającą się na zachód. Wśród tych osób był książę Legolas i Vanyamë. Wyjechali i choć co prawda nie wiadomo dokąd, to wiemy, że teraz nikt nam nie przeszkodzi w planie awaryjnym-odpowiedział trochę śmielej mężczyzna.
-No proszę... Jednak się do czegoś przydajecie. Masz rację... Czas na plan awaryjny. Szykujcie się, czas na zabawę...




Tsa... Rozdział do dupy, ale błagam, nie bijcie! I tak weny nie miałam, ale coś napisać musiałam xD Mam ful zapełniony tydzień-codziennie szkoła muzyczna...-więc rozdziały będą mniej więcej co tydzień.

Kroniki Ardy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz