22. Niemoc

829 45 34
                                    

Dwa dni później
Pov.Vanyamë

Król oszalał. Skazał Belianda na śmierć. Wczorajszy dzień był koszmarny, wręcz tragiczny! Namessi płacze cały czas, Legolas się nie odzywa, wuj Elrond stara się ogarnąć władcę, a ja? Ja odwiedzam księcia w lochu i jednocześnie muszę zajmować się Eruantirem, bo oczywiście nikt nie chce mi pomóc. Ale na razie idę do króla, by z nim pomówić o jego decyzji. Wzięłam Eruantira za rączkę i udaliśmy się do sali tronowej.
-Hir-nin-dygnęłam delikatnie, gdyż wolałam się nie narażać.
-Czego chcesz?-spytał oschle.
-Czy twoja decyzja... Jest ostateczna?
-Kolejna...-mruknął pod nosem, by po chwili krzyknąć-Oczywiście, że tak!-spojrzałam na niego przerażona. Co się z nim dzieje? Gdzie jest ten dawny, miły i sprawiedliwy Thranduil? Jego oczy... Coś mi w nich nie pasowało... Czemu już nie są takie błękitne, lodowe? Zaczęłam się bardziej przyglądać.
-No! Już! Idź stąd, denerwujesz władcę!-usłyszałam głos Eladona. Działał mi na nerwy, ale wiem, że z tym gościem jest coś nie tak.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić-odparłam iście królewsko i dumnie podniosłam głowę.
-Zjeżdżaj stąd smarkulo!-przegiął granicę Czarnowłosy, a wtedy wzięłam Eruantira i teatralne wyszłam. Ostatecznie odstawiłam chłopca do Namessi i poszłam do lochów. Beliand siedział pod ścianą przygnębiony.
-No hej...-uśmiechnęłam się delikatnie. Może to nie był czas i miejsce na uśmieszki, ale wiem, że książę właśnie tego potrzebował. Przysiadłam na schodkach obok krat.
-Z twoim ojcem dzieje się coś niedobrego... Ja nie wiem co nim kieruje, przecież cię kocha-powiedziałam cicho. Nastąpiła długa chwila milczenia, którą w końcu przerwał Beliand.
-Wiele złych rzeczy zrobiłem ojcu jak byłem młodszy. Łaknąłem jego władzy, dokuczałem rodzeństwu... Należy mi się.
-Czyś ty zwariował?!-przeraziłam się jego słowami.-Chyba nie chcesz zginąć?!
-Nie, skądże! Ale nie mam za złe ojcu tego wyroku-odparł spokojnie. Jeszcze bardziej zrobiło mi się go żal. Wsadziłam rękę przez kraty, złapał mnie z dłoń.
-Dziękuję ci. Za wszystko, ale mam jeszcze jedną prośbę-powiedział.
-Oczywiście, nie ma sprawy. Dla ciebie wszystko-starałam się podnieść go na duchu. Uśmiechnął się.
-Chciałbym pożegnać się z rodzeństwem... Mogłabyś ich tu przyprowadzić?-spytał z nadzieją, potwierdziłam skinieniem głowy, gdyż nie mogłam wydusić z siebie słowa. Poszłam dalej, by zawołać Legolasa i Namessi. Gdy tylko wyszłam z obszaru lochów zaczęłam ryczeć. Dosłownie. Zrozumiałam, że teraz wręcz muszę chronić bliźniaki przed ich własnym ojcem. Nie będą zachwyceni. Zamknęłam oczy, ale łzy leciały mimowolnie. Ktoś objął mnie od tyłu. Nie obchodziło mnie kto, przytuliłam się do tej osoby. Dopiero, gdy zobaczyłam jasne włosy, zrozumiałam, że mam doczynienia z księciem. Oderwałam się od niego i obtarłam łzy.
-Beliand chciałby się z wami pożegnać. Pójdziesz do niego, prawda?-spytałam zdeterminowana. Zależało mi, żeby mój przyjaciel miał to, czego chce. Leggy pokiwał głową i poszedł po siostrę. Ja natomiast ruszyłam, by obserwować króla i Eladona...

***
Pov.Trzecia osoba

Godzina egzekucji zbliżała się wielkimi krokami. Księcia Belianda już gdzieś wyprowadzono. Namessi, Legolas i Vanyamë poszli ubrać się na czarno. Nie mogli wytrzymać widoku Thranduila pijącego wino. W szczególności księżniczka była rozczarowana postawą ojca. Nie mogła uwierzyć, że posunął się do czegoś takiego. Zabije swojego pierworodnego. Na samą myśl o tym, Namessi przechodziły dreszcze.
-Może da się jeszcze coś zrobić?-zapytała z małą nadzieją w głosie. Vanyamë pilnie studiowała książkę "Uroki-jak pokonać?", ale nikt nie wiedział dlaczego. Wtem elfka wybiegła gdzieś, zostawiając rodzeństwo w szoku. Biegła przez korytarze, aż w końcu dotarła do sali medycznej. Na jednym łóżku leżał Feren, na innych jacyś żołnierze ale nie to było teraz ważne. Poprosiła medyczkę, by znalazła jej jedną rzecz, jedno zioło. Kobieta szybko się z tym uporała i już po chwili Vanyamë miała ziółko w paczuszce. Wróciła zadowolona do pokoju i kazała służkom przynieść wrzątek. Legolas uważnie obserwował poczynania elfki, która zaczęła robić jakiś wywar.
-Co to?-spytał książę.
-Zobaczysz może pomoże-odparła energicznie i znów wybiegła, tym razem, by wlać to do królewskiego kielicha i dać Thranduilowi. Tym czasem na dziedzińcu już się szykowali. Beliand miał zostać zabity poprzez powieszenie, więc szubienica już stała, zaczęli się schodzić zaciekawieni elfowie, którzy coś o jakiejś egzekucji słyszeli, ale nie wiedzieli za dużo szczegółów. I nagle nadeszła pora. Księżniczka i Vanyamë już poszły, ale Legolas jeszcze na chwilkę został. Znaleziono jakąś przemiłą opiekunkę dla Eruantira, gdyż taki maluch nie mógł na to patrzeć. Stanęły z samego przodu, ale tylko dla tego, że Namessi musiała jeszcze spojrzeć na brata.
-Myślałam, że te głupie ziółka zadziałają... Już nigdy nie zaufam książkom-mruknęła cicho Vany. Na placu zebrały się tłumy, ale widząc księcia Belianda, który właśnie został wprowadzony na podest, wszyscy zaczęli między sobą szeptać z niedowierzaniem. Wstał król.
-Dzisiaj jesteśmy tu, by przeprowadzić egzekucję, na zdrajcy który nie tylko pomógł orkom dostać się do naszego królestwa, ale także próbował mnie zabić!-zapowiedział król wywołując jeszcze większe napięcie. Wtedy władca usiadł, jakby zrobiło mu się słabo i kiwnął ręką do Eladona, by kat czynił swoją powinność, a katem był właśnie Czarnowłosy. Nie chciał marnować czasu, więc sam się wcielił w tę rolę. Thranduil zaczął masować skronie.
"Może zaczęło działać!"pomyślała Vanyamë z nadzieją. Tymczasem Beliand już miał zaciśniętą pętlę na szyi. Serce wszystkim mocniej zabiło. On naprawdę to zrobi. Zabije swojego syna. Namessi szeroko otworzyła oczy, gdyż sama nie mogła w to uwierzyć. W pewnym momencie pomyślała, ile osób przyjdzie na jej egzekucję...

Beliand patrzył smutno na swoją siostrę i zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie okazał jej swojej miłości należycie. Gdy zobaczył, że kat sięga do dźwigni zamknął oczy, zaczął cały drgać.
-Nie denerwuj się księciuniu... Zaraz będzie po wszystkim-usłyszał jeszcze od Eladona. Tymczasem księżniczka chciała mu pomóc ale nie miała pojęcia jak. Legolasa wciąż nie było widać, a królowi powoli powracał kolor oczu... Vanyamë to zauważyła, ale było już za późno na wszystko. Beliand wiszący na tej linie zaczął się szamotać, ale miał związane ręce. Namessi wrzasnęła z bólu, jaki zadał jej ojciec. Zabija jej kochanego braciszka... Ale męka Belianda nie trwała długo. Mianowicie po krótkiej chwili linę przeciął rzucony w nią sztylet. Książę spadł na dół i zaczął się mocno krztusić. Wszyscy byli jednocześnie przerażeni, ale i zaciekawieni, kto był jego wybawcą. Wszystko działo się tak szybko, że tylko Vanyamë zobaczyła jak król poderwał się z tronu. Miał z powrotem swoje błękitne oczy, co bardzo ją zadowoliło. Ziółka mogły zadziałać.
-Co tu się dzieje?!-zapytał swoim dawnym głosem. Elfka odetchnęła z ulgą. Wszystko potoczyło się tak, jak miało być.
-Czy ktoś mi to wyjaśni?!-dopytywał się Thranduil. Zapanowała cisza. Nikt nie ważył się jej przerywać. Słychać było tylko pokasływanie Belianda. W końcu głos zabrała Namessi.
-Już nie pamiętasz jak skazałeś swojego syna na śmierć?!-warknęła, bo od dzisiaj nienawidziła ojca.

***
Pov.Vanyamë

-Co zrobiłem?-przerażony Thranduil spojrzał na mnie. Pobiegłam do niego i chciałam mu wszystko wyjaśnić, ale kątem oka widziałam jak Eladon rzuca się na Belianda ze sztyletem. Książę robi unik, ale za drugim razem mu się nie udaje. Elfowie zaczęli krzyczeć, rozbiegać się na wszystkie strony. Nie było już czasu na zrozumienie tej sytuacji przez króla, ale myślę, że on bezproblemowo wiedział, kto tak naprawdę jest zdrajcą i co się działo przez ostatnie kilka dni.

***
Pov.Namessi

Gdy zobaczyłam tego szczura Eladona, już wiedziałam, że to właśnie on, zrobił coś mojemu ojcu. Ale jak rzucił się na Belianda, poczułam do niego taką nienawiść, że musiało dojść do ostateczności. Wyjęłam sztylet z buta i chciałam go załatwić. Ale on był szybszy. Wbił w pierś mojego brata miecz. Bel jęknął i skrzywił się. Przerażona patrzę na ojca, on zastyga w miejscu. Ale Eladon który próbował uciec po ranieniu mojego brata, został postrzelony i padł martwy na ziemię. Odwróciłam się, by zobaczyć kto to zrobił i z uciechą ujrzałam Legolasa. Chłopak był zdenerwowany, gdyż równie dobrze mógł trafić naszego starszego brata. Zdeterminowany ojciec podbiegł do niego, tak jak zresztą my wszyscy.
-Beliand, ion-nin...-jeknął cicho podnosząc go do pozycji siedzącej. -Co ja narobiłem... Nie wybaczę sobie tego!
-Panie, to nie twoja wina. Nie miałeś na to wpływu! To Eladon cię wykorzystał, zaczarował-próbowała ogarnąć sytuację Vanyamë.
-Adar-z trudem szepnął mój ranny brat.
-Ciii... Nic nie mów. Będzie dobrze-mówił król.
-Nie, ada, nie będzie i doskonale o tym wiesz-wysilił się, by na jego twarzy pojawił się uśmiech. Ja nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Legolas też tylko patrzył ze strachem. Nikt nie wiedział co będzie dalej.
-Ada... Pozdrowię od ciebie naneth...
-

Nikogo nie będziesz musiał pozdrawiać, bo z nikim się nie zobaczysz. Zostajesz z nami, synku-ojciec pogłaskał syna po włosach i pocałował w czoło. Już po chwili pojawił się przy nas Elrond. Tylko on może nam pomóc...



Beliand zginie, czy nie? '-'

Rozdział zagmatwany, ale chyba wyszedł fajny. I najdłuższy który napisałam ^.^

Kroniki Ardy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz