20. Atak

18K 981 54
                                    

~ Bret ~

Szliśmy ostrożnie przez las.

Cała wataha zachowywała się nad wyraz spokojnie, za co byłem im wdzięczny.

Raz zdarzył się incydent, że niedoświadczony wilk poszedł walczyć i zginął, zanim zdołałem się do niego odwrócić.

To właśnie dlatego ostatnio tak ciężko trenowaliśmy...

Chris szedł obok mnie, a na jego twarzy malowały się różne emocje.

Wyglądał na smutnego, ale bardzo pewnego siebie.

 - Boisz się o nią, prawda? - spojrzał na mnie.

 - A ty byś się nie bał? - odpowiedziałem. Denerwował mnie fakt, że był wyższy o kilka centymetrów i musiałem patrzeć nieco do góry.

 - Nie mam mate, więc nie wiem - oznajmił nad wyraz spokojnie.

Przewróciłem oczami.

Otaczała nas sama zieleń.

Wyostrzyłem wzrok i ujrzałem między drzewami oddalony o kilkadziesiąt metrów budynek przypominający willę.

 - Wiatr wieje z przeciwnej strony, więc musimy otoczyć ich siedzibę - przekazałem wszystkim.

Zaczęliśmy ostrożnie podążać naokoło, chowając się w gęstwinie drzew i krzewów.

Mam nadzieję, że jeszcze żaden wampir nas nie zwęszył, bo jednak wataha liczy sobie cztery tysiące, sześćset dziewięćdziesiąt jeden osób łącznie ze mną, a bez kobiet i dzieci, odrobinę mniej niż trzy tysiące.

Kątem oka dostrzegłem, jak kilka zmiennych przemienia się w wilki, zapewne dla lepszej ochrony.

Powolnie okrążyliśmy budynek, a mój wilk szalał z podekscytowania. 

Bardzo chciał zobaczyć Miley, tak jak ja.

Jak zakładałem, było tylne wejście, ale zdziwiło mnie, że nikt przy nim nie stał.

Tak właściwie, nie spotkaliśmy jeszcze ani jednego wampira.

Jakieś masowe polowanie, czy co?

Powoli podchodziliśmy bliżej i coraz bardziej się denerwowałem.

Dlaczego tu nikogo nie ma!? Przecież tu mieszka masa wampirów!

Nagle zrozumiałem.

Powszechny zapach krwi, którego wcześniej nie wyczułem, zapewne ze zdenerwowania.

Było tam także dużo pijawek, zważywszy na to, że wyczułem także zimno.

Chciałem szybko objaśnić jeszcze taktykę ze sforą, ale zanim zdążyłem otworzyć usta, zza drzwi dobył się dziewczęcy, oskarżycielski krzyk.

 - Ukradłaś mi mojego chłopaka!

Nie rozpoznałem tego głosu, ale ten, który mu odpowiedział, aż za dobrze.

 - Technicznie rzecz biorąc, on nawet cię nie kocha, a poza tym...

Miley.

Moja kochana, piękna, słodka Miley.

Ona żyje.

Ale co miało znaczyć to: ,,ukradłaś mi mojego chłopaka"?

Zwęszyłem moją kruszynkę, tą dziewczynę oraz...

 - Alfo, tam jest Megan - przed szereg wyszedł Ryan. 

 - Wiem - warknąłem, zezłoszczony faktem, że ktoś przerwał mi moje myśli.

Nie znam go ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz