ROZDZIAŁ 53

131 22 36
                                    

CASIE & SHANE


Ślepo wpatruję się w stalową, lśniącą klamkę do drzwi. W końcu biorę głęboki wdech i powoli  naciskam na nią drżącą dłonią. Mam się zaraz z nim spotkać.

Wpółleżąc na łóżku szpitalnym, nerwowo wodzę spojrzeniem po jasnym, sterylnym pomieszczeniu. Ona ma zaraz tu być. Nie wiem, czy jestem na to gotowy.

Prawdopodobnie słyszał to, co powiedziałam w telewizji.

Prawdopodobnie słyszała moją piosenkę.

Niepewnym krokiem przekraczam próg, ledwie zauważalnie unosząc dłoń, po czym siadam na krześle obok Shane'a. Odpowiada mi tym samym, niemym przywitaniem.

— Gratulacje, w ostatnim odcinku naprawdę przekroczyłaś samą siebie — zaczynam, unosząc kąciki ust.

— Dziękuję — odpowiadam, a gdy nasze spojrzenia spotykają się na dłużej, prawie równocześnie odwracamy wzrok.

Trwamy tak przez jakiś czas w ciszy, nie mając odwagi na siebie spojrzeć.

— Co do tej piosenki... — urywam w połowie zdania, widząc, że Casie ukradkiem podnosi na mnie wzrok. Mam wrażenie, jakby przygniatały mnie moje własne emocje.

— Jest ładna, świetna. Podobała mi się, naprawdę. — Posyłam mu delikatny uśmiech. — Z resztą, pewnie już wiesz o moich uczuciach... — Chowam twarz we włosach, jakby myśląc, że to pomoże mi się ukryć przed tym, co ma dalej nastąpić. Shane spogląda na mnie przez pewien czas w ciszy.

— Wiem... I ty o moich uczuciach też wiesz. — Lekko splatam jej dłoń z moją. Teraz mam szansę.

Jego dotyk sprawia, że narasta we mnie przyjemne ciepło. Kiedy nieco mocniej zaciskam nasze ręce, wyczuwam coś jeszcze. Kawałek kartki...?

Weź to, proszę.

Nie zmieniając pozycji, ukradkiem przysuwam papier bliżej siebie.

— Wiem — potwierdzam jego słowa. Znów milczymy przez jakiś czas.

— Dużo o tym myślałem i... — Zatrzymuję się, zaciskając wargi. Wiem, że nieważne jakbym chciał, to jest właśnie to, co muszę teraz powiedzieć. — To nie jest ten moment, to nie jest nasz czas. "To" jest wtedy, gdy dwie osoby sprawiają, że nawzajem stają się lepsze, a póki co... Nie jestem w stanie poskładać choćby siebie. — Ponownie przerywam. — W tym momencie masz swój własny, większy bałagan. — Zerkam na zegarek na jej nadgarstku, a potem przenoszę wzrok na oczy Casie.

Chciałabym mu powiedzieć, że się myli. Chcę być dla niego wsparciem, nie pozwolić dopuścić do jego myśli, że jest problemem. Nie jest i nigdy nie był.

Ale wiem, że musiałabym mu powiedzieć to samo.

Dziś rano dostałam wiadomość od nich. Tak jak sądziłam, gra dla mnie się jeszcze nie skończyła, nie jestem wolnym człowiekiem. Muszę doprowadzić pewne sprawy do porządku, nim dopuszczę do siebie kogokolwiek. On i tak już cierpi, nie potrzeba mu więcej powodów do zmartwień, a ja nie byłabym w stanie go oszukiwać. Nie mogę zapomnieć o odpowiedzialności, jaka na mnie spoczęła. Nie mogę nikogo narażać, już wystarczy, że mają moją rodzinę jak na dłoni.

To wszystko mogło wyglądać inaczej.

Gdybyśmy mieli normalne życie, być może właśnie w tym momencie byśmy się beztrosko przechadzali po mieście, jako para. Nie martwilibyśmy się o nic, rozmawialibyśmy o planach na resztę wakacji, opowiadalibyśmy sobie beznadziejne żarty i zaglądali sobie w oczy, czekając na kolejny pocałunek. Może zapomnielibyśmy o czasie, wymieniając się ciepłem, czując bliskość.

To kwestia czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz