* 7.4 Week III *

3.1K 254 76
                                    

Wstawiam Wam piosenkę, która chodzi za mną od jakichś dwóch tygodni naprzemiennie z Two fux i nie mogę się ich pozbyć :D

Z góry mówię, że wszystkie błędy w Just like you są celowe. Chciałam jeszcze zrobić, żeby faktycznie były poskreślane, ale wattpad to wattpad... Musicie sobie więc te skreślenia wyobrazić :D

Buziole i enjoy :D :*



Harry obudził się. Jak zawsze leżał gdzieś w nogach łóżka, po tylu latach jednak już się tym nie przejmował. Martwiło go raczej, że Louisa nie było obok, ale szybko zdał sobie sprawę, że słyszy szum wody z łazienki, więc prawdopodobnie Tomlinson brał właśnie prysznic.

Niechętnie wygrzebał się spod ciepłej kołdry i ruszył w tamtym kierunku. Wszedł do łazienki zaspany, ledwie powłócząc nogami. Nawet nie miał pojęcia, która jest godzina, bo nie spojrzał na zegarek, ale wydawało mu się, że jest dosyć wcześnie. Doczłapał się do prysznica podziwiając opierającego się o ścianę Tomlinsona, który zupełnie go nie zauważał najwyraźniej pogrążony w myślach, ale Harry nie mógł oderwać wzroku od jego sylwetki, po której spływały krople wody. Wyglądał tak cudownie.

Otworzył drzwiczki kabiny i wszedł do środka. Było tam tyle miejsca, że spokojnie mogliby się pieprzyć na podłodze i Harry lubił ten prysznic z płytkami w kolorze jasnego brązu trochę imitującymi drewno i przekładanymi kamieniami. Louis odwrócił się do niego, a młodszy jedynie go pocałował.

– Dzień dobry, panie Tomlinson – przywitał się.

– Dzień dobry, skarbie – odpowiedział, składając na ustach młodszego delikatny pocałunek.

Harry sięgnął ręką po jakiś żel pod prysznic, ale Louis był szybszy, wylał mu go trochę na głowę i zaczął pienić palcami, czym wywołał cichy śmiech chłopaka.

– A tutaj gdzieś powinny być rogi – oznajmił szatyn, udając, że szuka diabelskich różków.

– Nie mam rogów, jestem aniołkiem – powiedział Harry, obrysowując palcem tatuaż Louisa na klatce piersiowej.

– Mhm, tak... – potwierdził Tomlinson, pochylając się i całując młodszego w szyję. – Nie wierzę ci – dodał, popychając Harry'ego bardziej pod płynącą wodę.

W ciągu kilku kolejnych minut Harry był już w garderobie i zastanawiał się, w co mógłby się dzisiaj ubrać i czy przypadkiem mogłaby to być jakaś rzecz należąca do szatyna, chociaż teraz jego największym problemem zdecydowanie była bielizna. Louis kupił mu jej za dużo i była za ładna, chciałby je nosić wszystkie na raz, bo nie miał pojęcia, które wybrać.

– Biały, czerwony, granatowy, czarny...? – krzyknął do mężczyzny, który jeszcze był w łazience.

– Granatowy – usłyszał w odpowiedzi – chociaż nie wiem, o co ci chodzi.

– A więc granatowe – powiedział sam do siebie, sięgając po granatową koronkę. Wciągnął ją na tyłek i teraz już naprawdę chciał podkraść coś z szafy starszemu. – Lou? – krzyknął.

– Słucham – odpowiedział szatyn i Harry wzdrygnął się, słysząc jego głos za plecami, nie zauważył, żeby tutaj przyszedł.

– Mogę wziąć coś twojego? – zapytał nieśmiało.

– Oczywiście.

Chłopak uśmiechnął się szeroko i od razu zaczął przeglądać t-shirty starszego w poszukiwaniu odpowiedniego dla siebie. Podobało mu się, kiedy mógł nosić jego rzeczy, wtedy jakoś bardziej czuł, że byli parą.

– Lou, to prawda, że w tym tygodniu będzie Michael Bublé, a za tydzień Rihanna? – zagadnął, ale był naprawdę ciekawy.

– Skąd ty masz takie informacje, bo na pewno nie ode mnie? – zapytał szatyn, śmiejąc się.

I think I need you [Larry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz