ROZDZIAŁ 13

184 28 65
                                    


CASIE


Ciemnozielona spódnica i zwiewna koszulka w róże — tak się ubieram na dzisiejszą dyskotekę. Staję przed owalnym lustrem, na którym widoczne są nieliczne zacieki i robię sobie delikatny makijaż. Zazwyczaj nie trudzę się na takie rzeczy, ponieważ wolę się wyspać, ale raz na jakiś czas chyba mogę odejść od normy. Splatam włosy w warkocz i oglądam efekty mojej "pracy". Wykonuję kilka obrotów, spoglądając na moją spódnicę, która wiruje jak parasolki podczas musicali.

Mija dosłownie chwila, a już słyszę dzwonek do drzwi. Może Ethan już jest? Gdy wcześniej ze sobą rozmawialiśmy, powiedział że po mnie przyjdzie. Nie uznaję tego za konieczność, ale to całkiem miłe... Może chce się jakoś zrekompensować po tym, co zrobił Elenie?

Zbiegam ze schodów, pod koniec wykonując skok, który wytwarza wielki huk.

— Nie zabij się tam! — Słyszę donośny głos mamy dochodzący z kuchni. Śmieję się krótko i otwieram drzwi.

Przede mną stoi Ethan. Dłonią jeszcze przeprasowuje błękitną koszulę, po czym strzepuje coś z nogawki granatowych spodni. Kiedy zdaje sobie sprawę, że już tu jestem, gwałtownie prostuje się. Na jego twarzy widnieje coś w rodzaju niepewności. Spogląda na mnie  jasnymi oczami, jakby szukając na coś odpowiedzi. Trzeba przyznać, że wygląda całkiem nieźle.

— Hej — zaczynam z uśmiechem.

— Hej... Dobrze wyglądasz — mówi, by po krótkiej przerwie dodać — To dla ciebie. — W tym momencie wyciąga zza siebie pojedynczy kwiat. Dokładniej żółty tulipan o delikatnych, czerwonych przejściach na górze. Oglądam podarunek z każdej strony.

— Jak mogłeś mi dać kwiatek? Tak już się nie robi. Poza tym... Tulipan? I te kolory się ze sobą tak gryzą... — Spoglądam na Ethana, który stoi z wybałuszonymi oczami. Rozchyla usta, kompletnie nie wiedząc jak zareagować. Cóż...

Chyba coraz lepiej mi wychodzi to całe aktorstwo.

— Jestem okropna. Przepraszam cię, ale trochę ci się należało za ostatnio. — Zatrzymuję się na moment. — I dziękuję, ten kwiat jest piękny — szybko i delikatnie przytulam Ethana, a potem oddalam się. — Pójdę go wstawić do wazonu.

— Ach tak... — Słyszę jeszcze za sobą. Chyba już trochę się rozluźnił. W podskokach udaję się do kuchni, ale w połowie drogi zatrzymuje mnie mama.

— Ja się tym zajmę, twój znajomy na ciebie czeka. — Uśmiecha się do mnie w dość dziwaczny sposób, po czym bierze ode mnie kwiat. Jestem już przyzwyczajona, że każdy przyzwoicie wyglądający chłopak, który tu przychodzi, jest w jej mniemaniu materiałem na potencjalnego męża dla mnie.

— Dziękuję! I nie, to nie jest wybranek mojego serca. — Drugie zdanie wypowiadam nieco ciszej. Potem robię energiczny zwrot w stronę drzwi.  Podchodzę do Ethana i oznajmiam, że możemy iść, a wtedy on trochę zbyt gwałtownie bierze mnie pod ramię. Chyba w tej chwili jakikolwiek protest z mojej strony jest zabroniony... Tym razem mu odpuszczę, ale jeśli przesadzi, nie dam za wygraną.

Prowadzimy ze sobą luźną konwersację, by w niemalże w mgnieniu oka pojawić się przed szkołą. Kiedy wchodzimy na salę gimnastyczną, zaczynają nas otaczać kolorowe światła, niczym sygnalizacja nocą. Na długim stole, a raczej imitującymi to ławkami, znajdują się różne przekąski i napoje. Gdy jeden z balonów spada na moją głowę, karze mi spojrzeć w górę, by dostrzec ich jeszcze więcej w różnorakich kolorach.  Z każdą chwilą zauważam coraz więcej ozdób — małe błyszczące gwiazdki zwisające na sznurkach, kolorowe frędzelki... Wszystko razem tworzy dość ciekawy klimat. Trzeba przyznać, że przewodnicząca całkiem się postarała. Mimo wszystko mam wrażenie, że czegoś brakuje.

To kwestia czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz