* 4.3 Judges' houses *

4.1K 321 87
                                    

Czytając nie wiem który raz ten rozdział zdałam sobie sprawę, że relacja Zayna i Lou tutaj to właściwie relacja moja i V: "pierdol się - też cię kocham" :D




Harry jako ostatni wysiadł z taksówki i poczekał za płacącym kierowcy Louisem, chciał się go o coś zapytać. Dzisiaj pogoda nie dopisała, było chłodno i mgliście, a z nieba przez cały czas leciała lekka mżawka, mimo to nie podążył za innymi tak, jak kazał starszy.

Tomlinson zapłacił kierowcy i ruszył w kierunku wejścia, gdzie czekał na niego Harry. Właściwie nie tylko on, bo obok niego stał mulat i wyciągał z kieszeni paczkę papierosów. To był chyba dobry pomysł, żeby zapalić przed wejściem. Zatrzymał się obok nich i również zaczął przeszukiwać kieszenie.

– Nie wchodzisz, Harry? – zapytał.

– Właściwie miałem pytanie – odpowiedział chłopak.

– Jakie? – odezwał się Louis, a młodszy uśmiechnął się przebiegle.

– Założymy się?

Mulat obserwował całą rozmowę, uśmiechając się pod nosem, a Louis właśnie wyciągnął jednego papierosa i włożył do ust, z drugiej kieszeni wyjmując zapalniczkę i odpalając go.

– To znaczy? – zapytał, zaciągając się.

– Po prostu chciałem założyć się, kto wygra – odpowiedział Harry, ale liczył, że Louis jednak się zgodzi, bo miał naprawdę dobry plan.

– A jaka jest stawka?

– Żadnej – powiedział niewinnie młodszy.

Louis zaciągnął się ponownie i wypuścił dym z płuc. Nie do końca rozumiał, co tym razem siedziało w tej uroczej, kręconej główce bruneta, ale wiedział już, że Harry jest zdolny do wszystkiego.

– Jak to żadnej? – dopytał.

– Normalnie, żadnej – odpowiedział chłopak – tylko... – zawahał się. – Przegrany stawia.

Zayn praktycznie zachłysnął się, dusząc śmiech, kiedy zobaczył minę swojego przyjaciela. I naprawdę nie miał pojęcia czemu, ale teraz chciałby, żeby ta dwójka była razem, zupełne przeciwieństwa, a tak idealnie do siebie pasujące.

Tomlinson spojrzał na chłopaka zaskoczony. Czy jemu się przesłyszało?

– Co stawia? – zapytał, a tamten wyszczerzył zęby, ukazując po raz kolejny te przeklęte dołeczki, od których szatyn był już tak bardzo uzależniony.

– Interpretacja dowolna – odpowiedział, po czym otworzył drzwi i wszedł do środka.

Louis spojrzał nieco zdezorientowany na przyjaciela, który parsknął śmiechem, uprzednio tłumionym z całych sił.

– Z czego się tak cieszysz?

– Ja? Wydawało ci się, wcale się nie śmieję – odpowiedział Zayn i włożył papierosa do ust, a jego policzki przez chwilę zrobiły się wklęsłe. – Ale serio, stary – powiedział, przy okazji wypuszczając dym z płuc – uwielbiam tego małego, jest boski. I wiesz co? Chyba do siebie pasujecie.

Tomlinson jak zawsze posłał przyjacielowi ten udawany uśmiech.

– Pierdol się, Zayn – odpowiedział, ale oczekiwał od niego trochę większego wsparcia.

– Też cię kocham, Loucyfer – zaśmiał się. – To co, idziemy? – zapytał, wrzucając niedopałek.

– Tak, chyba powinniśmy – potwierdził szatyn, zaciągając się jeszcze mocno.

I think I need you [Larry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz