~ Miley ~
Wilkołaki szybko uporały się z wampirami.
Dosłownie weszłam do swojego pokoju, a już usłyszałam, jak wszyscy wchodzą przez główne wejście.
Niektórzy wyli ze szczęścia, że udało nam się wygrać wojnę, a inni po prostu krzyczeli entuzjastycznie.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Byli radośni i to mnie naprawdę cieszyło.
Jednakże niektórym się to nie udzielało.
Zginęło teraz kilkanaście jak nie więcej wilkołaków. Ich mate na pewno były w rozsypce, ale co się dziwić? Straciły swoją bratnią duszę i część życia.
Położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać książkę, chociaż moje myśli wciąż odnosiły się do pełni, która ma niedługo się zacząć.
Gdybym miała się gdzieś podziać, to najpewniej wyjechałabym na tą jedną noc do kogoś, ale nie miałam żadnej rodziny. Teraz wataha jest moją rodziną, więc muszę tu zostać, narażając się na Breta.
Wiem, że by mnie nie skrzywdził, ale to pierwsza pełnia odkąd się poznaliśmy i to nie daje mi spokoju. Naprawdę boję się, że tu przyjdzie i mnie zgwałci.
Moje rozmyślania przerwało wbiegnięcie kogoś do pokoju.
Uniosłam brew, odkładając książkę.
- Czego chcesz, Megan? - zapytałam szorstko. Jasne było, że nie wybaczę jej zdrady tak od razu. Była moją przyjaciółką, ale przyczyniła się do mojego porwania przez wampiry i teraz nie mam stuprocentowej pewności, czy mogę znów jej zaufać.
- Ryan... On... - nabrała głęboko powietrza.
Wstałam z łóżka.
Szatynka ciężko oddychała, jakby biegła tu aż z parteru, co wcale nie było wykluczone.
- Coś się stało Ryanowi? - zapytałam, będąc lekko przestraszona o stan zdrowia swojego przyjaciela.
- Tak - nabrała powietrza do płuc. - Podczas walki zaatakowało go kilka wampirów naraz - spuściła wzrok. - To moja wina. Wiedzieli, że Ryan to mój mate i chcieli się na mnie zemścić za zdradę.
- Gdzie on teraz jest? - podeszłam do niej niepewnie. Musiałam wiedzieć, co się z nim dzieje.
- Właśnie go zanieśli do skrzydła szpitalnego - pociągnęła nosem. - Jest nieprzytomny.
- Idę tam - wyminęłam ją i wyszłam za drzwi.
Dziewczyna wydawała się być bardzo wystraszona perspektywą, że brunetowi coś się stało, ale musiałam najpierw go zobaczyć.
Szybko zeszłam na parter, a Megan ruszyła za mną.
Szłam korytarzem i co jakiś czas skręcałam w prawo czy lewo. Doskonale wiedziałam, gdzie znajduje się skrzydło szpitalne, bo podczas moich treningów nie raz coś sobie skręciłam, a poza tym, kilka dni temu leżała tu zakrwawiona Megan.
Na przypomnienie sobie, że wampiry zostawiły ją na pewną śmierć na ulicy, zakrwawioną i nieprzytomną, bo taki miały plan, ucieszyłam się, że nie żyją, z wyjątkiem Harley'a, który pewnie teraz grasował po jakimś pubie i pił whisky.
Ciekawe, czy kiedykolwiek wyjdzie z tego uzależnienia.
Przed salą zobaczyłam Stacy i Theodora, który pocieszał płaczącą kobietę.
Nic dziwnego, że kucharka płacze, skoro jej jedyny syn teraz umiera.
Na mój widok, podniosła się i do mnie podeszła.
- Co z nim? - zapytałam niepewnie.
- Operują go - pociągnęła nosem, a po jej policzku spłynęła jedna, duża łza. - Ma bardzo głębokie rany i dużo ugryzień - rozpłakała się, a ja ją do siebie przytuliłam i zaczęłam pocieszać.
Może i takie było zadanie luny, aby opiekować się stadem, ale Stacy była moją opiekunką, to ona mnie wszystkiego uczyła i mi we wszystkim pomagała, więc teraz moja kolej.
Uniosła swoje spojrzenie na czekoladowooką, która stała niedaleko nas, oparta o ścianę, ze spuszczoną głową.
Cała sfora wiedziała, że nas zdradziła, dlatego każdy patrzył teraz na nią nienawistnie.
Wilczyca zmarszczyła brwi, a Theodor wstał z krzesła i podszedł do swojej żony.
- Masz jeszcze czelność tu przychodzić? - warknęła w jej stronę.
Szatynka podniosła swoje spojrzenie, ale natychmiast je spuściła.
- Martwię się o Ryana.
- Więc wiedz, że jest w dobrych rękach, a nic by mu się nie stało, gdy cię nie poznał - odpowiedział ostro mężczyzna, ściskając dłonie w pięści.
To się źle skończy...
Nagle z sali wyszedł lekarz, przerywając tym samym jeszcze niezaczętą kłótnię Megan z rodzicami zielonookiego.
- Operacja idzie po naszej myśli - powiedział, a my wypuściliśmy powietrze z płuc - ale możliwe jest, że po tylu ugryzieniach wampirów sprawy się skomplikują.
- To znaczy? - Stacy podeszła do doktora.
- Organizm próbuje powstrzymać jad wampirów przed rozprzestrzenianiem się, ale ugryzień jest na tyle dużo, że nie wiadomo, czy mu się to uda.
- Mój syn umrze? - wilczyca zaczęła szlochać, wtulając się w pierś swojego męża, który mocno ją przytulił.
- Nie - spojrzałam zdziwiona na mężczyznę. Przecież dopiero co powiedział, że organizm Ryana nie da rady powstrzymać jadu, a teraz mówi, że on nie umrze?
- Nie rozumiem - powiedziałam, przypatrując się mu.
- Jadu jest tak dużo, że wilcza strona nie będzie mogła się go pozbyć do końca i będzie musiała go ze sobą połączyć - wytłumaczył. - Rany się już zagoiły, ale nie wiadomo, kiedy się obudzi.
- Co to znaczy, że wilcza strona będzie musiała połączyć się z resztą jadu? - zapytała teraz Megan. Miała niepewny wyraz twarzy.
- Pacjent będzie miał zarówno moce wilkołaka, jak i wampira, ale nie będzie nieśmiertelny.
- Ryan będzie hybrydą? - wypaliłam. Przecież to niemożliwe!
- W rzeczy samej - odpowiedział wilkołak. - Nie będzie jednak musiał pić krwi tak często jak wampiry. Wystarczy mu ona raz na jakieś trzy miesiące.
- To rzadko - uśmiechnęła się lekko Stacy.
- Teraz państwa przepraszam, ale muszę wracać na salę - oznajmił i po chwili zniknął za drzwiami.
CZYTASZ
Nie znam go ✔
WerewolfHej, jestem Miley i za kilka dni będę miała piętnaście lat. Mieszkam z wilkołakami. Wychowałam się na jednego z nich i nie jest dla mnie dziwnym fakt, że mam nawet swojego przeznaczonego, mimo że jestem człowiekiem. Tak się składa, że mój mate jest...