ROZDZIAŁ 33

155 26 58
                                    

CASIE


Dochodzi mnie ogłuszający pisk z komórki. Mimo że miałam wrażenie, jakby ktoś mi krzyknął przez megafon do ucha, uśmiecham się lekko.

— Rozumiem, że spotkanie z Eddem się "nawet" udało? — zwracam się rozbawiona do Eleny.

— I to jeszcze jak! — Słyszę, pada na łóżko lub jedną z puf w swoim pokoju. Też bym chciała mieć takie wygodne siedzenia u siebie...

— No to opowiadaj! Każdy najdrobniejszy szczegół... — Zrzucam z siebie kołdrę i siadam na materacu, podpierając głowę o dłoń. Spoglądam na zegarek. Trzy po jedenastej... Pierwszy dzień wakacji, a Casie postanowiła przespać niemalże jego połowę, gratuluję.

— Wiesz, że nigdy nie byłam z tych romantycznych typów. Wpatrywanie się w gwiazdy, kolacje przy świecach — zawsze się z tego śmiałam na filmach, ale teraz...

— Tak, pod tym względem jesteście z Shanem podobni. — Mój uśmiech się poszerza.

— Weź, aż tak źle to ze mną nie jest. — Słysząc to, przewracam oczami. — Wracając. Udaliśmy się do jednej z kawiarni i rozmawialiśmy, i rozmawialiśmy, i rozmawialiśmy... Przez parę godzin. Zapomnieliśmy, że przyszliśmy coś zjeść, nic nie zamówiliśmy, przez parę godzin, rozumiesz? — Cała masa entuzjazmu w jej głosie wkrótce zaraża i mnie. — Potem poszliśmy... a to bardzo dobre pytanie, gdzie. Pamiętam, że coś ustalaliśmy, ale skończyliśmy, krążąc nie wiadomo gdzie i tak w kóóóółko... — Mogę sobie tylko wyobrazić, jak przechadza się po pokoju bez celu, by znowu zająć jakieś miejsce.

— I co dalej? — Otwieram jedną z szafek, zupełnie nie wiem po co, po czym zajmuję miejsce przy biurku. Stukam paznokciami o blat w oczekiwaniu na dalszą część historii.

— Usiedliśmy na jakiś schodkach, gdy znudziło nam się chodzenie. Rozgwieżdżone niebo wyglądało tamtego wieczoru tak pięknie! Albo mi się tylko wydawało. Bo mózg wariuje, gdy no, sama wiesz... — Chrząka. — Mam wrażenie, jakby Edd dopiero wtedy się otworzył, tak no,  w stu procentach. Trochę mi poopowiadał i w sumie dopiero teraz rozumiem, że nie ma zbyt łatwo. — W tym momencie jej głos nieco przygasa, moja twarz też pochmurnieje. — Chciałabym kiedyś poznać to jego sto jeden procent.

— Sto jeden? — Dziwię się.

— No wiesz, każdy ma ten jeden procent siebie, którym nie dzieli się z nikim. — Otwieram usta, by coś odpowiedzieć, ale ostatecznie rezygnuję. W słowach Eleny jest coś z prawdy. W każdym z nas pozostaje ta jedna, tajemnicza cząstka. Cząstka ciebie nigdy nieodkryta przez nikogo.

— Rozumiem... A co potem? —  Po krótkiej przerwie postanawiam wrócić do pierwotnego tematu. Prostuję się, a na moją twarz wkrada się wyszczerz.

— A skąd wiesz, że jest jakieś "potem"? — mówi zaczepnie, ale po jej tonie wiem, że jeszcze nie podzieliła się ze mną wszystkim.

— Musi być "potem", wiem to! — Gdy Elena to słyszy, śmieje się cicho.

— No dobrze. A potem... Delikatnie położył swoją dłoń na mojej... — Urywa na dłuższą chwilę, by niczym Albert utrzymać mnie w niepewności.

— Powiem ci tak: Jeśli jesteś moją przyjaciółką, nie zepsułaś tego! — mówię rozbawiona, wstając z krzesła. Ta znów chichocze.

— No nie! A później jak na mnie spojrzał, pierwszy raz tak dłużej, dłużej... tym swoim szczerym, głębokim wzrokiem i się leciutko uśmiechnął, myślałam, że padnę! — Gdy tego słucham, z mojej twarzy nie schodzi szeroki, głupkowaty wyszczerz. Zaczynam nieudolnie imitować karetkę pogotowia, a Elena znów się śmieje. Widać, że ma dziś świetny humor. Chociaż "świetny", to w tym wypadku zdecydowanie zbyt delikatnie powiedziane.

To kwestia czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz