~ Miley ~
Wampiry? Są tutaj? Jak!?
- Powiadom całe stado. Kobiety i dzieci mają zostać w środku i wejść do chronionego korytarza - odparł Bret. Zachował poważny wyraz twarzy, choć dobrze wiedziałam, że boi się o watahę.
- Tak jest, Alfo - chłopak skinął głową i szybkim krokiem oddalił się od nas.
- Bret?
Białowłosy spojrzał na mnie. Jego oczy pozbawione wyrazu na chwilę znów stały się czułe.
- Idź do chronionego korytarza. Kod to 1904 - burknął. Nie mogłam go zostawić! Nie, kiedy szykuje się wojna!
Zaraz... 1904? Dziewiętnasty kwietnia? Moje urodziny!? A tyle sterczałam przed tym kodem!
- Miley, idź - powtórzył.
- Pomogę ci - założyłam ręce na piersi. - Jestem dobra w walce, przecież trenowałam!
Chłopak westchnął.
- Wiem, że potrafisz walczyć, ale nie o to chodzi. Boję się o ciebie, więc po prostu zostań w domu watahy, jasne?
Zbadałam go uważnie wzrokiem. Nie mogę siedzieć w bunkrze, kiedy on będzie walczył. To wykluczone!
- A może ja też się o ciebie martwię, co?
Stalowooki mnie do siebie przytulił.
- Malutka, nie masz po co się bać. Wszystko będzie dobrze, poradzę sobie.
Po tych słowach spojrzał na mnie wyczekująco.
- Dobrze, ale masz na siebie uważać - nalegałam.
Bret pocałował mnie w czoło.
- Obiecuję.
Zaczęłam biec w kierunku domu watahy.
Wiatr owiewał mi twarz, co, na szczęście oznacza, że mój zapach nie będzie wyczuwalny.
Zatrzymałam się za jednym z grubszych drzew i wyjrzałam za nie.
Przed budynkiem ustawiło się w półkolu kilkunastu mężczyzn, groźnie powarkując na oddalone o kilkadziesiąt metrów wampiry.
W porównaniu do nas, u nich walczyły również kobiety.
Spojrzałam w drugą stronę.
Wilczyce pośpiesznie chowały się w środku, pilnując, aby każde dziecko było bezpieczne.
Już miałam do nich dołączyć, kiedy poczułam ucisk na ramieniu.
Natychmiast moje spojrzenie pokierowało się na ową osobę.
- Chyba nie dokończyliśmy naszych sprawunków, jak mniemam.
Spróbowałam się wyrwać, ale mężczyzna był za silny.
- Teraz ten pies ci już nie pomoże.
~ Bret ~
- Do cholery, Chris. Nie wiedziałem, że będzie ich aż tak dużo - mruknąłem, przypatrując się krwiopijcom.
- Są tu jeszcze kobiety, które najpewniej nie potrafią walczyć - starał się mnie pocieszyć, choć dobrze wiedziałem, że nawet on sam w to nie wierzy. - Tylko zastanawia mnie, gdzie jest ich władca?
Zacząłem się rozglądać. Blondyn miał rację. Nigdzie nie było po nim śladu.
Nagle jak na zawołanie, z szeregu wyszła wcześniej wspomniana pijawka.
Król poruszał się wolno, jakby miał na wszystko czas. Chociaż... Przecież właśnie tak było.
Stanął od nas w odległości dziesięciu metrów.
Jego mina lekko mnie niepokoiła. Wyglądał, jakby już wygrał tą walkę.
- Lepiej od razu się poddajcie - zacząłem - albo poniesiecie duże straty.
- Śmieszne - skwitował. - Chciałem powiedzieć dokładnie to samo.
Warknąłem ostrzegawczo.
Moja sfora trenowała przez ostatnie kilka dni na wypadek wojny, choć była ona nieunikniona.
Byliśmy zabezpieczeni w sztylety i kołki, a mimo to, on zachowywał się jak zwycięzca.
- Lepiej siedź cicho, piesku. Jeśli tego nie zrobisz, komuś może stać się krzywda.
- Jesteś za pewny siebie - zmrużyłem oczy. - Doskonale wiesz, że to ty przegrasz wojnę.
- Nigdy nie doszłoby do niej, gdybyś nie zabił mojej siostry - jego oczy zaświeciły się gniewem i wysunął kły. - Ale nie musimy walczyć. Wystarczy, że po prostu ją zabiję.
W tej chwili z szeregu wyszły wie pijawki, trzymając za ręce dziewczynę, która mocno się szarpała.
Te potwory nie mogły wejść do domu watahy, drzwi przecież wciąż były zamknięte.
~ A widziałeś, żeby Miley tam wchodziła? - zapytał mój wilk.
Warknąłem w głowie.
Kurwa, dlaczego się mnie nie posłuchała!? Powiedziała, że pójdzie do schronu!
- Atakujcie - nakazałem, a wilkołaki wyjęły ze swoich pasów kołki i sztylety. Niektóre przemieniły się już w wilki, co powinno znacznie pomóc w walce.
Teraz kierowała mną tylko złość.
Przemieniłem się w moją zwierzęcą postać i głośno zawyłem.
Nieważne co się stanie, muszę chronić moją mate.
CZYTASZ
Nie znam go ✔
WerewolfHej, jestem Miley i za kilka dni będę miała piętnaście lat. Mieszkam z wilkołakami. Wychowałam się na jednego z nich i nie jest dla mnie dziwnym fakt, że mam nawet swojego przeznaczonego, mimo że jestem człowiekiem. Tak się składa, że mój mate jest...